Chapter 26

305 29 56
                                    

-Powiesz coś w końcu? - mruknęłam, zniecierpliwiona. Rachel wpatrywała się we mnie od dobrych dwóch minut bez słowa. Prawdę mówiąc, ta cisza była bardziej stresująca od poczucia, że czeka mnie spory ochrzan. Brunetka wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się w moją stronę. - Robi się dziwnie - ściszyłam głos, niepewnie cofając się o krok w tył.

-Nie zamierzam marnować swojego gardła, żeby uświadomić ci, jak głupio postąpiłaś bratając się z największym wrogiem swoich przyjaciół, bo liczę, że sama to zauważyłaś - oznajmiła na jednym wdechu, przechylając głowę w bok. - A więc postaram się być spokojna - przymknęła oczy. - Co cholerny Sebastian Smythe robił w tym domu? - zapytała z lekko niepokojącym, sarkastycznym uśmiechem.

Nie to, że obawiałam się mojej współlokatorki, ale zdecydowanie nie przywykłam do widzenia jej zdenerwowanej. W końcu, zawsze była słodką i potulną Rachel z nieco przerośniętym i irytującym ego.

-Spał - odparłam, wzruszając ramionami. Okazywanie przejęcia zdecydowanie nie było potrzebne w tym przypadku.

-Spał? - uniosła głos, łapiąc się za głowę, wyraźnie zdziwiona. No i tyle ze starań odnośnie zachowania opanowania. - To jeszcze gorzej niż myślałam! - wyburzyła. - Coś ty sobie myślała? - wyrzuciła ręce w górę, na co wykręciłam oczami.

-Może nie doszłoby do niczego takiego, gdybyś nie zostawiała mnie samej na jakimś zadupiu? - prychnęłam. Poważnie, w tej chwili zastanawiałam się, która z nas była większą idiotką. Zostawianie pijanej przyjaciółki i proszenie jej o ogarnięcie sobie podwózki, zdecydowanie nie należało do grona rzeczy, które wykonywały osoby z przeciętną liczbą IQ. Chociaż z drugiej strony... Patrząc na to, co było rano, miałam solidne uzasadnienie tego, dlaczego to również ja należałam do grona głupich ludzi.

-Teraz zwalasz winę na mnie? - ułożyła dłoń na lewej stronie swojej klatki piersiowej, podnosząc się z łóżka. - Bardzo dojrzale - zakpiła.

-Nie obwiniam cię - pacnęłam się w czoło. - Po prostu nie rozumiem, dlaczego twój karli mózg nie może pojąć tego, że byłam pijana - odparowałam, robiąc nacisk na ostatnie słowo. Może brzmiałam trochę, jakbym mówiła do idioty, ale wszyscy zgodziliby się ze mną, że Rachel do geniuszy nie należała.

-Oczywiście, - warknęła, podnosząc się z miejsca - najłatwiej wytłumaczyć wszystko alkoholem - spuściła ręce wzdłuż ciała.

-Ty chyba sobie teraz ze mnie żartujesz - zrobiłam krok w jej stronę. Poważnie, z nią było coś zdecydowanie nie tak. Sama zmusiła mnie do wyjścia z domu szantażem, a teraz jeszcze śmiała mieć do mnie o coś problemy. To chyba był jakiś żart. I to wyjątkowo nieśmieszny. - Nie przypominam sobie, żebym rwała się do picia, a wręcz przeciwnie - wytknęłam palec w stronę jej klatki piersiowej - to ty chciałaś, żebym się bawiła.

-Właśnie, bawiła - wykręciła oczami. - Zabawa nie znaczy upicia się i spędzenia nocy z gejem, który próbuje zniszczyć życie twoim znajomym.

-A no to, wybacz, że mamy inną definicję zaba... - w zdanie wszedł mi charakterystyczny odgłos pukania. - Kogo tu znowu niesie? - jęknęłam niechętnie, chowając twarz w dłoniach i walnęłam się na łóżko przyjaciółki.

-Finn, jak dobrze, że jesteś - westchnęłam ciężko na dźwięk tych słów. Czy naprawdę dla odmiany nie mógł zjawić się tu ktoś niepostronny? - Wytłumacz jej, że spotykanie się z Sebastianem raczej nie należy do grona najlepszych pomysłów - prychnęła.

-A co ci do tego? - warknęłam, zakrywając głowę poduszką. Chwilami chciałabym mieć magiczny pilot, odpowiadający za wyłączenie tej chodzącej głupoty. - Zresztą, twój przygruby chłopak pewnie ma ciekawsze rzeczy do roboty - zbyłam ich machnięciem dłoni.

-Właściwie to - poczułam, że Hudson siada obok mnie - ten "przygruby chłopak Rachel" lubi się również uważać za twojego przyjaciela, więc...

-Daj spokój - przerwałam mu. - Każdy, z kim zdążyłam się zaprzyjaźnić albo mnie przeraża, albo krytykuje - mruknęłam. - Jeżeli nie zamierzasz ani tego, ani tego, raczej się nie dogadamy - szatyn parsknął śmiechem.

-Może dasz mi szansę? - nalegał. Uniosłam głowę, wbijając w niego wzrok. Wykrzywiał usta w kojącym uśmiechu, który z jakiegoś powodu wyrwał ze mnie całą niechęć do rozmowy.

-Może - zakpiłam, siadając po turecku naprzeciw brązowookiego. - Mów, co chcesz zanim się rozmyślę - ponagliłam go.

-Posłuchaj - spojrzał na mnie z powagą. - Nie zamierzam ci mówić, co ci wolno, a czego nie - zerknął wymownie w stronę Rachel - ale powinnaś uważniej dobierać ludzi, z którymi się zadajesz - wykręciłam oczami. Poważnie, jaki oni mieli problem z tym chłopakiem? Przecież nie doprowadził do niczyjej śmierci ani nic.

-Właśnie straciłeś swoją szansę - zmarszczyłam nos.

-Maeve - wykręcił oczami. - Daj mi chociaż skończyć - pokręcił głową.

-Byle szybko - przymrużyłam oczy, krzyżując ręce na piersi.

-Zrobisz, co będziesz chciała, ale nie pozwól sobie wejść na głowę - poprosił. - Nie wiemy, czy Sebastian znowu czegoś nie knuje - zauważył. - A jeśli Rachel znowu będzie miała ochotę wszczynać trzecią wojnę światową z byle powodu, zadzwoń do mnie - ściszył głos.

-Słyszałam to - wyburzyła Berry, na co parsknęłam śmiechem.

W zasadzie, Finn miał rację. Jaką miałam pewność, że nie jestem częścią jakiegoś pokręconego planu Smythe'a? Nawet gdyby nie mijało się to z prawdą, raczej średnio bym się tym przejęła, ale przecież tu nie chodziło o mnie. Chodziło o całe New Directions. Jeszcze bym coś głupio chlapnęła i zniszczyła ich szansę na zawody krajowe...

-Postaram się unikać Sebastiana.

✿ڿڰۣ-

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz