💠Rozdział 8💠

229 4 3
                                    

Rano obudziłam się o 5:00 z powodu koszmarów. Wiedziałam że ponowna próba zaśnięcia nic nie da więc postanowiłam się już ubierać na śniadanie. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Potem ubrałam się w to

Tylko zamiast spodenek dżinsy podobne do tych z wczoraj

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tylko zamiast spodenek dżinsy podobne do tych z wczoraj. I na to szata oczywiście. Wcześniej nałorzyłam sweter bo było zimno. Potem nałożyłam delikatny makijaż i upiełam włosy w kucyka z dwoma warkoczami po bokach. I wyszłam z łazienki. Z dziewczyn nie spała już tylko Lili. Gdy spojrzałam na zegarek wskazywał on 6:30 czyli za niedługo obudzi się reszta.
-Hej przywitałam się. Z Lili.
-Hej widzę że już gotowa co? Zaśmiała się.
-Nie mogłam spać a nie miałam co robić. Powiedziałem.
-Koszmary czy nie mogłaś się doczekać lekcji powiedziała wyjmójąc cuchy po czym wzięła jeszcze szatę i weszła do łazienki. Po chwili obudziła się Phenix.
-Hej ty już gotowa zapytała.
-Tak jakoś wyszło. Powiedziałam.
-Która godzina? Zapytała.
-6:35 masz jeszcze czas. Powiedziałam i wzięłam plecak by się spakować. Gdy skończyłam z łazienki wyszła Lili. A Phenix weszła szybko z rzeczami.
-Melodii zrobisz mi fancuza zapytała Lili.
-Jasne siadaj powiedziała i wzięłam się za plecenie warkocza. Gdy skończyłam wyszła z łazienki Phenix. Obie się spakowały a w tym czasie obudziła się Dorcas i Marlena. Gdy one kłóciły się o łazienkę my wyszłyśmy na śniadanie radząc im by się pośmieszyły.
Po śniadaniu poszliśmy na lekcję. Na których strasznie się nudziłam więc zaczęłam rysować. Po lekcjach obiad przerwa i znów lekcję potem kolacja i do pielęgniarki. Gdy w końcu mnie wypuściła ze swojego królestwa wróciłam do siebie i odrobiłam prace domowe i pomogłam dziewczynom.
Na koniec prozmawiałyśmy chwilę i połorzyłyśmy się spać. Następnym dzień minął podobnie tak jak prawie cała środa. Ale wtedy poszłam na trening. Powiedziałam dziewczynom że muszę coś załatwić i wrócę za jakieś dwie godziny a one o nic nie pytały. Na szczęście. W miejsce treningu zaprowadził mnie dyrektor. A po treningu przyszła McGonagll. Droga na trening nie była taka trudna do zapamiętania więc już po pierwszym treningu znałam drogę. Gdy wróciłam do dormitorium byłam wykończona mam wrażenie jakbym przebiegła ze 200 km jak nie więcej. Teraz jakby na to nie spojrzeć to Chejron prowadził o wiele łatwiejsze treningi że tak to ujmę. Dziewczyny wiedząc że pewnie nie pojawię się na kolacji przyniosły mi coś do pokoju. Potem od razu połorzyłam się spać.
Następnie dni wyglądały podobnie. W sobotę tak jak prosił dyrektor punktualnie o 6:00 stawiłam się u niego.
-Dzień dobry profesorze. Przywitałam się.
-Dzień dobry usiądź to wyjaśnięci wszystko.
-Gdy to zrobiłam Faweks jak zwykle usiadł mi na ramieniu a dyrektor zaczą mówić.
-Chciałem byś znów mi pomogła. Chce by do Zakonu dołączyła jeszcze jedna osoba ale potrzebuje twojej pomocy. Obecnie znajduje się on w Ameryce.
Po możesz zapytała.
-No dobrze ruszajmy. Gdy złapałam go za rękę przeteleportowaliśmy się na jedną z ulic Nowego Yorku. Gdy rozejrzałam się dokładnie byliśmy na Manchatanie. Dyrektor ubrany w mugolski strój. Tak swoją drogą nawet nie mam pojęcia kiedy się przebrał ale mniejsza. Zaczą iść jedną z ulic. Wtedy zatrzymaliśmy się przy jednym z domów. Dyrektor zapukał i otworzył mężczyzna z jednym okiem sztucznym. I protezą zamiast nogi.
-To ty jakby zapytała już myślałem że jakiś mugol właźcie szybko.
Jeżeli się nie mylę był to Alastor Moodi podobno mówią na niego szalonoki. W sumie się nie dziwię skoro sztucznym okiem rusza we wszystkie strony. Byliśmy u niego godzinę na szczęście udało się nam go przekonać. Potem wybliśmy się jeszcze w jedno miejsce. Jak się potem okazało udaliśmy się do starego przyjaciela dyrektora. Newtona Skamander który był nie oficjalnie w Ameryce więc Musieliśmy uwarzać. Gdy dyrektor zapukał otworzyła nam brunetka. Jak się potem okazało żona jego przyjaciela.
-Dzień dobry Tino przywitał się dyrektor.
-Dzień dobry profesorze przywitała się kobieta. A to kto zapytała patrząc na mnie.
-To Melodii White moja uczennica pomagała mi właśnie w pewniej sprawie i po drodze postanowiłem że was odwiedziny mam nadzieję że wam to nie przeszkadza. Zapytał.
-Nie skąd że zapraszam rozgoście się.
Powiedziała i zaprowadziła nas do salonu.
-A gdzie Niut zapytała dyrektor.
-Ze swoimi zwierzętami jak zwykle.
Powiedziała.
-Jeśli chcecie zaprowadzę was do niego. Powiedziała.
-Jak byś mogła chciałym z nim porozmawiać. Powiedział dyrektor.
-Napijecie się czegoś zapytała.
-Herbatę poproszę odparł. Dyrektor.
-Ja również powiedziałem widząc jej wzrok skierowany na mnie.
Nastwiła wodę. I zaczęła prowadzić nas do jej męża.
Okazało się że musimy wejść do walizki. Wydawało mi się to dziwne ale potem okazało się że w środku jest naprawdę wiele wiele miejsca. Gdy w końcu udało nam się go znaleźć był on przy jednorożcach.
-Witaj Niut powiedział dyrektor.
-Och profesor Dambyldor odparł mężczyzna. Widząc nas i odchodząca już żonę.
-Co pana tu sprowadza. Zapytał.
-Pewne sprawy do załatwienia po za tym postanowiłem złorzyć ci wizytę korzystając z okazji.
-Rozumiem a kim ty jesteś zapytał.
-Jestem Melodii White uczę się w Hogwarcie i byłam pomóc dyrektorowi.  Powiedziałam.
-Aha rozumiem. Odparł jesteś na pierwszym roku? Zapytał. A ja w odpowiedzi skinełam głową twierdząco.
-Mogę zapytałam chcąc podejść do jednorożca.
-Tak tylko uwarzaj. Gdy to powiedział nawet nie postawiłam kroku a jednorożec sam do mnie podszedł i się mi ukłonił a ja odpowiedziała tym samym.
-Niesamowite jeszcze nigdy nie widziałem by jednorożce kłanaiały się przed kim kolwiek.
Powiedział. A ja zaczełam go głaskać.
Wtedy jednorożec odezwał się do mnie telepatycznie.
-Kim jesteś. Nie jesteś do końca jak oni powiedział jednorożec.
-Jestem Melodii White córka Posejdona. Powiedziałam.
-Jeszcze nigdy nie poznałem żadnego dziecka mego pana to dla mnie zaszczyt powiedział i się ukłonił ponownie.
-Pani czy mogłabyś dać mi wody próbuję temu czarodziejowi pokazać od godziny o co mi chodzi a on nadal nie rozumie. Chce bardzo mi się pić. Powiedział jednorożec.
-Oczywiście powedziałam telepatycznie.
-Proszę pana niech da mu pan pić jest bardzo spragniony powiedziała.
A on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Więc to chciał mi przekazać od godziny że się od razu nie domyśliłem. Powiedział i dał mu wody.
-Skąd wiedziałaś czego on chce zapytał. I dlaczego ci się ukłonił. Jednorożce nigdy tego nie robią powiedział.
-Zgadywałam powiedział niewinnie. A dlaczego mi się ukłonił nie wiem skłamałam.
-Ta jasne i od tak nagle wiedziałaś że chce mu się pić zapytał z powatpiewaniem.
-Tak powiedziałam starając się go przekonać. Nie wierzę ci ale niech ci będzie powiedział ze śmiechem.
- Wiesz co przypominasz mi kogoś kogo widziałem dawno temu. Powiedział.
-Kogo zapytałam. Zdziwiona.
-Moją przyjaciółkę ostatni raz widziałem ją kiedyś 11 lat temu.
Powiedział.
-A jak się nazywała zapytałam. Jeśli mogę wiedzieć oczywiście powiedziałam.
-Luna White. Powiedział.
Chciałbym ją znów zobaczyć po latach powiedział.
-Obawiam się że nie będzie miał już pan okazji powiedziałam.
-Jak to zadziwił się nie rozumiejąc o co chodzi.
-Zginęła ona 10 lat temu powiedziałam. Ta kobieta to moja mama dodałam po chwili.
-Jesteś jej córką powiedział po chwili. Nie wiedziałem że Luna miała męża. Powiedział.
-Bo nie miała Tata i ona nie mieli ślubu. Poza tym jest mała szansa na to że kiedykolwiek będzie miał żonę. Powiedziałam i parskłam śmiechem.
-Jak to zapytał.
-Za długa historia by tłumaczyć powiedziałam.
-A ile miałaś lat gdy umarła. Zapytał wachając się czy powinien o to pytać.
-Rok powiedziałam.
-Nie wiedziałem przykro mi powiedział.
-Nic nie szkodzi uśmiechęłam się. Lepiej chodźmy pana żona nas woła powiedziałam.
-Tak oczywiście powiedział i skierowaliśmy się do wyjścia.
W salonie pani Skamander podała nam herbatę a pan Niut zaczął rozmawiać z dyrektorem. Siedziałam pijąc herbatę i słuchając rozmowy dyrektora i pana Skamandera Chejron do mnie zadzwonił przez iryfon który ostatnio stworzyła Irsi działa trochę jak taki zegarek i nie trzeba monet by dzwonić.
-Panie profesorze zaraz wracam powiedziałam wskazując dykretnie na rękę gdzie miałam zegarek.
-Dobrze idź jak coś to mów powiedział wiedząc że to pewnie Chejron. Wyszłam na korytarz tak bym była sama i odebrałam.
-Witaj Chejronie co się stało powiedziałam po Grecku.
-Witaj Melodii wiem że dziś sobota ale czy możesz pojawić się w obozie potrzebuję twojej pomocy.
-Tak się składa że jestem w Ameryce zaraz będę w obozie. Powiedziałam.
-Dziękuję i przepraszam że wyciągam cię na weekendzie. Powiedział.
-Jasne nic nie szkodzi. Powiedziałam i się rozłączyłam.
Weszłam do salonu i stanęłam obok dyrektora.
-Profesorze mam pytanie Chejron prosił bym do niego przyszła czy mogę iść wrócę za niedługo powiedziałam.
-Dobrze idź jakbyś nie wróciła wcześniej to zadzwoń bym wiedział kiedy wrócisz dobrze?
-Dobrze powiedziałam.
-Nie boi się pan że pana uczennica się tu zgubi w Nowym Yorku. Przecież to duże miasto. Powiedział pan Skamander.
-Nie nie martwię się Melodii zna to miasto lepiej niż ja powiedział dyrektor.
-Jak to zdziwił się pan Skamander.
-Wychwałam się nie daleko Nowego Yorku więc często z bratem przychodziliśmy do kawiarni tu ma Manchatanie.
-Masz brata zdziwił się pan Skamander.
-Tak przyrodniego ale teraz przepraszam muszę iść.
-Tak oczywiście. Powiedział.
-Do widzenia. I dziękuję za herbatę.
-Nie ma za co maja droga powiedziała pani Skamander.
Poczym wyszłam z ich mieszkania. Sprawdzając czy nikt mnie nie widzi stanęłam na brzegu chodnika i rzuciłam drachmę na drogę. Wtedy znikąd pojawiła się taksówka.
-Long Island Obóz Herosów. Powiedziałam wsiadając do środka.
-Się robi 30 drahm za to. Powiedziała jedna z kobiet a druga ruszyła tak szybko że o mało nie wyleciałam przez przednią szybę. Gdy dotarłam na miejsce zapłaciłam a jedna z kobiet powiedziała.
-15,7,85 powiedziała i odjechały.
Wolałam zapamiętać te cyfry bo potem się do czegoś przydadzą zawsze tak jest. Po wejściu na wzgóże przywitałam się z chłopakami stojącymi na warcie i od razu skierowałam się do Chejrona.
Pomogłam mu w paru sprawach i wróciłam do domu pana Skamander gdzie był dyrektor. Zapukałam w drzwi i otworzyła mi pani Skamander.
-Ah to ty wchodź dyrektor jest w środku powiedziała.
-Dzień dobry. Dziękuję. Powiedziałem i skierowałam się do salonu.
-Już jestem profesorze powiedziałam gdy weszłam.
-Szybko ci poszło. Powiedział.
-Bo nie była to jakieś ciężkie zadanie. A co panowie robią zapytałam widząc że przed nimi leży jakaś skrzynka której nie mogą otworzyć.
-Ostatnio to dostałem od jednej z kobiet powiedziała że mi się przyda. Problem w tym że nie mam pojęcia jak to otworzyć a trzeba wpisać kod którego nie znam. Próbowałem różne zaklęcia otwierające ale nie działa powiedział pan Skamander.
Wtedy pomyśłałam że liczby które podały mi te trzy szalone taksówkarki są kodem do otwarcia skrzyni.
Podeszłam do stołu i zapytałam.
-Mogę?
-Tak oczywiście próbuj ale watpię że ci się uda. Powiedziała pani Skamander która dotąd milczała.
Wziełam skrzynię i ostrożnie wpisałam cyfry które podały mi taksówkarki a skrzynia się otworzyła.
-Skąd znałaś kod zapytała zdziwiona Pani Tina.
-W zasadzie to nawet nie byłam pewna czy te cyfry zadziałają.
Powiedziałam.
-Ale skąd wiedziałaś że to może być to zapytała nie chcąc odpuścić tematu.
-Nawet gdybym pani powiedziała to by mi pani nie uwierzyła. Odparłam.
-Skąd to możesz wiedzieć.
Powiedział pan Skamnder.
-Uwierzylibyście gdybym powiedziała że podały mi te cyfry trzy szalone taksówkarki zapytałam.
-Nie powiedziała pani Tina przecież to nie możliwe by znały odpowiedź odparła.
-Mówiłam. Powiedziałam ze śmiechem.
W środku była bransoletka. Gdy wszyscy to zobaczyli byli w wielkim szoku. Za to ja miałam wrażenie że już gdzieś ją widziałam. Ale za nic nie potrafiłam sobie przypomnieć.
-Co to za bransoletka zapytała pani Skamander.
-Nie mam pojęcia moja droga odezwał się dyrektor.
Niech zostanie ona u was jeżeli dowiem się coś o niej powiadomię was. Melodii chodź wracamy do szkoły. Powiedział do mnie.
Wtedy mnie olśniło to bransoletka mamy kiedyś gdy narysowałam ją miła ona na ręce te bransoletkę.
-Ta bransoletka należała kiedyś do mojej mamy dlatego miałam wrażenie że ją już gdzieś widziałam powiedziałam. A pani Skamander popatrzyła na mnie nic nie rozumiejąc.
-No jasne dlaczego wcześniej na to nie wpadłem Luna faktycznie zawsze nosiła ze sobą te bransoletkę. Ale skąd ty to wiesz przecież nie mogłaś tego wiedzieć czy pamiętać zapytał.
-Tajemnica powiedziałam.
-O co w tym wszystkim chodzi i o kim wy mówicie zapytała sfrustrowana pani Skamander.
-Widzisz Tina gdy chodziłem do szkoły miałem pewną przyjaciółkę. I właśnie do niej należała bransoletka. Po szkole ostatni raz widzieliśmy się jakieś 10 lat.
-Czekaj to co się z nią stało? Zapytała.
-Przyjaciółka pani męża była moją mamą zginęła gdy miałam rok. Mogę się pomylić ale wydaje mi się że było to nie długo po tym jak ostatni raz się widzieliście się. Zwróciłam się do Pana Newtona.
-Może masz racje nie mam pojęcia.
Proszę weź tę bransoletkę w końcu należała do twojej mamy. Powiedział i dał mi ją do ręki. Gdy ją założyłam zaświeciła się na niebiesko. Spiędziliśmy tam jeszcze jakieś pół godziny i wróciliśmy do szkoły akórat trafiając idealnie na obiad. Po obiedzie spędziłam czas z dziewczynami i pomogłam w żarcie chłopakom po mimo że byłam na nich zła. I tak minął mi kolejny dzień.









Huncwoci i Córka MorzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz