35.

4K 92 0
                                    

Lucy:

Obudziłam się z czymś na oczach w miejscu, w którym pachniało benzyną wraz z papierosami. Można było powiedzieć, że dym wyczuwalny był wszędzie, niemal osaczał. Chciałam krzyczeć, zawołać Christiana, po prostu chciałam wrócić z nim do domu, ale nie mogłam. W moich ustach, nie wiadomo skąd znajdował się materiał, który uniemożliwił mi mowę. Zaczęłam się szarpać, czując, iż jestem do czegoś przywiązana. Moje nogi i ręce były nie do ruszenia. Nie mogłam się poruszyć. Ponownie zaczęłam się rzucać na wszystkie strony, aż w końcu usłyszałam czyjś męski głos.

-Spokojnie, spokojnie. Po co ten pośpiech? – Poczułam czyjeś ręce wokół mojej głowy i już po chwili opaska, którą miałam na oczach opadła mi na szyję.

Mężczyzna, który się nade mną nachylał był około 50-tki. Czarne jak smoła włosy z delikatnymi szarymi refleksami, zielone oczy wpadające w brąz oraz szary garnitur dodawały mu tylko tego czegoś, czego człowiek naprawdę się bał. Złowieszczy połysk w oku tylko to potwierdzał. Uśmiechnął się szeroko, widząc moją minę, po czym wyjął materiał z moich ust.

-Christian... - Wydusiłam, kaszląc. – Gdzie jest Christian?

Mężczyzna zaśmiał się głośno, po czym kiwnął głową na bruneta, przywiązanego do krzesła obok. Gdy go zobaczyłam moje źrenice rozszerzyły się do granic możliwości, bo, och, Boże, mogłabym przysiąc, że wygląda sto razy gorzej niż ja. Cały poobijany, zakrwawiony, a na dodatek nieprzytomny. Siniaki były wszędzie, krew sączyła się z jego głowy oraz nosa i gdybym nie dostrzegła powolnego poruszania się jego klatki piersiowej, śmiało stwierdziłabym, iż nie żyję. Nie mogłam nabrać powietrza do płuc, odwróciłam głowę w kierunku czarnowłosego mężczyzny, a mimo to cały czas w głowię miałam widok poharatanego Black'a.

-Imponujące, prawda? – Odezwał się ponownie nieznajomy. – Niezwyciężony Christian Black w tak nieprzyzwoitej dla niego pozycji. Jest taki... - Zacmokał, szukając odpowiedniego słowa - ...bezbronny. Nie uważasz?

Posłałam mu tylko pełne obrzydzenia spojrzenie, niezdolna do wypowiedzenia chociażby słowa.

-Nie jesteś zbytnio rozmowna, co? – Prychnął mężczyzna. – Może ona rozwiąże Ci język... - Powiedział i jakby na zawołanie do ogromnej hali wprowadzona została Madison we własnej osobie.

Moja Madison.

Ten widok złamał mi serce. Wiedza, że się do tego przyłożyła rozkładała mnie na kawałki. Jak ona może w ogóle spać w nocy? Jak mogła zrobić tyle potwornych rzeczy? Przez tyle lat przyjaźniłam się z osobą, której tak naprawdę nigdy nie znałam. Szła z podniesioną głową wokół facetów w czerni, którzy porozmieszczani byli niemal wszędzie.

-Ty fałszywa szmato! – Krzyknęłam na całe gardło, za co dostałam siarczystego policzka od mężczyzny przede mną, który momentalnie zaczął się histerycznie śmiać. Popatrzyłam na niego marszcząc brwi.

-Psychol. – Wykrztusił ktoś prawie niesłyszalnie. Automatycznie rozejrzałam się po całej przestrzeni, aż w końcu mój wzrok padł na osobę, na którą naprawdę nie chciałam teraz patrzeć.

Praktycznie nieprzytomny Christian patrzył prosto na nieznajomego, który od razu po jego słowach przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Następnie z patrzenia prosto w moje oczy, przeszedł na twarz bruneta, po czym podniósł brwi do góry, kierując w jego stronę kpiący uśmieszek. Czarnowłosy położył rękę na oparciu krzesła, do którego byłam przywiązana, zupełnie tak, jakby chciał rzucić Christianowi wyzwanie. Był tak blisko, że czułam jego oddech na swojej twarzy, a nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy. Wykrzywiłam twarz w grymasie, co nie umknęło uwadze nieznajomego.

MYSTERYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz