Lucy:
Dotarłam na komisariat. Moja najlepsza przyjaciółka - Maddie, już czekała na mnie z obiecaną kawą. Szeroko uśmiechnęłam się na jej widok, co brunetka natychmiastowo odwzajemniła.
-Zamieniam się w słuch, komisarzu Madison Adams. - Oznajmiłam, odbierając przy tym kawę.
-Martwe ciało, znalezione przy jakiś opuszczonych uliczkach. Kolejna ofiara, która miała brudy w swoim życiu. Mężczyzna nazywał się Michael Charles. Odsiadywał 8 lat za morderstwo własnej żony, która go zdradziła. - Powiedziała na jednym wdechu.
-Ile było wcześniejszych ofiar? Mają ze sobą coś wspólnego? - Zapytałam, upijając dużego łyka kawy.
-Ofiar razem z dzisiejszą jest łącznie pięć. Jedynym powiązaniem jest to, że każdy miał coś za plecami. Sposoby zabójstw są różne. Widać, że morderca jest profesjonalistą. Dzisiejszy denat dostał kulkę równiutko między oczami oraz miał połamane wszystkie żebra. Na miejscu zbrodni nie znaleziono żadnych śladów. Patolog stwierdził, iż napastnik to prawdopodobnie mężczyzna, ponieważ przyczyną zgonu nie była kulka, lecz żebro, które przebiło płuco. Do tego potrzeba niemałej siły. - Stwierdziła.
Zmarszczyłam brwi, chwilę się zastanawiając.
-Na tę chwilę mogę powiedzieć, że morderca może mieć wiele powodów. To, że zginęły osoby z czymś za plecami ma wiele znaczeń. Mogły to być zwykłe porachunki albo zemsta. - Oznajmiłam. - Chociaż to już pewnie wiecie.
-To nic. Po prostu chciałam znać Twoje zdanie. - Uśmiechnęła się ciepło. - Mogłabyś spisać raport ze swoich przypuszczeń? Szef musi mieć wszystko na piśmie, wiesz jak jest. - To prawda. Na tym komisariacie wszystko miało być przelewane na papier przez dziwną obsesje szefa.
-Jasne. Jeśli to wszystko, to chciałabym już lecieć. Poradnia na mnie czeka. - Powiedziałam z jawnym uśmiechem na ustach.
Madison kiwnęła głową, co odebrałam jako pozwolenie na wyjście. Chciałam szybko pokierować się do auta, lecz przeszkodziło mi czyjeś ramie, które mnie przewróciło. Odwróciłam głowę w kierunku mojego „oprawcy", lecz ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam nikogo. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Zignorowałam to. Podniosłam się i w ekspresowym tempie dotarłam do auta. Będąc już w poradni przywitałam się z pracownikami, po czym popędziłam prosto do mojego gabinetu. Gdy dotarłam do upragnionego miejsca sięgnęłam do torebki w celu znalezienia klucza.
Grzebałam w niej 5 minut, po których w końcu się poddałam. Musiałam je gdzieś zgubić. Może mi wypadły? Tylko gdzie? Poszłam po zapasowe klucze do pomieszczenia gospodarczego. Po chwili byłam z powrotem. Coś jest nie tak. Coś się zmieniło.
Moją uwagę przykuło czerwone, eleganckie pudełeczko obwiązane złotą wstążeczką. Przeraziłam się widząc jego zawartość. Klucze do mojego gabinetu, a pod nimi karteczka z napisem:
"PARDON"
Automatycznie rozejrzałam się po gabinecie, ale nikogo nie zastałam. Reszta rzeczy była nienaruszona.
Wzięłam głęboki oddech, pomrugałam kilka razy, a następnie otworzyłam drzwi, by zawołać pierwszego pacjenta.
***
Padnięta wróciłam do domu. Pierwszą rzeczą jaką wręcz musiałam zrobić było zdjęcie szpilek. Moje stopy po całym dniu w tych butach bolały niemiłosiernie. Dzień w poradni minął mi dość sprawnie. Nie było żadnych problemów, więc wyszłam trochę wcześniej. Jedyną rzeczą jaka mi przeszkadzała była ciągła myśl, nie dająca mi spokoju.
Ciągła zagadka.
Kto mógłby to być?
Po co ktoś miałby to robić?
Skąd wiedział gdzie pracuje?
I najważniejsze.
Skąd miał moje klucze?
Nagle mnie olśniło.
Osoba, która rano spowodowała mój upadek przed komisariatem.
Kolejny natłok nurtujących pytań, który przerwał dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi, kierując się do wejścia. Zbliżałam się do drzwi z nikłą nadzieją, iż może być to Madison. Zamiast jej zastałam kolejne pudełko.
W sekundę zaczęłam się rozglądać, obracać, robić cokolwiek, by zobaczyć osobę, która się mną bawi.
Na nic.
Pośpiesznie wzięłam pudełko i zamknęłam się w środku.
Bałam się.
Szczerze się bałam.
Kolejne pytania.
Kto to jest?
Czego ode mnie chce?
Dlaczego się mną bawi?
Co jest do cholery w środku?
Na ostatnie pytanie ekspresowo poznałam odpowiedź. Zdjęcia Madison. Pełno jej zdjęć, a pod nimi karteczka.
"Bella. Sarebbe un peccato trasformarla in una bestia..."
Natychmiastowo wzięłam do ręki telefon tłumacząc to zdanie.
Serce stanęło. Krew nie dopływa. Cała wrzę.
"Bella. Szkoda byłoby zmienić ją w bestię..."
Ze mną może zrobić co chcę. Nie obchodzi mnie to. Za to obchodzi mnie moja Madison. Jej nie mogła stać się krzywda, a ten ktoś dobrze to wiedział. Jest dla mnie jak siostra.
Teraz nie byłam przerażona.
Teraz byłam wściekła.
Obiecuje, że dorwę tego kto za tym stoi. Rozgryzę to choćbym do końca życia miała współpracować z policją.
CZYTASZ
MYSTERY
RomanceOn - Christian Black. Ona - Lucy Hellman. On - tajemniczy, władczy, odpychający. Ona - zabawna, miła, wyrozumiała. On - unika jakichkolwiek kontaktów z ludźmi. Ona - z ludźmi czuła się jak ryba w wodzie. On - potwór, bestia, ktoś z kim nikt w najgo...