Szalonooki Moody

235 8 10
                                    

- Dlatego proszę was, byście nie marnowali czasu na zgłaszanie się, jeśli nie macie siedemnastu lat. Delegacje Beuxbatons i Durmstrangu przybędą w październiku, i pozostaną  w Hogwarcie prawie do końca tego roku. Jestem pewny, że okażecie naszym zagranicznym gościom prawdziwą, godną naszej szkoły gościnność, a naszemu reprezentantowi szczere i bezwarunkowe poparcie. No, ale już jest późno, a wiem jak bardzo zależy każdemu z was, by jutro wstać wypoczętym i być gotowym do rozpoczęcia nauki. Pora spać! Zmykajcie! 

Dumbledore usiadł i zaczął rozmawiać z Szalonookim Moodym. Ciekawa jestem uczniów tych szkół. Z podekscytowania Rona wywnioskowałam, że ten "świetny Krum" należy do jednej z tych szkół, a z kolei po jego imieniu wywnioskowałam, że jest z Durmstrangu. Nienawidzę ich! Na pewno będzie tak, że oni będą paradować ze swoimi głupkowatymi twarzami po szkole, gdy my będziemy się uczyć.

Po uczcie w Wielkiej Sali poszłam z Harrym do wieży Gryffindoru, Ron dalej biegał wokoło bliźniaków, knując plan, byleby tylko dostać się do turnieju. Co on sobie myśli? Może sędzia nie zauważy, tych paru miesięcy u Freda i George'a ,ale on? Przecież brakuje mu trzy lata. Nie sądze by udało mu się odpowiednio wydawkować Eliksir postarzający, żeby nie wyrosła mu broda. W pokoju wspólnym usiadłam obok Harry'ego i  oparłam się o jego ramię. Patrzyliśmy się w kominek.

- Oh, męczący dzień! - powiedział Harry -  I że to wszystko działo się dziś! Chciałabyś jutro pójść ze mną na spacer i pogadać?

- O! Tak, pewnie, o której? - odpowiedziałam nieco zaskoczona, bo już przysypiałam

- Może o 15? Bo jutro oboje kończymy o 14:30, więc chyba będzie ok? 

- Tak, myślę, że o tej godzinie będzie w porządku - powiedziałam

- Spoko, to jutro o 15 na błoniach - akurat Harry zdążył to powiedzieć i do pokoju wszedł Ron z bliźniakami. Byli tak podekscytowani, że nawet nas nie zauważyli - i dobrze bo zaczęła by się niezręczna rozmowa. Pobiegli do swoich dormitoriów, pewnie jutro od rana będą obmyślać plan. Porozmawialiśmy jeszcze trochę z Harrym, a na pożegnanie się przytuliliśmy i poszliśmy do swoich dormitoriów. Na moje nieszczęście Parvati i Lavender  jeszcze nie spały, tylko siedziały na łóżkach i rozmawiały chyba... o mnie!

- O! Przyszłaś już! Jak randka z Potterem? - zapytała Lavender drwiącym głosem

- Jaka randka? O co wam chodzi? - zapytałam zakłopotana

- Nie udawaj, że nie rozumiesz. Przecież się przytulacie i w ogóle. Może wybraniec się w tobie zakochał? Lepiej nie złam mu serca, bo jego fanki uduszą cię gołymi rękami! - powiedziała Lavender i razem z Parvati zachichotały 

- Odczepcie się! To tylko mój przyjaciel...!  - po tym jeszcze raz zachichotały, a ja położyłam się na łóżku i zasłoniłam baldachimem, chce sama pomyśleć. Czy tylko ja zaczynam coś czuć do Harry'ego? Przecież to mógł być przyjacielski uczynek z tą bluzą i panią Pomfrey, a przytulas też po przyjacielsku. Chociaż z kolei odprowadzać mnie nie musiał, a na  spacer zaprosił mnie samą, nic nie wspominał o Ronie, więc chciał być tylko ze mną. Zapytałabym się Ginny, ale jej się chyba Harry podoba...

Przez całą noc o tym rozmyślałam, a kiedy wreszcie zasnęłam miałam dziwny sen, o mnie i Harrym. Rano byłam strasznie nie wyspana, co Harry zauważył od razu, ten z kolei był wypoczęty i zadowolony.


                                                                                            ***

Rano burza ucichła, choć sklepienie Wielkiej Sali wciąż było ponure : ciężkie, ołowiane chmury kłębiły się nad naszymi głowami. Siedziałam po prawej stronie Harry'ego. Mój plan znacznie różnił się od jego. Mój najkrótszy był dziś, resztę kończyłam przynajmniej dwie godziny po nim. Cały czas myślałam o dzisiejszym spacerze.

- Dwie godziny wróżbiarstwa po południu - jęknął Harry.

- A nie możesz po prostu zrezygnować jak ja? - zapytałam smarując tost masłem - Mógłbyś wziąć sobie coś rozsądniejszego, na przykład numerologię.

- Widzę, że wreszcie wróciłaś do jedzenia - powiedział Harry, patrząc, jak nakładam sobie dżem na chlebek

- Uznałam, że są lepsze sposoby sposoby zajęcia stanowiska w sprawie równouprawnienia domowych skrzatów - odpowiedziałam

-  Jasne, po prostu zgłodniałaś - powiedział Ron

- Ron, nie bądź śmieszny po prostu...- Nie skończyłam, bo nagle w górze zaszumiało i ze sto sów wleciało przez otwarte okna, roznosząc poranną pocztę. Harry podniósł głowę i widocznie wypatrywał Hedwigi wysłanej do Syriusza.

- Oh, Harry nie przejmuj się - położyłam pod stołem moją dłoń na jego - Na pewno przyleci, po prostu to bardzo długa droga, nie wiesz czy Syriusz nie jest przypadkiem na jakiejś pustyni, albo na Antarktydzie. To długa droga, tym bardziej w dwie strony.

Zdawał się przestać o tym myśleć dopiero na zielarstwie, bo pani Sprout pokazała nam najbrzydsze rośliny, jakie kiedykolwiek widziałam. Prawdę mówiąc, nie bardzo przypominały rośliny, a duże czarne ślimaki.

- To czyrakobulwy - oznajmiła dziarskim tonem pani Sprout - Trzeba je wyciskać. Będziecie zbierać ropę... Jest bardzo cenna, więc musicie to robić ostrożnie. Będziecie ją zbierać do tych butelek. Załóżcie rękawice ze smoczej skóry, bo nierozcieńczona ropa czyrakobulwy może być niebezpieczna dla waszych delikatnych rączek.

Oczywiście mi szło najsprawniej z wyciskaniem, więc gdy skończyłam Harry spojrzał na mnie z podziwem.

- Pani Pomfrey się ucieszy - powiedziała pani Sprout, korkując ostatnią butelkę należącą do Seamusa Finnigana, który był wyraźnie obrzydzony naszym zadaniem.

Następną lekcją była Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami, która nie była fajna, gdyż uczyliśmy się o sklątkach tylnowybuchowych. Okropność!

                                                                                        ***

- Wypchaj się, Malfoy  - krzyknął Harry podczas kłótni z nim - Daj spokój, Ron

- Ah tak, przecież ty, Potter, mieszkałeś u nich w lecie, prawda? - zadrwił Malfoy. - To może mi powiesz, czy jego matka naprawdę jest taka gruba, czy tylko tak wyszła na zdjęciu?

Złapałam razem z Harrym za szatę Rona na plecach, bo rzuciłby się na Malfoya.

- Znasz swoją matkę, Malfoy, prawda? - powiedział Harry -  ma minę jakby ktoś jej podstawił łajno pod nos... Czy ona zawsze ma taki wyraz twarzy, czy tylko kiedy jesteś w pobliżu?

- Nie waż się obrażać mojej matki, Potter.

- To nie otwieraj tej swojej fałszywej gęby - odrzekł Harry, odwracając się.

BANG!

Poczułam, że coś gorącego przelatuje obok mnie.

- O  NIE! CO TO, TO NIE, CHŁOPCZE!

Odwróciłam się. Po schodach kuśtykał profesor Moody, a różdżka w jego ręce była wcelowana w białą fretkę w miejscu, gdzie przed chwilą stał Malfoy. Chwilę rozmawiał z przerażonym Harrym. Chwilę później przyszła profesor McConagall.

- Profesorze Moody! - krzyknęła przerażonym głosem

- Witam profesor McConagall! - odpowiedział spokojnie Moody

- Co pan wyprawia! - krzyknęła obserwując fretkę

- Uczę - odrzekł Moody.

- Moody, czy to jest uczeń!? - wrzasnęła profesor McConagall

- Zgadza się - powiedział Moody

- Nie! - I odczarowała Malfoya 

Pouczyła ze złością Moody'ego. Malfoy był przerażony, w oczach miał łzy i cały czas powtarzał coś o swoim ojcu.





Wybrałam WybrańcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz