Wielkanoc nie była tak hucznie obchodzonym świętem w Hogwarcie, jak Boże Narodzenie. Ferie wiosenne, z resztą tak samo, jak zimowe, część uczniów spędzała w domu. Tom Marvolo Riddle powrócił do swojej rutyny. Jako jeden z niewielu uczniów zastał w szkole na ferie. Klimat prawie całkowicie opustoszałej szkoły to było coś, co uwielbiał. Mógł do woli przechadzać się samotnie korytarzami i odkrywać nieznane zakamarki zamku, lecz najważniejsze było to, że wreszcie doczekał się świętego spokoju. Bez przylepy Hughes, bez irytujących pierwszoroczniaków i bez Anastazji. Pustkę, do której oczywiście nie przyznawał się nawet przed samym sobą, wypełniał nową wiedzą, nikotyną, a nawet zdarzało mu się sięgać po cięższe specyfiki. Pociągał nosem, jakby miał intensywny, wodnisty katar. Palenie zwykłych fajek było dla niego zbyt mugolskie i czasochłonne. Dostarczał nikotynę do organizmu w mniej znany sposób - poprzez tabakę. Sypał ścieżkę brązowego proszku, a następnie wciągał przez nos. Nie śmierdział papierosami i nie musiał wychodzić za każdym razem na zewnątrz. Cóż za wygoda! Zdarzało się, że do drugiej dziurki pakował krystaliczny proszek znany pod nazwą Gandalfa Białego. Po takiej mieszance środków pobudzających ręce mu się trzęsły bardziej niż alkoholikowi podczas delirki. Ignorował to. Liczyła się wydajność. Oczywiście fakt, że podkręcał się różnymi mniej lub bardziej legalnymi środkami, pozostawał słodkim sekretem.
Nauczyciele zadali masę prac domowych i jeszcze raz tyle dodatkowych zadań. Dla ambitnego prefekta dodatkowe oznaczało obowiązkowe. Do południa ślęczał nad nauką szkolną, później zajmował się samokształceniem z dziedziny czarnej magii. Gdy zdał sobie sprawę, że książka podebrana z działu ksiąg zakazanych, którą pozostawił w pokoju wspólnym, jakiś czas temu zniknęła, błagał Merlina, by nie wpadła w niepowołane ręce. Po czasie na szczęście całkiem o niej zapomniał.
Profesor Slughorn był bardzo zawiedziony, kiedy doszły go słuchy o zakończeniu związku Toma i Anastazji. Kilkakrotnie zaczepiał chłopaka i wypytywał o powód rozstania, ale Riddle umiejętnie odchodził od tematu.
Tom prawie całkowicie uwolnił się od myśli związanych z Anastazją. Tłumił je całą swoją siłą woli. Zamknął gdzieś w zakamarkach duszy i strzegł, aby się nie wydostały. Był z siebie dumny jak nigdy.
Po długim, wyczerpującym dniu, kiedy substancje pobudzające wprowadzone wcześniej do jego organizmu się ulotniły, ogarnęła go niewyobrażalna senność. Położył się do łóżka i po pewnym czasie spędzonym na przewracaniu z boku na bok, wreszcie zasnął. Miał sen tak realistyczny, że wątpił, czy to wytwór jego podświadomości, czy jawa.
Znalazł się w bardzo długiej komnacie o wysokim sklepieniu spowitym zielonkawą poświatą. Nieokreślone źródło światła oświetlało tylko jej koniec, gdzie stał tron obity pikowaną skórą i zdobiony szlachetnymi kamieniami. Oparcia owijały rzeźbione węże z rozdziawioną paszczą. Gdy Riddle dosiadł tron, na jego głowie zmaterializowała się korona z takimi samymi gadzimi wstawkami. Nagle usłyszał dźwięk kroczących, bosych stóp. Nie potrafił określić dokładnie kierunku, z którego dochodził. Kroki były delikatne, stawiane z gracją. Krocząca postać się zatrzymała. Stała w cieniu, więc nie był w stanie rozpoznać sylwetki. Mimo to domyślał się, że to kobieta. Chciał coś powiedzieć, lecz z ust wydobył się tylko niewdzięczny syk. Postać wpatrywała się w niego, czuł to. Wzbudziło to w nim niepokój. Gdy wreszcie się zbliżyła, zobaczył idealną kobiecą sylwetkę w całej okazałości. Proporcje były wręcz perfekcyjne, wyglądały jak namalowane przez da Vinciego. Włosy spływające po jej szczupłych ramionach sięgały aż za pośladki. Twarz wciąż spowijał mrok, jednak przypuszczał, że jest tak samo idealna, jak reszta ciała. Stała przed nim dumnie wyprostowana. Gdzieś to już widział...
W pewnym momencie usiadła okrakiem na jego udach. Szeptała coś w nieznanym mu języku. Mimo że nie rozumiał słów, to sam uwodzicielski ton głosu wprowadzał go w trans. Przygryzała płatek ucha chłopaka, ocierając się ciałem o jego tors. Uległ jej. Oddałby wszystko, aby dotknęła go jeszcze raz. Szalenie go podniecała. Miała w sobie coś nadzwyczajnego. Kiedy pstryknęła palcami, ubrania Riddla wyparowały. Czuł wilgoć między nogami tajemniczej kobiety. Objął ją w biodrach, przyciągnął bliżej i zatopił się w perfekcyjnym ciele. Wydzielała tak miłe ciepło, jak płomień kominka. Jego palce błądziły po aksamitnej, wrzącej skórze i od czasu do czasu wplatały w długie kosmyki. Czuł się tak dobrze, jak nigdy. Jej mięśnie kegla zaciskały się miarowo na członku bruneta. Poruszała biodrami umiejętnie, podczas gdy on wzdychał i pojękiwał. Wszystko wokół było nieważne, liczyła się tylko ona - jego anima, bogini. Oplotła dłońmi szyję chłopaka, który tylko wpatrywał się w nią nienaturalnie rozszerzonymi źrenicami, jakby był zahipnotyzowany. Tak bardzo pragnął więcej. Ruchy dziewczyny przyśpieszyły. Tom jeszcze bardziej przycisnął plecy do miękkiego oparcia tronu. Chciał złapać za jej biodra i dostosować rytm do swoich potrzeb, lecz nie ośmielił się. Drażnił tylko łechtaczkę dziewczyny, aby to jej było przyjemniej. Oddał się całkowicie, uległ, zatracił się w jej uroku. Ściany dziewczyny zacisnęły się mocniej. W momencie, kiedy Riddle był już bliski szczytu, po prostu z niego zeszła, pozostawiając go z niedosytem i uśmiechnęła się jadowicie. Pragnął jej dotyku najbardziej na świecie. Chciał objąć ją, pieścić, lecz ciało odmawiało mu posłuszeństwa.
W jej dłoni ni stąd, ni zowąd pojawił się sztylet. Nie chciała nim nikogo okaleczyć. Wzięła w garść swoje lśniące włosy i ucięła przy samej szyi. Tom poczuł ukłucie w sercu, jakby to jego zraniło ostrze, lecz wciąż patrzył na postać z pożądaniem i namiętnością. Niespodziewanie mrok spowijający jej twarz zniknął. Zauważył, że na głowie ma dwa spiralne rogi. Nawet z demonicznymi atrybutami była nieopisanie piękna. Oblicze dziewczyny wydawało się mu nad wyraz znajome te kocie, szmaragdowe oczy... Zbliżyła się do niego, jakby chciała go pocałować, ale zamiast tego ściągnęła koronę z jego głowy i założyła na swoją. Dostrzegł jeszcze jeden szczegł - na jej nadgarstku błyszczała srebrna bransoletka, tą samą, którą podarował Anastazji.
- To ja jestem królową - powiedziała z kpiną.
Sylwetka dziewczyny oddalała się i zacierała. Wycieńczony brunet powoli tracił ostrość widzenia, aż wszystko przepełniła ciemność i chłód.
___
Czytałam angielskiego wattpada, brakuje mi takich mocnych lemonów na polskim XD
Chyba pora coś z tym zrobić.Cytat oczywiście z legendarnej Psychodeli Kalibra 44.
CZYTASZ
Sukkub [T.M.R] 🔞
FanfictionCo łączy węża i sukkuba? 𝗣𝗼𝗸𝘂𝘀𝗮 To miała być grzeczna książka, a wyszło ja zwykle. Uwaga! Zawiera: 🌿🐁🥂🔞 Żadne z nich tego nie planowało. To po prostu się stało, tak jakby los nagle rzucił ich w siebie. Osobliwa ścigająca oraz błyskotliwy p...