24.

4K 94 0
                                    

Perspektywa trzecioosobowa:

Śmierdząca substancja, worek na głowie, uderzenia, ból, siniaki, aż w końcu przewóz.

Mijały godziny, lecz dla niej były to sekundy.

Wszystko stało się tak nagle.

Tłok myśli przeszywał ją coraz bardziej, zalewając mnóstwem pytań.

Czy Christian ją uratuje? - Ta zagwozdka
nachodziła Lucy zdecydowanie najczęściej.

Porwanie wchodziło w jej nikczemny plan, zresztą tak, jak odurzenie i przeszywający ból.

Pomimo tego wszystkiego, uśmiechała się delikatnie.

Być może zachowywała się jak psychopata, ale miała w tym swoje racje.

Musiała sprawdzić, czy może mu ufać.

Czy może w końcu być bezpieczna.

Co prawda w dość radykalny sposób, ale jednak.

Zachowała się tak, jak zachowałby się on.

Nie mogła być pewna niczego.

Szczególnie tego, czy brunet rzuci się w pogoń, by ją ratować.

Pozostała jej tylko nadzieja i odrobina fartu, aby się przekonać.

Jechała kolejną godzinę, gdy nagle pojazd się zatrzymał.

Po raz kolejny tego dnia została szarpnięta w przód. Szła potulnie wraz z obleśnymi łapskami, trzymającymi ją w talii. Poczuła zmianę temperatury. Na zewnątrz było na oko 20°C. Natomiast w miejscu, do którego obecnie weszła było dużo chłodniej. Czuła delikatny powiew powietrza wraz z bardzo niską temperaturą. Westchnęła, postanawiając spróbować jeszcze raz przekonać facetów, towarzyszących jej w podróży.

-Panowie, może przestańmy bawić się w chowanego, co? I tak nie wiem gdzie jesteśmy, więc może będziecie tak uprzejmi i zdejmiecie ze mnie tą śmierdzącą szmatę, hm? - Zapytała, irytując tym Alberto i Emiliano - goryli, którzy obecnie mieli ją pod swoją opieką.

-Zamknij się. - Warknął jeden z nich.

-Gdybyście nie byli takimi gburami, moglibyśmy spędzić ten czas w całkiem miłej atmosferze. - Mruknęła z niezadowoleniem Lucy.

To była akurat prawda.

Wiele razy dziewczyna zagadywała do braci, próbując rozpocząć jakąś bezsensowną grę bądź rozmowę. Oni, natomiast za każdym razem wypowiadali te same słowa.

-Zamknij się.

No właśnie.

Hellman nie miała ochoty się awanturować, czy stawiać. Była grzeczna, uprzejma i być może odrobinkę ironiczna. Nie rzucała się, a każdy cios przyjmowała z odwagą.

Po dość długiej wędrówce, mężczyźni w końcu zdjęli z jej twarzy worek. Brunetka najpierw rozejrzała się badawczo, a następnie spojrzała na dwie sylwetki, które towarzyszyły jej cały ten czas.

Pokój, a raczej cela, w której się znajdowali nie należała do najprzyjemniejszych. Wszystko było w odcieniach bieli. Brak okien, brak wszystkiego. Po środku znajdowało się tylko metalowe krzesło, na które Lucy była zmuszona usiąść.

Gdy podniosła głowę, mogła dostrzec twarze Alberto i Emiliano.

Byli identyczni.

Te same oczy, włosy, usta, nos, a nawet brwi.

MYSTERYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz