•11•

6.1K 253 21
                                    


Nie wiedziałem co mam zrobić. Widok który zastałem w gabinecie dzień wcześniej wciąż mnie prześladował i ani na chwile nie dał o sobie zapomnieć cały czas pokazując mi tą samą scenę. Stałem wtedy jak skamieniały widząc ich razem objętych....szczęśliwych. Nie byłem przygotowany na taki widok, nie licząc że widziałem już ich objętych, jego dłoń na jej talli oraz wiele innych ale chyba widząc ich z bliska dopiero to do mnie dogłębnie dotarło. Miałem ochotę go popchnąć na jej wielkie biurko, tam przywalić z prawego sierpowego a później poddusić delikatnie by jeszcze na sam koniec mocnym uderzeniem wypierdolić go z gabinetu oznajmiając mu, że chyba powinien już spierdolić z naszego życia i nigdy już w nim nie gościć. Ale nie mogłem...nie mogłem zrobić nic ... bo co miałbym powiedzieć !?

Że Daniel jest moja do kurwy nędzy!? Że to moja kobieta i nie ma czelności jej dotykać ?!

-Stary, wszystko okej ? Martwimy się z Sophie o ciebie i Daniel-podniosłem wzrok na mojego przyjaciela, który wszedł niespodziewanie na taras zasuwając szklane drzwi.

-Taa-odpowiedziałem zdawkowo-Wciąż męczy mnie widok ich razem całujących się. Nie mogę uwierzyć..-prkychnęłem i przetarłem zmęczoną już twarz rękoma ciężko oddychając. -Ale co ja myślałem do kurwy nędzy, że wrócę po tych dwóch latach i wskoczy mi w ramiona mówiąc jak bardzo mnie kocha?! -zaśmiałem się ironicznie sam na swoje słowa.

-Ułożyła sobie życie...ale nie wiem czy jest szczęśliwa z tego jak ono wygloda czy to tylko plan, który ma na założeniu, że musi być szczęśliwa. Nie jest tą samą osobą.. widać to po niej. Brak jej tego pięknego, szczerego uśmiechu i lekkości jaką obdarzała każdego naokoło-spojrzałem się na Geba, który patrząc się naprzeciw siebie wciąż mówił słowa, idealnie opisujące wszystkie moje wątpliwości,

-Tak myślisz ?

-Tak, Alexander. Nie mam pojęcia co przeżyła ale wiem, że nie z byle powodu tak zmizerniała i musi brać antydepresanty. Jak chcesz mogę się..

-Nie, nie trzeba. Wszystko wiem.. i chyba wiem że nie planuje tego dłużej ciągnąć. Muszę działać...-mówiąc to, wstałem poprawiłem niebieskawą koszule i kiwając głową do mężczyzny ruszyłem w stronę wyjścia biorąc przy okazji klucze od McLarena.

-Biuro Williams. Z tej strony asystentka pani mecenas Daniel Hudson w czym mogę pomóc ?-usłyszałem radosny ale i poważny głos za jednym razem kobiety która dosyć często widywałem.

-Witaj Melanie, jest Daniel w biurze?

-Oo pan...znaczy Alex . Nie, nie ma pani Daniel zwolniła się dzisiaj wcześniej, nie czuła się za dobrze-nie byłem uradowany słysząc wieści o jej stanie.

-Czyli pojechała do domu ? -spytałem wciąż jadąc w stronę biura.

-Nie, mówiła że jedzie do rodziny.

-Do mamy ?-spytałem próbując wyciągnąć z dziewczyny jak najwiecej się da.

-Nie, do chrześniaka. Jest matką chrzestną takiego słodziutkiego małe..

-Dziękuje bardzo Melanie,miłego dnia- rozłączyłem się i szybko zakręciłem jadąc w przeciwną stronę do domu jej starego przyjaciela, pamiętając na szczęście gdzie mieszka przez to że byliśmy wraz z Daniel na kolacji w ich uroczym domku na obrzeżach miasta.

Po jakiś dwudziestu minutach dojechałem na rodzinne osiedle gdzie mieszkali przyjaciele Daniel. Dom był taki jak zapamiętałem, biały z dużą werandą i piękną roślinnością, która rzucała się w oczy. Moim oczom odrazu po rodzinnym i pięknym domu pojawił się młody chłopak z brozową czupryną, który biegł do mnie z karabinem w ręku udając, że strzela na co ja zaskoczony podniosłem obie ręce do góry na znak kapitulacji.

LongingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz