Dźwięk dzwoniącego telefonu wybudził mnie ze snu, przy okazji przyprawiając mnie o zawał i mocny upadek z łóżka. Jęknęłam przy zderzeniu z zimną, twardą podłogą, gdy to piekielne urządzenie cały czas grało wesołą muzyczkę, pokroju tych, które najbardziej przyprawiały o chęć rzucenia czymś w ścianę.
Niechętnie podniosłam się z podłogi, próbując zrozumieć, jakim cudem właściwie udało mi się zasnąć. Moją uwagę przykuł laptop i dalej lecący na nim serial. Miało to sens. Wzruszyłam więc ramionami i sięgnęłam po telefon. Pacnęłam się w czoło zauważając najpierw widniejące na ekranie imię Rachel, a później godzinę.
Miałam przyjść z nią i resztą New Directions na jakieś dziwne spotkanie ze Skowronkami. Prawdę mówiąc, moja chęć do pojawienia się tam ledwie wykraczała powyżej zera, ale jednak Berry była moją przyjaciółką. Powinnam ją wspierać. W każdym razie, teraz to już bez znaczenia. Byłam prawie pewna, że to nie pierwsze nieodebrane połączenie od brunetki.
Westchnęłam, przeczesując włosy i przyłożyłam telefon do ucha.
-Halo? - na mojej twarzy zagościł mimowolny, niezręczny uśmieszek.
-Gdzie jesteś i dlaczego ode mnie nie odbierasz? - Berry niemal krzyczała.
-Hola, spokojnie - upomniałam ją, siadając na krawędzi łóżka. - Wszystko w porządku? - nie sądziłam, że byle zapomnienie o jakiejś nieudolnej, śpiewanej ustawce mogło tak zdenerwować brunetkę.
-Blaine jest w szpitalu! - oznajmiła, wyraźnie przejęta.
-Słucham? - wybałuszyłam oczy, wgapiając się w ścianę.
-Blaine jest w szpitalu, czego nie rozumiesz? - prychnęła.
-Co Blaine robi w szpitalu? - zdziwiłam się - Myślałam, że ustawki chórów polegają na śpiewaniu, a nie na bójkach - mruknęłam, układając dłoń na skroni.
-Ha, ha, bardzo zabawne - dałabym sobie głowę uciąć, że w tej chwili wykręciła oczami. - Przyjeżdżaj do szkoły zanim Santana zrobi coś, czego będzie żałować - dodała.
-Pięć minut i jestem.
✿ڿڰۣ-
Przysięgam, że nigdy nie nabiegałam się tyle, co podczas dwóch tygodni w tym mieście.
Myślałam, że wydłubię Berry oczy, gdy wbiegłam zdyszana do sali chóru i ostatecznie zostałam odprawiona z kwitkiem. No, może nie całkiem. W tej chwili stałam przed olbrzymim budynkiem Akademii Dalton, próbując doprowadzić swój oddech do porządku.
Oczywiście, nawet dokładnie nie znałam powodu, dla którego tu jestem. Dowiedziałam się jedynie, że odpowiedzialnym za krzywdę Andersona jest nie kto inny, jak Sebastian Smythe. Poważnie, z dnia na dzień moje myśli względem szatyna były coraz bardziej zagmatwane. Najpierw wydaje się stosunkowo normalny i ułożony, i nawet stawia mi kawę, a później funduje chłopakowi, który - jak myślałam - jeszcze nie tak dawno mu się podobał pobyt w szpitalu. Sebastian stanowił dla mnie zagadkę. Zagadkę, którą z jakiegoś powodu miałam wielką ochotę rozwiązać.
Nie do końca wiedząc, gdzie się skierować, po prostu szłam przed siebie. Wszystko byłoby zdecydowanie prostsze, gdyby tylko każdy możliwy chłopak nie miał na sobie tego piekielnego mundurka.
Zbiegłam w dół schodów, dziękując Bogu, że nie muszę więcej biegać jak idiotka po tym miejscu. Trafiłam na Santanę, automatycznie się krzywiąc. Chyba jednak się spóźniłam. Lopez dosłownie ociekała lepkim koktajlem, który zapewne dostał się jej w miejsca, do których nigdy nie powinien dotrzeć.
![](https://img.wattpad.com/cover/259563870-288-k611544.jpg)
CZYTASZ
ALMOST LOVE || Sebastian Smythe ✔
Hayran Kurgu❝𝑇ℎ𝑒 𝑜𝑝𝑝𝑜𝑠𝑖𝑡𝑒 𝑜𝑓 𝑙𝑜𝑣𝑒 𝑖𝑠 𝑛𝑜𝑡 ℎ𝑎𝑡𝑒; 𝑖𝑡'𝑠 𝑖𝑛𝑑𝑖𝑓𝑓𝑒𝑟𝑒𝑛𝑐𝑒..❞ Miłość? Nienawiść? Totalne brednie. W końcu, co to za różnica? Nie ma dobrej i złej strony. Jedyne, co się liczy, to zabawa i miłe towarzystwo...