Rozdział 10. - Pułkownik Christopher Brandon

444 30 1
                                    

Film: Rozważna i romantyczna.

Pułkownik spokojnie galopował na swoim koniu, co jakiś czas poprawiając włosy, wchodzące w jego ciemne oczy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pułkownik spokojnie galopował na swoim koniu, co jakiś czas poprawiając włosy, wchodzące w jego ciemne oczy. Uśmiechał się, widząc rozpościerający się krajobraz pól i łąk. W pewnym momencie swych obserwacji, zamknął oczy. Teraz to koń go prowadził, a mężczyźnie było obojętne, gdzie właśnie jedzie. Potrzebował wiele przemyśleć, a ta sytuacja była dla tego idealną okazją.

Nawet nie wiedział o czym w tej sytuacji myślał. Wszelakie myśli przelatywały przez jego głowę, jednak on nie zwracał na nie uwagi. Czuł wiatr we włosach, wargi spierzchnięte od silnego wiatru, spokojny kopyt konia i swój płytki oddech. Wdychał zapach kwiatów, które o tej porze roku, wydalały z siebie niewyobrażalnie piękne zapachy.

Czuł się jakby cały świat przestał istnieć i ostatnimi żywymi istotami był on i jego czterokopytny przyjaciel. Takiego rozluźnienia potrzebował już od jakiegoś czasu. Jego praca stróża prawa była bardzo wymagającym zajęciem i czasem, tak jak dziś, potrzebował zapomnieć o całym wszechświecie by odpocząć i oczyścić umysł z wszelkich zbędnych myśli.

- Niech Pan uważa! - usłyszał żeński krzyk i szybko otwarł oczy, rozglądając się po okolicy z niepewnym wzrokiem. Dopiero po paru sekundach dostrzegł przed sobą pagórek, za jakim była wielka skarpa, której koń musiał nie zauważyć. Mężczyzna pociągnął za prycze od zwierzęcia, chcąc go jak najszybciej zatrzymać. Gdy koń poczuł szarpnięcie, drastycznie zatrzymał się, przez co Pułkownik gwałtownie spadł z konia. - Nic się Panu nie stało? - usłyszał zapytanie i spojrzał w górę i zauważył obok siebie przestraszoną, blondwłosą kobietę, na głowie której prezentował się znakomity wianek z błękitnych chabrów.

- Nie, nie. - odparł i chwila zajęła mu, by w ogóle zrozumieć co przed chwilą się stało. Wstał ociężale, przyjmując jej dłoń, którą ta wyciągnęła w jego stronę i gdy stał już na dwóch nogach, czuł jakby świat zaczął wirować. - Bardzo Pani dziękuję, nie wiem co mogło by się stać gdyby Pani tu nie było. - odparł, z trudem kłaniając się kobiecie, na co ta dygnęła z gracją, wciąż nie spuszczając wzroku z mężczyzny.

- Co Pan w ogóle sobie myślał, jadąc na koniu z zamkniętymi oczami? Wie Pan, że to strasznie niebezpieczne? Mogła stać się tragedia. - patrzyła na niego krytycznym wzrokiem, marszcząc brwi. Porucznik poczuł się jak dziecko, które zostało zwyzywane przez swoją matkę. I wtedy dotarło do niego, jak wielkie głupstwo zrobił. Zawsze był niezwykle rozważnym człowiekiem i nie zrobiłby czegoś niebezpiecznego. Nie miał pojęcia co w niego wstąpiło.

- Pani wybaczy, to była chwila nieuwagi i zamyślenia. - kiwnął głową i pogłaskał swojego konia, chcąc go jakkolwiek uspokoić. Zwierzę również nie było za spokojne po jego wyczynach i wcale mu się nie dziwił. Sam czuł jak serce buzuje mu w piersi. - Naprawdę dziękuję i jestem pani serdecznie wdzięczny. -  dodał, a z twarzy kobiety, zaczęła schodzić cała złość. Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do konia, głaskając go po grzbiecie.

Alan Rickman || One shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz