Część 1

566 26 2
                                    

-Okej,spakowałam wszystko. Mogę wychodzić.
-Ann!! Zjadlaś śniadanie? - Spytała się mama.
-Nie,ale mamo spóźnie się. Kupie sobię coś w sklepiku. Do zobaczenia. - Z pośpiechem zamkneła drzwi i udała się szybkim krokiem do szkoły. W słuchawkach leciał stary kawałek. Ann kochała taką muzykę. Jak codzień przez całą drogę do szkoły z uśmiechem witała się z Panią Mett.

-Dzień dobry pomóc w czymś Pani?-spytała się.

-Nie dziekuje,spóźnisz się do szkoły Ann. Ale dziekuje za dobre chęci. Miłego dnia. -Z uśmiechem odpowiedziała staruszka.

-Pani również życzę miłego dnia. - Odpowiadając odwzajemniała uśmiech.

Po kilku minutach dotarła do bram szkoły,cichutko westchneła i weszła za próg klasy.

Lekcja mineła szybko. Ann wyszla z klasy i usiadła przy szafkach,patrzac na swoj obiekt westchnień. Wysoki brunet o piwnych oczach,bardzo wysportowany lubiacy muzyke. Tylko tyle o nim wiedziala. No niestety była zbyt niesmiała żeby do niego podejść. Wpatrzona wystraszyła się Kate,która usiadła obok niej.

-No podejdź do niego,a nie tak siedzisz na dupie i się patrzysz. W taki sposób nic nie zdziałasz. - Powiedziała śmiejąc się.

-Zwariowałaś?! Jestem taka nieogranięta dzisiaj,a poza tym się bardzo wstydzę. Ja nie podejdę,nie ma szans.
-No to w takim razie siedź i się napalaj,haha twój problem. - Powiedziała to i odeszła.
- Ha! Mam bardzo fajną przyjaciółkę. - Westchneła.

Lekcje mineły w zaskajującym tempie.

Wracając do domu specjalnie pojechała autobusem,by jeszcze przez chwile na niego popatrzeć. Wychodząc za nim z autobusu,nieszczęśliwie potkneła się i upadła. Nie mogła ruszyć nogą. Nagle nad sobą usłyszała męski,jakże znajomy głos.

-Wszystko wporządku?

Lekko podniosła głowę i ujrzała go. Zaniemówiła. Stał nad nią, tak ten John. Jego piwne oczy wpatrywał się w jej twarz czekając na odpowiedź.

- Wiesz,jakbyś mogła mi odpowiedzieć bo się trochę spieszę,haha - zaśmiał się.
- Tak,tak. Wszystko jest wporządku.- odpowiedziała zawstydzona.

Chłopak podał jej ręke ale ona upadła bo noga bardzo ją bolała.

-Oo chyba jednak nie,wstań oprzyj się o mnie. Zawiozę cie do szpitala.
-Nie nie!! Nie chcę do szpitala,wszystko jest okej,przejdzie mi. Ał.
- Śmiem wątpić,Ann. - Zabrał ją do autobusu. A w jej głowie tkwiła tylko jedba myśl,że znał jej imię!! Chciała krzyczeć,tańczyć ze szczęścia no ale nie wypadało.

Już siedząc obok niego cała się rumieniła,gdy rozmawiała język jej się plątał.

Wysiedli na przystanku obok szpitala. Zaprowadził ją pod sam gabinet.
-Przepraszam cię,ale spieszę się trochę. Piradzisz sobię?
-Tak,tak.. Jak najbardziej. Możesz iść,cześć.-powiedziała i uśmiechneła się.

-Trzymaj się. Cześć- odpowiedział John odwzajemniając uśmiech.

Ann była tak podniecona całym zajściem,że niezauważyła lekarza, który stał nad nią.

-Czy szanowna Pani pozwoli ze mną?
-Tak,juz..przepraszam.- odpowiedziała skrępowana dziewczyna.

Po godzinie mama odebrała ją ze szpitala.

-Co ty wywinełaś córuś?
-Przewróciłam się mamo,jak wysiadałam z autobusu.
-Na samym poczatku gdy się przeprowadziliśmy,mówione było,że jeśli chcesz gdzieś wyjść to do mnie dzwonisz. Ojciec będzie na ciebie wkurzony.
-Za co znowu!? Co on odemnie chce!!? I nie jest moim ojcem.!
-Zgineło 500zł z szkatułki i podejrzewamy,źe ty te pieniądze zabrałaś. On tyle dla ciebie,dla nas robi. Należy mu się szacunek.
-Chyba was coś opętało.! Ja rzadnych pieniędzy nie brałam!
-Pogadamy jak będziemy w domu,a teraz przymknij to okno,bo zimno.

Ann była wkurzona,ładnie mówiąc. Jej ojczym zawsze się jej czepiał,widać było,że jej nie akceptuje i robił jej zawsze problemy.
-Wysiądź i otwórz bramę,Ann.

-Zaraz się zacznie - westchneła.

To skomplikowane.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz