Chapter 37

259 23 50
                                    

Ciało szatyna naparło na moje, zmuszając mnie do cofnięcia się w tył. Sekundę później, leżałam już na kanapie, przygwożdżona do miękkiego podłoża.

Odwzajemniłam pocałunek, tracąc resztki kontroli nad zdrowym rozsądkiem. Ten w zasadzie opuszczał mnie za każdym razem, gdy Smythe dotykał mnie choćby koniuszkiem palca. Denerwująca przypadłość.

Złączyłam dłonie na karku szatyna, co odebrał jako przyzwolenie do pogłębienia pieszczoty. No tak, w końcu nie oponowałam, a on sam do niczego mnie nie zmuszał. Jego język przesunął się po moich wargach z wyjątkową zmysłowością. Uchyliłam usta niemal natychmiastowo, łącząc nasze języki w namiętnym tańcu.

Dłonie szatyna zaczęły pewniej przesuwać się wzdłuż mojego ciała. Ostatecznie jedna z nich delikatnie zacisnęła się na końcówce materiału mojej koszulki, a druga wsunęła się pod nią.

Spięłam się nerwowo, gdy przeniósł lewą dłoń pod moje udo, powoli wędrując nią ku górze. Z miejsca oprzytomniałam. O ile całowanie się z szatynem powoli przestawało mnie w ogóle zaskakiwać, to krok dalej zdecydowanie byłby przesadą.

Przesunęłam dłonie na barki chłopaka, gotowa go odepchnąć, gdy do głowy przyszedł mi pomysł. Mogłam wykorzystać tą sytuację. O ile były jakieś opcje odwiedzenia go od pomysłu szantażowania moich przyjaciół, to nie musiało to wcale dotyczyć rozwiązania siłowego. Może mogłam mu po prostu dać to, czego - jak sądziłam - ode mnie chciał i pozwolić sobie na powierzenia mu chociaż cząstki mojego zaufania?

Ostatecznie moje ręce na powrót znalazły się na jego karku, a prawa przesunęła się wzdłuż jego pleców, wdzierając się pod materiał białej koszulki. Uśmiechnęłam się w usta zielonookiego, po chwili czując, jak zjeżdża pocałunkami do mojego obojczyka, poprzez szczękę, linię żuchwy i szyję.

Zagryzłam wargę, starając się odwrócić myśli od rosnącej przyjemności i zachować trzeźwość umysłu. Była blokada, której nie mogłam przekroczyć.

W następnej chwili, dłonie szatyna przygwoździły moje do miękkiego podłoża, tuż nad moją głową. Złapał moje nadgarstki prawą ręką, nie trudząc się na przerwanie pocałunków i drugą ponownie chwycił kraniec mojej koszulki, delikatnie podwijając ją ku górze. Właśnie o tą blokadę mi chodziło.

-Sebastian - odchrząknęłam. Wzięłam głęboki wdech. Zachowaj spokój, Maeve. Zachowaj pieprzony spokój. - Rachel zaraz wróci do domu - dodałam, chcąc zmusić go do zaprzestania.

Najgorsze było to, że problemu nie stanowił fakt, iż w ostatnich dniach całowałam się ze Smythem zdecydowanie zbyt często. Mogłam przymknąć na to oko. Bardziej przejmowała mnie świadomość, że nie potrafiłam się pohamować, gdy przychodziło co do czego i to, iż liczne pocałunki szatyna może minimalnie mi się podobały.

Smythe oderwał się od mojej szyi, uśmiechając się szeroko.

-To był twój plan na przekonanie mnie? - parsknął śmiechem. Właściwie, to tak. I prawdę mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby odkrył to szybciej niż ja sama.

-Podziałało? - uśmiechnęłam się zaczepnie, ukazując ząbki i zsunęłam ręce wzdłuż ciała.

-Może - mruknął, w końcu stając na równe nogi. - Przemyślę to - dodał. Podniosłam się z kanapy, unosząc brwi ku górze. Szatyn wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie w stronę drzwi. Zagryzłam wargę, wbijając wzrok w czubki butów. Z jakiegoś powodu naprawdę nie chciałam, żeby wychodził.

-Idziesz już? - ściszyłam głos, zażenowana, na co Smythe jedynie posłał mi szeroki uśmiech.

-Rachel zaraz wróci - odparł, rozbawiony, zamykając za sobą drzwi.

W tamtej chwili zaczęłam się zastanawiać, kto jest bardziej niereformowalnym i niezrównoważonym psychicznie człowiekiem: ja czy Sebastian Smythe?

✿ڿڰۣ-

ALMOST LOVE || Sebastian Smythe  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz