Zmiany 🔄

1.2K 76 17
                                    

Jak dobrze znów wrócić do swojego miejsca na świecie - miejsca, gdzie czujemy się jak w domu. Kamienne podłogi, skórzane kanapy i pościele pachnące kwiatowym płynem do płukania przynosiły na myśl najlepsze wspomnienia, ale także powodowały ukłucie nostalgii. Za jakiś czas będzie trzeba opuścić to miejsce i ruszyć w świat.

Nowi pierwszoroczni, zostali zaprowadzeni do dormitorium w lochach przez nowych prefektów. Gnieździli się w pokoju wspólnym rozprawiając na temat pierwszego wrażenia, jakie zrobił na nich Hogwart. Wszystko nieustannie się zmieniało. Coś mijało, a coś nowego przychodziło. Nowości, zmiany... Mimo wszystko ta sama grupka ślizgonów zajmowała miejsce przy kominku.

- Potrzebujemy nowego szukającego - zaczął Lestrange. Żaden dom nie miał tak zaangażowanego kapitana, jak Slytherin - Malfoy skończył już szkołę, musimy znaleźć kogoś równie dobrego.

- Błagam, tylko nie ten młotek, który zastępował Malfoya na meczu z puchonami w tamtym roku - jęknęła Anastazja łapiąc się za głowę.

- Hej, dopiero przyjechaliśmy, a wy już o quiddichu - wtrąciła się Amelia.

- Quiddich to priorytet - rzekł Benjamin, po czym sięgnął do kieszeni po paczkę Cameli i zapalniczkę, następnie włożył papierosa do ust i podpalił.

- Głupi jesteś, żeby tu palić? - zmierzyła go groźnym wzrokiem Waburga.

- Wyluzuj. Macie dziś wszystkie zły humor. Okresy wam się zsynchronizowały? Spokojnie, mam kumpla prefekta naczelnego! Nikt mi nic nie zrobi. Jak dobrze mieć znajomości - zrelaksował się na fotelu i głęboko zaciągnął - Ah, wolność. Jestem teraz nietykalny...

- Miło pana widzieć, profesorze Slughorn! - krzyknął wesoło Nathaniel, na co zareagowało nawet kilku młodszych uczniów.

Lestrange poderwał się gwałtownie, zgasił prawie pełnego papierosa na stole i rzucił w kąt. Później rozejrzał się nerwowo po pokoju.

- C-co? Zrobiłeś mnie w chuja! Nie ma tu żadnego Slughorna - oburzył się palacz.

- Przecież jesteś nietykalny, Ben! Czego się obawiasz? - zaśmiał się blondyn.

Reszta siódmorocznych także chichotała pod nosem.

- Swoją drogą, zauważyliście, jak bardzo zmieniliśmy się przez te lata? - rozmyślała Walburga, patrząc na twarze wszystkich po kolei.

- To logiczne, gdy tu przyszliśmy byliśmy gówniakami - powiedział Lestrange, wciąż z grymasem na twarzy - Urośliśmy wzwyż, a niektórzy wszerz, niektórym urosły wąsy, niektórym cycki, niektórym ani to, ani to, nabawiliśmy się nałogów, potraciliśmy dziewictwa... A gdybym powiedział, że zmądrzeliśmy, po prostu bym skłamał.

- Nie zgodzę się z tobą. Spójrzcie, ty Anastazjo, stałaś się o wiele poważniejsza i rozważniejsza. Jeszcze rok temu szukałabyś okazji do kłótni z kimkolwiek, kwestionowała swoje racje przy każdej możliwej okazji, a teraz? Co prawda wciąż bronisz swojego zdania i dumy, nie ma w tym nic złego, ale robisz to w... Hmm... Bardziej dorosły sposób. Rozumiesz, prawda?

- Możliwe, że tak jest, jednak wciąż czuję się troszkę jak ta dziewczynka, która pozjadała wszystkie rozumy - zaśmiała się nerwowo - Jak już jesteśmy przy temacie, to ty Walburgo prawie wcale się nie zmieniłaś. Od zawsze jesteś dorosła jak na swój wiek, trzeźwo myślisz i stąpasz twardo po ziemi.

- A moja siostra zmieniła się na gorsze. Warczy na mnie jeszcze częściej niż za dzieciaka! - odparł Nathaniel z udawaną powagą.

- Grabisz sobie! - pisnęła Amelia. 

- O tym mówię! - prychnął odwracając głowę od bliźniaczki.

- Już, już, stop! - Benjamin wepchał się między rodzeństwo, aby nie dopuścić do rozwinięcia się sprzeczki - Wiecie co? Mam wrażenie, że Tom zmienił się na lepsze. Być może to zasługa Anastazji, kto wie?

Riddle zmarszczył brwi.

- Co masz na myśli?

- Jakby to powiedzieć... Stałeś się taki... Ah, nie chce użyć złego słowa...

- Chyba wiem, co masz na myśli, Ben - wtrąciłam Anastazja. Ona nie bała się bezpośrednio wytknąć Tomowi jego cechy - Po prostu zmiękczałeś, Tommy. Nawet nie zauważyłeś, kiedy z zaczepnego, chłodnego zarozumialca stałeś się miękką kluseczką uwielbiającą się przytulać. O to chodziło, Ben?

- T-tak, tylko ująłbym to troszkę inaczej.

Oczywiście, że Anastazja chciała sprowokować węża. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak to wpłynie na Toma. Przewidziała kilka ruchów do przodu. Chłopak po tak bezpośrednim stwierdzeniu uświadomi sobie swoją słabość, przez co będzie chciał ją ukryć, a tym sposobem nieświadomie ją pogłębi. Tłumione uczucie wywoła jeszcze większe przywiązanie. Wszystko na korzyść Anastazji. Co prawda zataiła trochę prawdy. Tom stał się o wiele bardziej emocjonalny, także w tę negatywną stronę. Zauważyła to, gdy specjalnie go podburzała. Miał w zwyczaju wybuchać złością, a nawet częściowo tracił nad sobą panowanie. Posiadał silną potrzebę dominacji, która potrzebowała być ujarzmiona.

Riddle zacisnął pięść wpatrując się w płomienie tańczące w kominku. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Anastazja weszła mu w słowo.

- Ale to nawet dobrze! - wtuliła się czule w tors chłopaka, który zareagował nijak - W końcu pokazujesz, że mnie kochasz.

- Nie kocham cię - pomyślał. Nie był w stanie tego powiedzieć. To zabrzmiałoby źle, tym bardziej przy wszystkich. Nigdy nie przyznał, że ją kocha, ale nigdy też nie powiedział, że jej nie kocha. Miłość to zbyt abstrakcyjne pojęcie. Riddle nie lubi abstrakcji, woli realizm. Realna jest fizyczność. Wolał ją dotknąć, niż rozwodzić się, na tym, co czuje. Może dlatego, że w rzeczywistości bał się tego uczucia. Tak to już jest, że ludzie boję się tego, czego nie znają.

Sukkub [T.M.R] 🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz