Pocałował mnie. Znowu. Zdecydowanie, teraz nastał idealny moment, aby go odepchnąć. Bynajmniej taki pomysł wpadł mi do głowy. Tyle, że wszyscy wiemy, iż nie słynęłam z silnej woli.
Natychmiastowo oddałam pocałunek, czując, jak ciało szatyna zaczęło na mnie napierać. Moment później leżałam przygwożdżona do miękkiego podłoża, całkowicie pochłonięta bliskością Sebastiana.
Język szatyna przesunął się po moich wargach, oczekując na przyzwolenie. Natychmiastowo uchyliłam usta, łącząc dłonie na jego karku. I tak zaczęliśmy tkwić w namiętnym tańcu, którego przerwanie nawet nie przeszło mi przez głowę.
Smythe zacisnął dłoń na moim biodrze, następnie przesuwając ją wzdłuż mojego uda. Momentalnie oprzytomniałam, gdy moje mięśnie spięły się nerwowo. Odchyliłam głowę w bok, co niefortunnie dla mnie, zrozumiał opacznie. Zszedł pocałunkami na moją szyję, poprzez linię żuchwy i szczękę, rozpoczynając dłońmi odważniejsze badanie mojego ciała.
Miałam zdecydowane problemy z powiedzeniem "nie" przy tym człowieku. Mijała sekunda za sekundą, a mój zdrowy rozsądek zdecydowanie nie zamierzał dawać się we znaki. Czy mój mózg naprawdę chciał, żebym wyszła na łatwą?
W momencie, w którym jedna z dłoni szatyna zacisnęła się na krawędzi mojej koszulki, otworzyłam oczy, układając ręce na jego ramionach.
-Sebastian, przestań - upomniałam go. Chłopak natychmiastowo się ode mnie odsunął, prostując się na sofie.
-Jasne - mruknął, speszony. Najwidoczniej minimalnie go poniosło. Jego zażenowanie jednak minęło w jednej sekundzie, ustępując miejsca zawadiackiemu uśmiechowi. - Więc? - na powrót się do mnie przybliżył. Tym razem jednak odsunęłam się minimalnie, chcąc zachować bezpieczną odległość. - Żałujesz? - zapytał, oblizując dolną wargę.
-Poważnie dalej chcesz to ciągnąć? - westchnęłam ciężko, nawet nie kryjąc skonsternowania całą sytuacją. Nagle mnie olśniło. - O co ci chodzi? - ściągnęłam brwi z powagą.
-Słucham? - zdziwił się.
-Nie udawaj - przewróciłam oczami. - Musiałabym być kretynką, żeby nie wiedzieć, co tu się dzieje - prychnęłam. - Nawet jeżeli chciałeś się mną posłużyć, żeby jakoś dostać się do New Directions, to mam złe wieści - podniosłam się z miękkiego mebla. - Nigdy nie byłam ich częścią, a okręgowe były jednorazówką - wyznałam. - Więc wybacz, ale jeśli sądzisz, że naopowiadam ci jakichś brudów na każdego z osobna, to trafiłeś na złą osobę - uśmiechnęłam się twardo. - Powinieneś skupić się na Skowronkach, bo inaczej obawiam się, że nie dostaniecie się na krajowe. Nie dam zmanipulować się takiemu kretynowi - dodałam, odwracając się na pięcie. Już miałam stamtąd wyjść, ale...
-Co ty gadasz? - Smythe stanął naprzeciw mnie, wyraźnie zdziwiony. - Urojenia są w twoim przypadku dziedziczne? - zakpił. - Niezdrowo jest doszukiwać się we wszystkim spisku - parsknął śmiechem.
-Dobra, wiesz, co...
-Poczekaj - westchnął, momentalnie poważniejąc. - Niczego od ciebie nie chciałem - uniosłam brwi w zdziwieniu. - Naprawdę - dodał, delikatnie się uśmiechając.
-Przepraszam bardzo, ale czy ja mam czole wyryty napis "idiotka"? Chyba przed chwilą dosadnie wyjaśniłam, że nie ufam ci nawet w najmniejszym stopniu - skrzyżowałam ręce na piersi.
-Jesteś niemożliwa - westchnął. - Przecież tłumaczę ci, że nie jesteś częścią żadnego planu ani niczym w tym rodzaju - pokręcił głową.
-To po co mnie zapraszałeś? - zrobiłam krok w jego stronę, mrużąc oczy.
-Pewnie nie uwierzysz, jak powiem, że chciałem spędzić z tobą czas? - parsknął śmiechem.
-Nie - odparłam twardo. - Ale sam jesteś sobie winny. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czegoś nie kombinowałeś.
-Cóż - wzruszył ramionami - teraz jestem w stu procentach szczery.
-Nie ufam ci - oznajmiłam, robiąc nacisk na każde słowo z osobna.
-Chociaż spróbowałaś? - uniósł brew ku górze.
-Nie zamierzam - prychnęłam. - Po tym, co Blaine musiał przez ciebie przechodzić, nawet na to nie zasługujesz.
-Oczekuję od ciebie tylko jednej szansy - oznajmił.
-A z jakiej niby racji miałbyś ją otrzymać? - uniosłam brew ku górze, robiąc krok w jego stronę.
-Z takiej, że dobrze całuje - odparł z kpiną i przybliżył się tak, że niemal stykaliśmy się ciałami. Momentalnie zrobiłam się czerwona i uciekłam spojrzeniem na bok. Naprawdę zamierzał mi to wypominać za każdym razem? - Mam to uznać za tak?
-Dobra - westchnęłam, na powrót wbijając wzrok w parę zielonych tęczówek. - Ale jedna krzywa akcja i zgotuję ci piekło - oznajmiłam, szeroko się uśmiechając.
-Świetnie - odparł.
-Świetnie.
W co ja się wpakowałam?
✿ڿڰۣ-
![](https://img.wattpad.com/cover/259563870-288-k611544.jpg)
CZYTASZ
ALMOST LOVE || Sebastian Smythe ✔
Fanfiction❝𝑇ℎ𝑒 𝑜𝑝𝑝𝑜𝑠𝑖𝑡𝑒 𝑜𝑓 𝑙𝑜𝑣𝑒 𝑖𝑠 𝑛𝑜𝑡 ℎ𝑎𝑡𝑒; 𝑖𝑡'𝑠 𝑖𝑛𝑑𝑖𝑓𝑓𝑒𝑟𝑒𝑛𝑐𝑒..❞ Miłość? Nienawiść? Totalne brednie. W końcu, co to za różnica? Nie ma dobrej i złej strony. Jedyne, co się liczy, to zabawa i miłe towarzystwo...