27.

4K 103 10
                                    

Lucy:

Nie mam pojęcia, w której chwili znalazłam się na biurku, a Christian pomiędzy moimi nogami. Błądził dłońmi po moim ciele z całkowitą premedytacją. Pocałunkami zjeżdżał na szyje, dekolt, ramiona... wszędzie. Oczywistym było to, że nie byłam mu dłużna. Me ręce co i rusz opadały na jego klatkę piersiową tylko po to by później znów mogły szarpać za końcówki jego włosów.

To wszystko było takie... inne?

Nie takie jak wcześniej.

Nie na siłę.

Uderzało ze zdwojoną siłą.

Każda sekunda wydawała się być wyjątkowa.

Lepsza.

Kolejne przelotne całusy pogłębiały się coraz bardziej.

Kolejny dotyk coraz bardziej mnie palił.

A ja pragnęłam więcej, więcej i więcej.

Nagle poczułam mocne szarpnięcie do góry, przez które oplotłam swe nogi w pasie bruneta. Z mojej szyi ciemnooki ponownie przeniósł się na me wargi, lecz przed tym rzucił mi to jedno, jakże spragnione spojrzenie.

I wtedy zrozumiałam.

Nie ma odwrotu.

Być może będę żałować, ale tym zacznę przejmować się później.

Teraz liczy się tylko to co tu i teraz.

Liczymy się tylko my.

Droga do sypialni bruneta dłużyła się niemiłosiernie. Pocałunki coraz bardziej ją przedłużały. Obijaliśmy się o ściany, półki, obrazy byle by nie oderwać od siebie splecionych w dynamicznym tańcu warg.

W końcu dotarliśmy, co oznajmił mi głośny trzask drzwi. Zaśmiałam się cicho w usta bruneta, wciąż przywierając do niego całą sobą. Nawet gdybym chciała się wydostać, nie mogłabym. Ręce Christiana oplatały mnie coraz to mocniej, jakby z obawy.

Myśli, że zwieję?

Nim się obejrzałam, zdążyłam wylądować na miękkim materacu.

W bardzo krótkim czasie nasze ubrania, jak i wątpliwości zostały wyrzucone w kąt.

-Będziesz tego żałować. – Wymruczał między skubnięciami mojej szyi.

-Jak cholera. – Odpowiedziałam, przyciągając jego twarz naprzeciw mojej.

Ciemnooki posłał mi tylko jeden uśmiech, od którego biła wręcz pewność siebie. Nie wycofał się. Ponownie wpił się w moje usta, pozostawiając po sobie już tylko niepodobną do niego niebiańską rozkosz.

***

Powolnie otworzyłam powieki, szukając zegara, który uświadomił mi, że definitywnie powinnam już wstawać.

10.00.

Przekręciłam się na bok, przez co mogłam popatrzeć na wciąż śpiącego Christiana. Spał spokojnie. Mogłabym nawet powiedzieć, że jak na niego za spokojnie. Oddychał miarowo, co jakiś czas cicho pochrapując. Dopiero teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Leżał swobodnie z dłońmi na moich biodrach. Na czoło opadało mu kilka niesfornych kosmyków, za które tak chętnie uprzednio szarpałam. Równe brwi, gęste rzęsy, prosty nos...

Był po prostu idealny.

Niestety tylko z zewnątrz.

Wewnątrz wciąż był zepsutym jabłkiem.

Po prostu potrafił mamić.

Och, i to w jaki sposób.

Wystarczyło pstryknięcie palców, a każdy jadł mu z ręki.

Dokładnie tak, jak na diabła przystało.

Kusił w całej swojej okazałości.

Przyglądałam mu się już dłuższą chwilę, gdy nagle coś przykuło moją uwagę.

Na odkrytym, lewym obojczyku znajdował się tatuaż, którego wcześniej nie zauważyłam.

2412.

Nic nadzwyczajnego.

Po prostu liczby.

Nie mogły nic znaczyć.

Prawda?

Nie mogłam dłużej patrzeć, gdyż ku mojemu zaskoczeniu brunet nie spał.

-Gapisz się. – Stwierdził, wciąż nie otwierając oczu.

-Skąd ty niby możesz to wiedzieć? – Zapytałam kąśliwie, na co brunet momentalnie otworzył powieki.

Niech to szlag.

Nie zdążyłam zamknąć oczu na czas.

Odwróciłam wzrok, po czym przekręciłam się, usiłując wstać.

-Mógłbyś? – Spytałam, wskazując na jego ręce, które wciąż spoczywały na moich biodrach.

Na prawdę liczyłam, że mnie puści. Nie zamierzałam z nim rozmawiać o tym co stało się wcześniej.

No bo po co?

Oboje jesteśmy dorośli, więc chyba nie musimy tłumaczyć sobie, iż była to jednorazowa akcja.

Minusem jest to, że mogłabym się zaklinać na milion sposobów, ale niech to diabli...

Nie żałowałam.

Szarpnęłam się by wstać, lecz po chwili poczułam gwałtowne przyciągnięcie.

-Nie mógłbym.

Poprzez nagły ruch wylądowałam na jego klatce piersiowej, niemal uderzając o jego głowę swoją.

-Puść. – Powtórzyłam delikatnie poirytowana, ale też rozbawiona. Mimo to brunet zignorował me słowa.

Zaczęłam się wyrywać, na nic.

-Christian. – Ostrzegłam.

Puścił.

Poczułam pustkę na biodrach, więc w końcu swobodnie mogłam się ruszyć. Odwróciłam się, ale ponownie coś mnie zatrzymało. Tym razem pociągnął mnie za nadgarstek i nim zdążyłam zorientować się co robi, najzwyczajniej w świecie mnie pocałował.

Nie tak jak uprzednio.

Delikatnie, powolnie, niemal od niechcenia.

Po dłuższej chwili oderwałam się od niego, dzięki czemu w końcu mogłam wyjść. Odziałam więc na siebie swoją za dużą koszulkę, wraz z bielizną, a następnie pokierowałam się do wyjścia.

-Będziesz moja Lucy. I ciałem, i duszą. – Powiedział dokładnie tak, jakby chciał mnie przed czymś ostrzec.

-To groźba? – Zapytałam, marszcząc brwi.

-Obietnica. – Poprawił, na co kącik jego ust mimowolnie drgnął.

-W takim razie, powodzenia. – Odpowiedziałam.

-Przyda się. – Usłyszałam już za drzwiami.

Zaśmiałam się niemal niesłyszalnie, idąc do swojego pokoju.

MYSTERYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz