-Nawet nie wiesz, jak wielką mam ochotę, żeby strzelić ją w ten wielki nos - burknęłam, przewracając się na plecy. - Poważnie, Britt, nigdy nie spotkałam bardziej denerwującej laski - dodałam, uparcie wgapiając się w sufit.
-Jeżeli czegoś nauczył mnie związek z Santaną to tego, że czasami lepiej siedzieć cicho - oznajmiła, wzruszając ramionami. Posłałam jej zdziwione spojrzenie. Sądziłam, że to raczej Latynoska lata za Brittany jak pokręcona.
-Hę? - mruknęłam, zdezorientowana.
-Zawsze, gdy nie podoba mi się coś, co powie, staram się przemilczeć sprawę - wyjaśniła. - Dlatego rzadko się kłócimy.
-Wszystko super, ale z Berry sprawa nie wygląda tak łatwo - odparłam. - Jeśli ja nie zamknę jej buzi, to nikt tego nie zrobi - westchnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Jest jeszcze Santana - powiedziała, jakby to była najlogiczniejsza rzecz na świecie. Może i miałoby to sens, gdyby Lopez mieszkała z nami, ale w obecnym przypadku, jej obecność raczej nie robiła nikomu wielkiej różnicy. - Właśnie zrozumiałam, czemu ty jedyna nie nazwałaś mnie jeszcze głupią - ściągnęła brwi w zmartwieniu.
-Słucham? - zdziwiłam się. Nawet jeżeli w minimalnym stopniu, mogłam ją uważać za średnio inteligentną, nie miałam powodu, żeby jej obrażać. W końcu, nigdy mi niczego nie zrobiła i prawdę mówiąc, lubiłam ją.
-Bo to ty jesteś głupia - przytuliła mnie. - Ale nie martw się, nauczę cię z tym żyć - blondynka poklepała mnie po plecach, wyraźnie przejęta.
-Britt - westchnęłam. - Poradzę sobie - pokręciłam głową.
-Nie wypieraj tego - rozkazała, układając dłonie na moich barkach. - Wiem, że na początku ciężko jest zaakceptować to, że ludzie mają cię za gorszą, ale z czasem będzie lepiej - dodała i poklepała mnie po ramionach.
-Zapamiętam - zakpiłam, podnosząc się z łóżka.
-Idziesz już? - zapytała, na co przytaknęłam. - Sama mam dać Lordowi Tubbingtonowi Kitekat?
-Jakoś dasz radę - zaśmiałam się. - Do zobaczenia - dodałam, rozbawiona, zamykając za sobą drzwi.
Typowy poniedziałek. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przesiedziałam ten dzień tygodnia w innym miejscu niż dom Pierce. Mimo wszystko, dogadywałyśmy się całkiem nieźle, a perspektywa widzenia jej kotka, jakoś zawsze dodawała mi chęci do wstania z łóżka.
Nie oszukując nikogo, poniedziałki były dla mnie czymś tragicznym. Zupełnie jak jakiś największy koszmar. Poważnie, mniej stresowałam się w podstawówce, czekając aż mama wróci z wywiadówki niż teraz, gdy uświadamiam sobie, ile jeszcze dni pozostało do następnego weekendu.
Tym razem nie było jednak aż tak tragicznie, patrząc na to, że ostatnia niedziela dorównywała beznadziejnością najgorszemu dniu tygodnia. Przesiedziałam w samotności cały dzień, obżerając się lodami i oglądając swój ulubiony film po cztery razy. Nawet nie pamiętałam, żebym kładła się spać. Po prostu w całym tym lenistwie, jakoś zasnęłam z laptopem na kolanach.
Westchnęłam ciężko, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że do przejścia zostało mi chyba jakieś pół Limy. No cóż, dobrze, że ostatniej soboty zyskałam chociaż osobistą taksówkę w postaci Finna Hudsona. Tak, jego przyjaźń zdecydowanie niosła ze sobą więcej korzyści, niż mogłoby się wydawać.
Zaczęłam szperać w torebce, zapominając o patrzeniu przed siebie. Chwilę później, wpadłam na coś twardego. Takie typowe. Chwilę później leżałam już cała oblała na twardym gruncie. Nieprzyjemne doświadczenie.
Podniosłam się do pozycji siedzącej z ciężkim jękiem, podnosząc wzrok ku górze. Doskonale znany mi szatyn wpatrywał się we mnie wyraźnie zdziwiony. No tak, najprawdopodobniej po prostu sobie tu stał, a ja wpadłam na niego jak skończona kretynka. Chociaż, z drugiej strony, kto normalny staje na środku cholernego chodnika? Sama nazwa wskazuje, że służył do poruszania się, a nie naśladowaniu słupa.
Rzuciłam chłopakowi karcące spojrzenie. Nie to, że obwiniałam go za mój upadek, ale zamierzał podać mi tą cholerną rękę, czy dalej wpatrywać się we mnie jak idiota?
Dopiero, gdy dłoń szatyna wysunęła się w moją stronę, zrozumiałam, jak dużego błazna z siebie zrobiłam. Poważnie, z każdym dniem w Ohio narażałam się na coraz większe upokorzenia.
✿ڿڰۣ-
Okej ludki, jedna sprawa. Ogólnie, chciałabym mieć tą książkę za sobą, dlateeeego postanowiłam, że co 20 gwiazdeczek będę wstawiała rozdział ;P
CZYTASZ
ALMOST LOVE || Sebastian Smythe ✔
Fanfiction❝𝑇ℎ𝑒 𝑜𝑝𝑝𝑜𝑠𝑖𝑡𝑒 𝑜𝑓 𝑙𝑜𝑣𝑒 𝑖𝑠 𝑛𝑜𝑡 ℎ𝑎𝑡𝑒; 𝑖𝑡'𝑠 𝑖𝑛𝑑𝑖𝑓𝑓𝑒𝑟𝑒𝑛𝑐𝑒..❞ Miłość? Nienawiść? Totalne brednie. W końcu, co to za różnica? Nie ma dobrej i złej strony. Jedyne, co się liczy, to zabawa i miłe towarzystwo...