*10 lat wcześniej*
Siedzieli ciasno, niemal dysząc sobie wzajemnie w twarze, co jeszcze potęgowało uczucie gorąca. Mundury większości były mocno zdezelowane, ale teraz nie miało to już znaczenia. Właściwie wszystkie niedogodności znikały w obliczu szczęścia i ulgi.
Krótko ścięty blondyn potrząsnął ramieniem Wade'a, zwracając tym jego uwagę.- Jezu, wracamy do domu, rozumiesz to?! - mówił przejęty - Zobacz - wyciągnął mocno pomięte zdjęcie - Zdążę przed jej ósmymi urodzinami. Czeka tam na mnie z żoną... Najpiękniejsze kobiety na świecie, mówię ci. Całe moje życie.
Nie widząc entuzjazmu na twarzy siedzącego obok mężczyzny, zapytał co ten zamierza po powrocie do Stanów.
- Co zamiarzam? Nie wiem, może powieszę się na pasku od tego cholernego munduru - mruknął zupełnie nie wyrażając przy tym emocji.
- No daj spokój. Kurwa, Wade, wracamy do domu. Rozumiesz to?! Ja wiem, że dużo przeżyłeś, ale teraz to już ostatnia prosta. Dostaniesz pewnie jakiegoś psychologa, odznaczą cię i fajrant do końca życia.
- Na mnie nic nie czeka po tej pieprzonej wojnie, więc spierdalaj ze swoimi wywodami.
- Mówisz tak, bo wiesz, że mam rację.
- Mówię tak, bo wiem, że ja jej nie mam... - odpowiedział po chwili ciszy.
- Postawisz nogę w Stanach to zmienisz zdanie. Koniec piekła, wracamy do normalnego życia.
Wilson nie skomentował tego w żaden sposób i pogrążył się znów w swoich myślach, dając tym młodemu żołnierzowi do zrozumienia, że zakończyli rozmowę.
Nagle wóz podskoczył i wokół zrobiło się ciemno. Huk poprzedzający to zdarzenie był ogłusząjacy. W powietrzu unosił się teraz gęsty pył, który drapał gardło.
To była płapka. Karawana wyleciała w powietrze niczym fajerwerki na sylwestra. Miny wybuchły pod kołami samochodów prawie jednocześnie, rozrywając każdą rzecz na kawałki.***
Po nieokreślonym czasie Wilson odzyskał świadomość. Wszystko było rozmazane, a oczy niemiłosiernie go piekły. Zresztą ból ogarniał całe ciało, ciężko było mu stwierdzić czy nadal posiada wszystkie kończyny.
Jego rozbiegany wzrok zaczął dokładniej lustrować teren, jednak niewiele było do oglądania. Człowiek, z którym ostatnio prowadził ponurą konwersację nie żył, a jego zmasakrowane ciało leżało kilka metrów od niego.
Mężczyzna zamknął oczy, ponownie zatracając się w ciemności.***
- Szukajcie żywych! - jakiś głos dochodził z oddali.
- Same trupy, to nie ma sensu. Musiało nieźle walnąć... Nawet nie ma czego zbierać.
- I tak musimy przeszukać teren.
- Czekaj, ktoś tu jest! Mamy to! - jakiś mężczyzna krzyczał tuż przy uszach Wade'a - Ej, halo. Słyszysz mnie? - ten ktoś potrząsał jego ramieniem.
Wilson spojrzał w górę spod wpół przymnkniętych powiek.
- Żyje, dajcie tu medyka!
Żołnierz został pozbawiony broni, którą miał przy sobie. Zapewne takie były rozkazy.
- Kurwa... Kto... ? - zapytał po chwili zachrypniętym głosem Wade, bo tylko na tyle było go teraz stać.
- Iron Man - odpowiedział mu człowiek w dziwnym hełmie.
Mężczyznę znowu ogarnęła zupełna nicość. Po niej była już tylko biel i dziwny, szpitalny zapach.
***
CZYTASZ
Studium moralności [Spiderman I Iron Man I Deadpool]
Fanfiction"- Jeżeli jego ostatnim słowem było "przepraszam", to nie mógł być dobrym człowiekiem. - A ja twierdzę inaczej. - W takim razie jesteś niezwykle naiwny. " Peter dorastał wśród Avengers i uważał ich za swój autorytet, a każde zdanie wypowiedziane p...