Starcie wielkich umysłów 🧠

1.2K 69 17
                                    

Słońce wstało ponad horyzont. Na zewnątrz szron pokrywał dachy, a nocne przymrozki zdarzały się coraz częściej.

Anastazja okryta kołdrą po uszy otworzyła powoli oczy. Jej koleżanki już były na nogach i szykowały się do śniadania. Poprzedni dzień był ciężki, musiała go porządnie odespać. Wczoraj znów kłóciła się z Tomem o głupoty. Swego czasu był coraz bardziej rozdrażniony. Stres związany z nakładaniem się na siebie spraw niesłusznie wyładowywał na dziewczynie. Był egoistą. Nie obchodziło go, jak ona się z tym czuje, a przynajmniej wmawiał sobie, że go to nie obchodzi. Anastazja czuła się nijak. Zdawała sobie sprawę, że nóż, jakim Tom próbuje zadać jej rany jest obusieczny.

Mimowolnie zamknęła oczy i ponownie zasnęła.

Po chwili przebudziła się. Zerknęła na zegar. Za pięć minut zaczynało się śniadanie. Gdyby pierwszą lekcją było wróżbiarstwo, odpuściłaby je, ale dzisiejszy dzień zaczynał się od eliksirów. Wyskoczyła z łóżka, błyskawicznie przebrała się i wykonała poranną toaletę, następnie ruszyła w stronę Wielkiej Sali uprzednio zarzucając na ramię skórzaną torbę.

Przy stole ślizgonów wypatrzyła Walburgę, ale Amelii tam nie było. Wcisnęła się na miejsce obok koleżanki. Czuła na sobie wzrok Riddla, który siedział kilka metrów dalej. Nie patrzyła na niego. Właściwie, za względu na wczorajszą kłótnię traktowała go jak powietrze. Tom nie znosił być ignorowany. Była pewna, że w końcu sam się do niej odezwie.

Kiedyś przeżywałaby kłótnię i z pewnością uznałaby ją za kryzys w związku, ale wydoroślała. Różnica między jej zachowaniem teraz, a niespełna rok temu była spora. Metodą prób i błędów nauczyła się obsługi Riddla oraz zrozumiała, że konflikty i wszelkie różnice zdań są nieuchronne. Tym bardziej w związku osób z takimi osobowościami i rządzą dominacji jak oni.

- Wreszcie jesteś, jajecznica już prawie wystygła - zaczęła Walburga.

- Gdzie jest Amelia? - zapytała Anastazja rozglądając się na boki.

- Zjadła szybko, a później porwał ją jakiś gryfon.

- Gryfon?

- Tak, gryfon.

Anastazja nałożyła sobie jedzenia. Nie do końca miała apetyt, ale matka zawsze powtarzała jej, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia i trzeba je zjeść. Mózg zużywa duże ilości energii, więc trzeba mu dostarczyć odpowiednią dawkę energetyczną, aby mógł pracować odpowiednio.

Przełknęła kilka grzanek z masłem i popiła kawą. Walburga cierpliwie poczekała na koleżankę, aby razem z nią udać się na lekcje. Anastazja ukradkiem zerknęła na Toma. Na nieszczęście ich spojrzenia się spotkały, wtedy odwróciła głowę w drugą stronę.

Wreszcie wyszły z Wielkiej Sali. Miały już kierować się do sali lekcyjnej, jednak coś przykuło ich uwagę, mianowicie Amelia i ów gryfon cali w skowronkach.

- Czy to nie jest przypadkiem... - zaczęła Anastazja starając się rozpoznać chłopaka.

- Leon Smith - oznajmiła Black.

- Chwila - zastanowiła się chwilę - Czy to brat tego szmalowatego Smitha, kapitana drużyny Gryfonów?

- Nie jestem pewna. Smith to popularne nazwisko. Może to tylko zbieżność, ale warto się upewnić. Dla dobra Amelii.

Anastazja wiedziała do kogo najlepiej zgłosić się z taką sprawą. Istniała jedna osoba, która nazwiska wszystkich szlam miała w małym paluszku, jednak dziś do tej osoby nie miała zamiaru się odzywać.

Zabrzmiał dzwonek. Dziewczyny ruszyły szybkim krokiem do klasy do eliksirów. Dzisiejszą lekcję mieli razem z krukonami. Profesor Slughorn już siedział za swoim mahoniowym biurkiem i przeglądał jakieś papiery. Tym razem na podeście nie stał żaden bulgoczący kociołek ani żadne zapachy różnej maści nie wydobywały się z klasy, więc spodziewały się lekcji teoretycznej. Cała grupa zajęła miejsca w klasie, jednak wciąż brakowało Amelii.

- Dzień dobry wszystkim. Lestrange, zamknij za sobą łaskawie drzwi - powiedział profesor Slughorn podchodząc do tablicy - Doszedłem do wniosku, że warto byłoby przetestować was przed prawdziwymi egzaminami.

Sięgnął po kredę i bazgrał na niej przepis na eliksir odurzający, podczas gdy w klasie rozlegały się ciche szmery. Nikt nie lubi niezapowiedzianych kartkówek.

- Kolejny troll gwarantowany - mruknął pod nosem Lestrange.

- Osoba, która uwarzy najlepszy eliksir otrzyma dodatkowo cząstkowy stopień Wybitny - wyjaśnił profesor i spojrzał mimowolnie na Toma - Więc się nie stresujcie. Nie ocenię was negatywnie. Chodzi o to, abyście sprawdzili swoje umiejętności.

Jak się nie stresować? Tylko jedna osoba otrzyma najwyższą ocenę, a reszta nic. Anastazja nie chciała być tą resztą, która zostanie z niczym. Musiała się wykazać, musiała być pierwsza!

Taki sam plan miał Riddle. Dla niego gorsza od porażki była tylko śmierć. Nie odda tytułu najlepszego ucznia za żadne skarby świata.

- Zabierajcie się do roboty! Macie równo dwie godziny na przygotowanie eliksiru, składniki są w szafce, jak zwykle. Czas start!

Rozpoczął się wyścig o najlepsze jakościowo składniki, któremu profesor Slughorn przyglądał się popijając herbatkę. Ktoś popchnął Anastazję tak, że przewróciła się wprost na Toma. Znalazła się naprawdę blisko jego twarzy. Chciał pomóc jej wstać, ale ona zrobiła to o własnych siłach, następnie otrzepała szatę. Chłopak tylko westchnął i mruknął pod nosem coś w stylu ,,daj już spokój''. Anastazja stanęła przy swoim stanowisku z kociołkiem i wykazała się iście ślizgońskim sprytem.

- Accio! - wypowiedziała zaklęcie, którym przywołała wszystkie potrzebne składniki.

Większość osób podchwyciła jej pomysł.

Zaczęli tworzyć eliksir. Wyścig trwał w najlepsze, Anastazja raz po raz ukradkiem spoglądała na ręce Toma. Radził sobie zdecydowanie za dobrze. Musiała coś z tym zrobić, przecież cel uświęca środki. Jego stanowisko znajdowało się niemal metr obok. Kiedy znudzony Benjamin zagadał Riddla, wtedy Anastazja dorzuciła ukradkiem do kociołka konkurenta jedno dodatkowe ziarno piołunu. Wykształceni alchemicy doskonale wiedzą, że jeden błędnie dobrany składnik jest w stanie zmienić cały eliksir.

Niepokojące było, że Amelia wciąż nie pojawiła się na lekcji. Pół biedy, gdyby to był jakiś nieistotny przedmiot, ale eliksiry są bardzo ważne.

Wreszcie nadszedł czas ocenienia prac.

- Nawet nie zrobiłeś porządnej bazy. Pomidorową też gotujesz na wodzie? - powiedział profesor Slughorn do Benjamina, kiedy zaglądał do jego kociołka.

- On nie gotuje - prychnął Nathaniel pod nosem.

Nauczyciel obszedł wokół stanowisk sprawdzając kolor, konsystencję i inne ważne wartości wskazujące na jakość eliksiru. Wreszcie zbliżył się do kociołka Toma. Po zbadaniu właściwości cieczy jego mina zdradzała niedowierzanie. Jeszcze raz dokładniej przyjrzał się zawartości naczynia. Wastchnął głęboko.

- Przykro mi Tom, musiałeś mieć dziś wybitnie zły dzień. Twoje eliksiry zawsze są pierwszorzędne, ale niestety nie dziś - powiedział poklepując ślizgona po plecach.

Riddle stłumił złość, jednak oczy wciąż mu płonęły. Anastazja przy sąsiednim stanowisku tylko uśmiechnęła się złośliwie.

- Za to pannie Cardwell eliksir wyszedł zdumiewająco! Kręci się w głowie od samych oparów - Slughorn wpatrywał się w zawartość cynowego kociołka - Z radością muszę stwierdzić, że to najlepszy eliksir w klasie. Gratuluję!

Riddle zdecydowanie nie cieszył się z sukcesu Anastazji. Działała mu na nerwy od wczoraj, ale bardziej niż jej zarozumialstwo, irytowało go, kiedy go ignorowała.

Zadzwonił dzwonek na przerwę, a po wyjściu z klasy Tom złapał dziewczynę za szatę i pociągnął do siebie. Walburdze czekającej na przyjaciółkę posłał piorunujące spojrzenie, więc ta zrozumiała, że powinna się ulotnić.

- Mowę ci odebrało czy stałem się powietrzem? - warknął.

- Puść mnie, Tommy - powiedziała ostrzegającym tonem.

- Tommy - powtórzył - Wiesz, że jedynie z twoich ust akceptuję tę formę mojego imienia? - ujął jej podbródek i uśmiechnął się złowieszczo.

- Zauważyłam - odparła krótko i beznamiętnie.

- Nie udawaj takiej chłodnej - złapał mocniej jej żuchwę, aby patrzyła wprost na niego - długo bez ciebie nie wytrzymam. Bez twojego... Żaru.

- Wczoraj mówiłeś zupełnie co innego. Dlaczego jesteś taki bipolarny? Co chwilę zmieniasz zdanie.

- Przed tobą nie udaję - przeszył ją zimnym spojrzeniem wywołującym dreszcze - Za dużo o mnie wiesz.

- Właśnie, że udajesz. Gubisz się we własnych kłamstwach. Udajesz przede mną i przed sobą samym.

- Co niby miałbym udawać? - zakpił przyciągając ją mocniej do siebie - No, zaskocz mnie.

Pociągnęła za jego krawat, tym samym zmuszając go do zbliżenia się jeszcze bardziej.

- Odpowiedz sobie sam - szepnęła elektryzująco - Co teraz czujesz, kiedy jesteś tak blisko? Kiedy w każdej chwili możemy skoczyć do łazienki na szybki numerek? Co czujesz, gdy mnie przy tobie nie ma? A co, kiedy po prostu jestem i trzymam cię za rękę tak jak teraz? Może wewnątrz nie jesteś tak bezduszny, na jakiego się kreujesz? Co ty czujesz? Czy ty właściwie czujesz cokolwiek?

- Skończ pierdolić głupoty i zamieńmy hipotetyczną sytuację w faktyczną, skoczmy na szybki numerek.

- Spodziewałam się po tobie bardziej wartościowej odpowiedzi.

- Cóż, zawiodłem cię, ale ty nie zawiedź mnie - Riddle zaczął ciągnąć Anastazję w stronę pierwszej lepszej łazienki.

- Nie wszystko ci się należy. Zrozum wreszcie, że nie jestem tym typem osoby, który będzie na każde twoje zawołanie.

- Nie chcesz seksu?

- Pewnie, że chcę, ale pod warunkiem, że skupisz się na mnie.

- Już wiem, co dziś zjem jako lunch.

Tom oblizał  ponętnie usta, kiedy wpadli do pobliskiego schowka na miotły.

___

Wydajność mi spadła, tak wiem :c

Sukkub [T.M.R] 🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz