Chapter 31

270 29 75
                                    

-Walentynki są do bani - mruknął Puck, wbijając wzrok w kawałek ciasta.

Siedziałam z przyjacielem w Lima Bean, korzystając z końca lekcji. Brakowało mi go. W ciągu ostatnich tygodni minimalnie go odtrąciłam, a gdy zdałam sobie z tego sprawę, było mi tak głupio, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. W końcu, od czasu średnio przyjemnej akcji z Mercedes, w pewnym sensie byłam jego dłużniczką.

-Wiesz, co jest bardziej do bani? - zapytałam, siorbiąc kawę przez słomkę.

-Hm? - mruknął.

-Sebastian - oznajmiłam, wywołując na ustach szatyna szeroki uśmiech. - Nie wiem, co powinnam o tym wszystkim myśleć - westchnęłam. - Denerwuje mnie.

-Myślałem, że go lubisz - spojrzał na mnie, sugestywnie się uśmiechając.

-Że co? - zrobiłam wielkie oczy. - Skąd ci taki pomysł do głowy przyszedł?

-Po prostu bez przerwy o nim nawijasz - wyjaśnił.

-Ale to nie moja wina! - broniłam się. - Już wcześniej był jakiś dziwny, a gdy niemal oślepił Blaine'a, myślałam, że go zabiję - wyrzuciłam ręce w górę. - Wiesz, jak bardzo nieznośna jest Rachel, gdy się o coś martwi? - parsknął śmiechem. - Istna tragedia - skwitowałam. - Sądziłam, że wszystko było jasne, dopóki nie nawaliłam; nie przelizałam się  z nim i nie zaprosiłam go na noc, żeby później rano znowu zacząć się z nim całować - wbiłam wzrok w kubek, dalej nadając bez zastanowienia. - Już i tak nie miałam pojęcia, co się wtedy stało i przez cały tydzień chodziłam delikatnie mówiąc w szoku, a potem jakimś, cholernym cudem wpadłam na niego na chodniku - oznajmiłam. - I wiesz, co się stało? - podniosłam wzrok, krzyżując go ze zdziwionym spojrzeniem brązowych tęczówek. - Znowu mnie pocałował! - wyburzyłam. I tak minęła sekunda, trzy, a Puck dalej siedział cicho. Dopiero potem dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam. - Czy ja to naprawdę powiedziałam na głos? - zapytałam, zażenowana, chowając twarz w dłoniach. Następnym, co dotarło do moich uszu, był gardłowy śmiech Puckermana. - To nie jest zabawne - oburzyłam się.

-Musisz przyznać, że trochę jednak jest - odparł pomiędzy napadami śmiechu.

-Nie jest - przewróciłam oczami.

-Przelizałaś się z gejem - zakpił.

-To nie jest najdziwniejsze - oznajmiłam. - Nawet, gdyby Sebastian serio był gejem, to przecież ja jestem lesbijką - dodałam, znowu zapominając o utrzymaniu języka za zębami. Pacnęłam się w czoło. Co jest ze mną dzisiaj?

-Poważnie? - zdziwił się.

-Boże, zapomnij o tym - speszyłam się.

-Nie przeszkadza mi to - wzruszył ramionami. Spojrzałam na niego spod byka.

-Nie? - wolałam się upewnić.

-Nie, czemu?

-Sama nie wiem - mruknęłam. - Jesteś bardziej jednym z tych ludzi, którzy wrzucają gejów do śmietnika, zamiast pomóc im wyjść  - parsknęłam śmiechem.

-Czy to miało mnie urazić? - uniósł brew ku górze, zastanawiając się dłuższą chwilę. Pokręciłam przecząco głową. - Lesbijki są sexy - dodał, na co uśmiechnęłam się szeroko.

-Jesteś głupi - parsknęłam śmiechem. Wzrok szatyna nagle powędrował gdzieś za moje plecy. Podążyłam za nim wzrokiem, zauważając, że tuż obok nas stanął kurier. Posłałam Puckowi niepewne spojrzenie, gdy facet z bukietem kwiatów i czekoladkami wbił we mnie zniecierpliwiony wzrok. - Eee... Dzień dobry? - mruknęłam.

-Maeve Holt? - zapytał. Przytaknęłam. - Przesyłka dla pani - oznajmił, podając mi pojedynczy druczek i długopis. - Proszę podpisać tu - wskazał na brzeg kartki. Natychmiastowo wykonałam polecenie, ponownie patrząc z niedowierzeniem na Pucka. - Dziękuję - mruknął kurier, pozostawiając prezenty na stole i oddalił się w stronę wyjścia.

-Że co przepraszam? - wbiłam wzrok w pudełko czekoladek. - Co to ma znaczyć?

-Tajemniczy wielbiciel? - szatyn parsknął śmiechem.

-Nie wiem - oznajmiłam ze zdziwieniem. - Matko boska, jeszcze tego brakowało - złapałam się za głowę.

-Może to od Sebastiana? - zakpił.

-Przestań - przewróciłam oczami i puknęłam go w ramię. - To nie jest śmieszne - skarciłam go, mrużąc oczy. Przez cały czas jakoś dziwnie się uśmiechał. - Ty coś wiesz - oskarżyłam go.

-Ja? - uniósł ręce w geście obronnym. - Nigdy w życiu.

-Gadaj - rozkazałam.

Szatyn ciężko westchnął po dłuższej chwili oporu.

-Zawsze wszystko zepsujesz - wykręcił oczami.

-Słucham? - zdziwiłam się.

-To ode mnie - wzruszył ramionami. - Stwierdziłem, że ciężko może ci być przez całą tą sytuację z Rachel, więc postanowiłem jakoś umilić ci dzień - podrapał się po karku. - I wszystko by się udało, gdybyś nie wyczuwała wszędzie jakiegoś cholernego spisku - mruknął.

Natychmiastowo podniosłam się z krzesła i objęłam go. Był naprawdę kochany. Może i na swój pokręcony sposób, ale zdecydowanie nie mogłam stwierdzić że jest inaczej.

-Dziękuję - szepnęłam, uśmiechnięta.

✿ڿڰۣ-

Trochę mi się tu umarło 😅
Ale guys, wracammm i postanowiłam spróbować jakoś utrzymać regularność przynajmniej do końca tej książki 🙈🙈

No i spóźnione powodzenia ludki w nowym roku szkolnym 🤷🏻‍♀️

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz