14.

4.6K 113 8
                                    

Lucy:

Dwa tygodnie.

Dwa w miarę dobrze przepływające tygodnie.

Tyle czasu minęło od wydarzenia, które pozostawiło wieczne piętno na moim życiu.

Czas ten przebiegł dość... nostalgicznie?

Dokładnie tak, jak tego potrzebowałam.

Madison zaczęła się wybudzać. Lekarze oszacowali jej powrót do tego świata na dzień dzisiejszy, więc wstałam w wyjątkowo dobrym humorze.

Odraza, obrzydzenie, nienawiść do samej siebie czasami dawała o sobie znać. Ten etap niestety jeszcze nie należy do przeszłości. Nie myślałam o tym już tak często. Powoli, bardzo małymi kroczkami dążyłam do normalności. Skupiłam się tylko i wyłącznie na sobie. Od przeprosin Christiana nic się nie działo. Zostawił mnie w spokoju, nie wchodząc mi w drogę i miałam nadzieję, że na stałe.

Nie chciałam go widzieć.

Nie teraz.

Jego przeprosiny nieco mnie zdziwiły.

Żałował?

Czuł do siebie to, co ja czułam do niego?

Byłam tego ciekawa. Całego sensu bądź powodu jego zachowania. Nie ma żadnego wytłumaczenia na to co mi zrobił. Na to jaką krzywdę wyrządził. Na to jaką pustkę i brud po sobie zostawił.

Wciąż poniekąd czułam się brudna, ale pracowałam nad tym. Poprawiało się z dnia na dzień, co bardzo mnie cieszyło. Bycie psychologiem naprawdę czasami pomaga.

Teraz siedziałam oglądając jakąś komedię romantyczną na Netflixie bez niepotrzebnych myśli lub zmartwień.

Jednak nie na długo, ponieważ moje myśli powędrowały prosto do moich rodziców. Nie miałam do nich żalu. Wiedziałam, że to nie była ich wina. Nie powiedziałam im niczego, bo nie chciałam żeby niepotrzebnie zaczęli się obwiniać.

Nie powiedziałam nikomu i tak miało pozostać.

Podczas tych dwóch tygodni zdecydowałam się, że będzie to moja tajemnica, o której nikt nie może się dowiedzieć.

Nie chciałam tych współczujących spojrzeć lub beznadziejnych słów pocieszenia.

Nie było mi to potrzebne.

Nagle sielankę przerwał dzwoniący telefon. Bez zastanowienia po prostu odebrałam.

-Tak? - Spytałam znudzona,
wpychając do buzi kolejną garść popcornu.

-Witam. Z tej strony Eric Lopez, lekarz prowadzący leczenie Pani Madison Adams. Miałem informować, gdy tylko się wybudzi, więc dzwonię. Powiadomić Panienkę Madison o odwiedzinach? - Powiadomił uprzejmie mężczyzna.

Wybudziła się.

W końcu!

Niewiele myśląc rzuciłam się do biegu nie odpowiadając nawet na pytanie zadane przez lekarza. Co prawda wywróciłabym się o własne nogi conajmniej pięć razy, ale trudno.

Teraz liczyła się tylko ona.

Podczas drogi do drzwi wyjściowych nagle zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową.

Błagam, oby to był Jack.

Ktokolwiek, tylko nie on.

Bałam się. Za bardzo się bałam by opanować całe swoje ciało. Odsunęłam się natychmiastowo, nie unosząc głowy. Następnie zwyczajnie wyminęłam osobnika, który stał mi na drodze.

MYSTERYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz