Część 12

179 21 1
                                    

Ann,tak bardzo czekała na sobotę,dlatego dni tak cholernie sie dłużyły.. Dzisiaj jest piątek ma iść z Kate szukać sukienki dla siebie na jutrzejszy osiemnastkowy wieczor,zblizaly sie wakacje,ale w tym roku czerwiec byl wyjatkowo chlodny. Ann i Kate spotkaly sie na kiejscu.. W centrum.

-Cześć -powiedziała przytulając Kate.

-Hej Ann. - Odpowiedziała. Wyglądała trochę na przygnębioną.
-Coś się stało Kate?
-Można tak powiedzieć.
-Słucham,mów.
-Aa chłopak ze mną zerwał.
-Co? Czemu?
- W dupie mu się poprzewracało.

Wybuchły śmiechem. Kate przesadnie tego nie przeżywała.

-To co.. Czego szukamy? -Spytała.
-Sukienki ale skromnej,nie lubie jakichś świecących ani z wielkim dekoldem.
-Oj Ann... Dla Johna mogłabyś odpuścić.

Ann posłała tylko uśmieszek w stronę Kate.

Przechodziły od sklepu do sklepu. Kate była już trochę wkurzona bo Ann była wymagająca,co do skromnej sukienki. Przymierzała ich mnóstwo. Czerwone,niebieskie,zielone,białe,czarne. Ale jej zawsze coś nie pasowało. Jedna za błyszcząca,druga za krótka,trzecia za długa. W jednym sklepie natkneły się na Paulin. Przymieżała czerwoną,krótka,opinającą się sukienkę. Z punktu widzenia Ann,wygladała w niej idealnie. Tym jednym obrazkiem Ann nabawiła się małych kompleksów. Ale Kate odgoniła je szybko,pokazując Ann śliczną sukienkę. Nie zastanawiając się wzieła ją od Kate i pobiegła do przymierzalni.

-Kate i jak?

Kate tylko się uśmiechneła i widać było po niej,że jest pod wrażeniem.
-Nie zastanawiaj się i bierz ją.

Ann podeszła do Kasy i kupiła sukienkę. Po paru godzinach łażenia po centrum, poszły do kawiarni. Usiadły i zamówiły po ciastku i kawie mrożonej.
-A ty Kate,idziesz na osiemnastke?
-Nie wiem sama,niby zaproszenie mam ale sama tak isc?
-Moze kogos poznasz?
-No nie wiem.
-Idz Kate zapomnisz o tym debilu.
-Haha no okej, w sumie to bedzie dobry moment by zaprezentowac moja kreacje z Paryża.

Gadały tak do późnego popoudnia. Ann wróciła do domu. Pokazała mamie sukienkę. Postanowiła powiedzieć ,o swoich podejrzeniach co do znikniecia ojca Johna.
-Mamo...
-Tak,Ann.
-Mark chyba zrobil cos bardzo zlego.
-Co masz na myśli?
-Eh,bo on mógł zabić człowieka,a dokładniej ojca Johna.
-Mam nadzieje,że tego nie zrobił, Ann.

To był chyba najgorszy moment na tą rozmowe. Żadna z nich nie wiedziała,że Mark podsłuchiwał ich rozmowe.

-Jesteś bardzo spostrzegawcza Ann.

Ann i jej matka skierowały wzrok na Marka,rzadna z nich nie mogla powiedziec ani słowa. Po chwili jedna z nich wydukała:
-Zdradzałeś mnie? -Z iskierkami w oczach spytała swojego narzeczonego matka Ann.
-Tak.. To prawda.
-Jak mogłeś. -Matka Ann wstała,chcąc uderzyć go w twarz ale on był szybszy.Złapał ją za rękę i popchnął na próg szafki. Nie zdążyła nawet do niej podbiec, a on wygonił ją do swojego pokoju. Bała się go. Po godzinie przyszła do niej mama,mocno ją uściskała,na szczeście nic jej sie nie stało.

-Córuś musze sb coś wyjaśnić z Markiem. Mogłabyś iść do jakiejś koleżanki by przenocowała cię kilka dni? Proszę.
-Mamo a jeśli on ci coś....
-Nic mi nie zrobi. Obiecuje.
-No dobrze.

Ann zadzwoniła do Kate. Ona miała już własne mieszkanie, zgodziła się ją przenocować bez problemu. Ann spakowała potrzebne rzeczy i wyszła.

To skomplikowane.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz