Hello everybody dajcie znać, że jesteście!
W porównaniu do szału, jaki był pod ,,Yes, Professor Riddle'' tu jest za cicho.
___
Dziś był dzień, w którym uczniowie wracali z ferii wiosennych do Hogwartu. Na stacji Hoghsmeade powinni być jakoś przed kolacją.
Tego dnia w Londynie przy ulicy Sorcery 21 była tylko pani Cardwell, jej córka i oczywiście domowy skrzat. Ojciec jak zwykle zaczynał pracę wcześnie rano.
- Anastazja! Chodź tu na chwilę - zawołała w swoim ojczystym języku.
- I'm comin'! - rzuciła córka bez zastanowienia.
- Spakowałaś wszystko? - upewniała się matka.
- Tak - odparła z nutką irytacji. Nie była już przecież małym dzieckiem, a to pytanie padało przed każdym wyjazdem.
- Na pewno? Wzięłaś wiosenny płaszcz?
- Tak, mamo.
- A jakieś lżejsze buty?
- Tak!
- Dobrze - kobieta podeszła do masywnej komody, otworzyła szufladę na samym dole, po czym wyjęła z niej mały pakunek - byłam niedawno u Borgina i Burkesa. Stary Borgin zaproponował mi ten naszyjnik, więc pomyślałam, że ci się spodoba. Zbliżają się twoje urodziny, a nie chciałabym wysyłać czegoś tak cennego przez sowę - podarowała pakunek córce.
Anastazja odwinęła papier, w którym znajdował się owalny, srebrny medalion, wysadzany szafirami w kształcie litery ,,S''. Emanował jakąś dziwną energią.
- Ojej, jest piękny, dziękuję!
- To nie jest żaden byle jaki wisiorek, należał do samego Salazara Slytherina. Wyobraź sobie, że pojawił się w sklepie w roku, w którym się urodziłaś. Dokładnie siedemnaście lat temu.
- Może na mnie czekał - zaśmiała się.
- Ah, jeszcze jedno, nie mów tacie, z jakiego sklepu go wzięłam, dobrze? No, a teraz zbieraj się! Zaraz musimy wychodzić na dworzec.
Ojciec Anastazji nie był wielkim sympatykiem czarnej magii, w przeciwieństwie do matki i całej części rodziny z tej strony.
Drzewo genealogiczne rodziny Cardewell było ciut zawiłe. Owocem pierwszego związku babki Anastazji - Marianny i pewnego Węgra o nazwisku Grindelwald był ojciec chrzestny dziewczyny - Gellert, który nadwyraz upodobał sobie zakazany odłam magii. Z kolejnego małżeństwa Marianny wywodziły się Łucja i Irmina. Łucja poślubiła Brytyjczyka o imieniu William, tak powstała Anastazja. Mimo wielonarodowości, w żyłach każdego z członków rodziny płynęła czysta, czarodziejska krew.
***
Grubo po pierwszym śniadaniu, Riddle wreszcie się obudził. Pierwszy raz od długiego czasu udało mu się przespać całą noc, mimo to czuł się wyczerpany. Był cały mokry od potu, serce mu kołatało i oddychał niespokojnie.
Postanowił wziąć zimny prysznic. Woda lejącą się ze słuchawki spływała po jego rozpalonym, nagim ciele. Rozbudziło go to trochę. Popatrzył na siebie w lustrze. Krople wody kapały z nieco za długich kosmyków. Zdał sobie sprawę, że Anastazja miała rację - zmarniał. Cerę miał jak papier, co tylko uwidaczniało cienie pod oczami. Przemęczenie i rozszczepienie duszy tak na niego wpłynęło. Powinien doprowadzić się do porządku, ale najpierw...
Wyjął spod materaca woreczek strunowy, w którym znajdował się biały, krystaliczny proszek. Wysypał trochę na okładkę pierwszej lepszej książki, następnie wciągnął substancję do nosa.
Ubrał się jak zwykle z klasą, a na piersi przypiął odznakę prefekta. Taki przykładny z niego uczeń, po prostu wzór do naśladowania.
Po chwili poczuł, jak ogarnia go nieopisana energia. W jego głowie pojawiła się gonitwa myśli oraz setki nowych pomysłów. Musiał działać. Gandalf Biały dawał kopa, to trzeba przyznać. W takim stanie aż przyjemnie się uczyło. Miał nadzieję, że Lestrange przywiezie coś jeszcze.
Trząsł niespokojnie kolanem siedząc na kanapie w pokoju wspólnym. Jego rozszerzone źrenice śmigały po notatkach. Nagle przypomniał sobie dzisiejszy sen. To było tak fascynujące i... Podniecające. Zorientował się, że przecież dziewczyną ze snu była Anastazja.
- Kurwa - zaklnął pod nosem.
Tak strasznie jej potrzebował. Uwielbiał, gdy wiła się jak wąż pod jego dotykiem, ale nie tylko. Jej słodki uśmiech był dla niego jak ósmy cud świata, a kiedy spędzał z nią czas, czuł się jak w niebie. Tęsknił za tym. Obwiniał się, że posunął się wcześniej do tak radykalnych kroków. Czy da się to jeszcze naprawić?
***
Hogwart Express zbliżał się do celu. Jeden z przedziałów zapełniła grupa ślizgońskich szóstorocznych. Anastazja nie miała zamiaru siedzieć w przedziale sztywnych prefektów.
- Napisaliście referat na transmutację? - zaczęła nagle Black.
- Burcia, nie gadaj o szkole, proszę. Jesteśmy nadal w pociągu, więc tak jakby ferie jeszcze trwają - poprosił Nathaniel oparty o ramię Benjamina.
- Ale oni zadali tyle pracy domowej, jakby ferie trwały z pół roku! Nie mam pojęcia, w jaki sposób Tom wyrabia się ze wszystkim i jeszcze robi dodatkowe zadania - gdy wspomniała o Riddlu, Anastazja spiorunowała ją wzrokiem.
- Ma swoje sposoby - uśmiechnął się pod nosem Benjamin.
- Co masz na myśli? - zaciekawiła się Anastazja.
- Nic konkretnego, po prostu tak sobie mówię - wybrnął.
- Moim zdaniem jest nieodpowiedzialny, zarozumiały i nie szanuje swojego zdrowia - odparła wyniośle krzyżując ręce na piersi.
- Jasne, teraz tak mówisz, a wcześniej słyszeliśmy coś innego. Imponuje mi jego błyskotliwość i inteligencja, jest taki przystojny, a w łóżku to bóg, oh Tommy! - powiedział Nathaniel udając damski głos.
- Jedno nie wyklucza drugiego. On po prostu jest zadufanym w sobie, narcystycznym dzieckiem o nadprzeciętnej inteligencji i urodzie.
- Gdyby to usłyszał, uznałby za komplement. Zadufany w sobie, narcystyczny... Tak mi mów! - rzekła Amelia w podobny sposób, jak wcześniej jej brat bliźniak.
- Merlinie... Przestańcie! Nie chce o nim więcej słyszeć.
- I tak się zejdziecie, jak po każdej kłótni - stwierdził pewnie Lestrange.
- Nie praw...
- Prawda - poparł go blondyn - on bez ciebie oszaleje. Seks na zgodę i po sprawie.
- Oszalał to on, zrywając z Nastką! - pouczyła go siostra - oszalał i zgłupiał do reszty.
- Nie. Mówcie. O. Nim - zagrzmiała Cardwell.
- Spokojnie, i tak już wysiadamy - oznajmiła Walburga, gdy pociąg zatrzymał się na stacji Hogsmeade.
Na zewnątrz robiło się już szarawo. Ze stacji w asyście nauczycieli ruszyli prosto do zamku, gdzie czekała na nich ciepła kolacja. Długie stoły się zapełniły.
- Czegoś mi tu brakuje - zaczęła Amelia mierząc dokładnie wzrokiem stół ślizgonów.
- Prawda, troche mało słone - zauważył Nathaniel przeżuwając makaron.
- Nie chodzi mi o jedzenie, głupku! Widzisz tu gdzieś Toma? - wyjaśniła.
- Zapomniał o kolacji? - zdziwiła się Walburga.
- Pójdę po niego. Pewnie się zaczytał czy coś... - oznajmił, a następnie wyszedł z Wielkiej Sali.
Zszedł po schodach w dół do lochów. Miał Toma za odpowiedzialną osobę, ale zaczynał żałować, że dał mu ten towar. To nie to samo co nieszkodliwa trawka. Szczerze wierzył, że chłopak nie zrobił nic głupiego.
Zastał go przy kominku w pokoju wspólnym. Skrobał coś intensywnie w dzienniku. Gdy go zauważył gwałtownie zamknął zeszyt.
- Już wróciliście? - powiedział przez nos.
- Tak, jakiś czas temu. A ty co? Kolacja, panie prefekcie! - zaśmiał się.
- Nie jestem głodny - oznajmił.
Lestrange przyjrzał się koledze bliżej. Mimo że kolor tęczówek Riddla prawie zlewał się z kolorem źrenic, mógł zauważyć, że są nienaturalnie rozszerzone.
- Stary, ile tego wciągnąłeś? - zapytał zaniepokojony.
- Nie dużo. Dzisiaj dwie kreski.
- Jak duże były te kreski?! Mówiłem, że byś brał to tylko w wyjątkowych wypadkach.
- Dzisiaj jest wyjątkowy wypadek!
- Módl się, żeby Anastazja nie zobaczyła cię w takim stanie.
- Chuj z nią - syknął i odwrócił się bokiem do kolegi.
- Nie rób z siebie ćpuna - poprosił łagodnie, po czym położył dłoń na jego ramieniu.
- Kto to mówi - przewrócił oczami.
Nagle do pokoju weszła reszta ślizgońskiej paczki. Zajęli miejsca blisko kominka. Tom schował ręce do kieszeni, aby ukryć ich drżenie.
- Cześć, stęskniliśmy się! - przywitał się Avery.
- Mów za siebie - zakpiła Anastazja.
- Nastka pewnie też, ale nie chce się przyznać.
- Jak było na feriach? - odezwał się wreszcie brunet. Trząsł nerwowo kolanem. Czuł, jakby miał eksplodować.
- W porządku, a ty jak je spędziłeś?
- Ciekawe - Tom co chwilę pociągał nosem, więc pewnie większość pomyślała, że jest przeziębiony.
W pewnym momencie z jego nozdrzy zaczęła kapać krew. Ciemnoczerwone krople poplamiły jego koszulę. Walburga podała mu chustkę, a Anastazja zmierzyła przenikliwie wzrokiem, następnie spojrzała pretensjonalnie na Lestranga.
- Powinieneś iść do skrzydła szpitalnego - martwiła się Black, gdy chłopak wyszedł z łazienki.
- To tylko trochę krwi, nic takiego - odparł beznamiętnie.
Anastazja sięgnęła gwałtownie po jego dziennik i przewertowała strony. Nie chciała go przeczytać, szukała czegoś innego. Wreszcie spomiędzy stron wyleciał woreczek strunowy z resztką śnieżnobiałego proszku w środku. Na jej twarzy wymalowana była złość i zawód.
- Zostaw to! - warknął.
- Jesteś skończonym idiotą, Riddle! - strzeliła otwartą dłonią w jego blady policzek, wkładając w to całą swoją frustrację.
Zostawiła na jego twarzy czerwonawy ślad. Zawinęła się do dormitorium, nie miała zamiaru tam dłużej siedzieć. Rzuciła się na swoje łóżko i czując jak złość zastępuje ogromny żal, zaczęła płakać. Zacisnęła mocno pięści tak, że wbiła paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Wzięła kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić.
Tom także ulotnił się z pokoju wspólnego. Schował twarz z drżące dłonie, które ubrudziły się krwią. Krwotok wrócił. Sięgnął po chusteczkę i trzymał ją przy nosie. Czuł, jak całe jego ciało przeszywają dreszcze. Głowa mu pulsowała. Był zły na siebie, że pozwolił, aby Anastazja się dowiedziała. Popełnił błąd. Wiedział, że nie powinien zażywać narkotyku dzisiaj, a jednak to zrobił. Jeszcze nie dawno planował, w jaki sposób naprawić relację z dziewczyną, a teraz wszystko legło w gruzach.___
Wyobraźcie sobie jak wygląda moja historia wyszukiwania jak robiłam research co ma ćpać Tom i jak to działa. Mam nadzieję, że 🐶 nie hakują mi kompa.
Tak, Gandalf Biały to nawiązanie do mojej ukochanej Chyłki.
CZYTASZ
Sukkub [T.M.R] 🔞
FanfictionCo łączy węża i sukkuba? 𝗣𝗼𝗸𝘂𝘀𝗮 To miała być grzeczna książka, a wyszło ja zwykle. Uwaga! Zawiera: 🌿🐁🥂🔞 Żadne z nich tego nie planowało. To po prostu się stało, tak jakby los nagle rzucił ich w siebie. Osobliwa ścigająca oraz błyskotliwy p...