13

168 15 3
                                    

Następnego dnia Wade obudził się w znacznie lepszym nastroju i kondycji niż poprzednio. W dalszym ciągu czuł siniaki, które pokrywały prawie całe jego ciało, ale przynajmniej przestała boleć go głowa i nie miał wrażenia, że za chwilę straci przytomność. Spojrzał na zegar, który wskazywał trzecią. Miał przyjść po południu do Stark'a... Okropnie mu się nie chciało, tak naprawdę własne mieszkanie wydawało się dużo bardziej kuszące, jednak było coś, dla czego w ogóle zgodził się pomóc Avengers.

***

Znów siedzieli w pracowni Tony'ego omawiając po kolei każdą osobę ze zdjęć. Milioner wiedział jak trudne może być wspominanie zmarłych tragicznie kolegów, ale nie miał pojęcia jak bardzo najemnik żałował, że nie zginął wraz z nimi.

Stark wyjął z teczki ostatnie zdjęcie, co zwiastowało wyczekiwany od dwóch godzin koniec spotkania. Oboje byli zmęczeni i nieco znużeni, jednak na widok tej konkretnej osoby, Wilson zmienił swój do tej pory obojętny wyraz twarzy i zmarszczył z niechęcią brwi.
Fotografia przedstawiała starszego mężczyznę w mundurze, stojącego obok czołgu, który był właśnie czyszczony przez dwójkę młodych chłopaków, prawdopodobnie szeregowych.

- Poznajesz tego gościa? - zapytał Iron Man, przyglądając się rozmówcy.

- Tak... Generał George Burry, emerytowany tuż przed misją Storm.

- Wiesz co się z nim później stało? Miałeś jakiś kontakt?

- Nie - mruknął niechętnie najemnik.

- Coś się stało?

- Nie, po prostu za sobą nie przepadaliśmy... A co?

- Słuch po nim zaginął gdy doszło do zamachu.

- Sądzisz, że to on?

- Jeszcze nic nie sądzę, zauważam tylko, że to dziwny zbieg okoliczności.

- To wszystko?

- Tak - Stark i Wilson wstali od biurka - Albo poczekaj moment, chciałem cię przedstawić osobie, z którą pracuję.

Deadpool wzruszył ramionami i poszedł za gospodarzem do salonu gdzie siedział Kapitan. Gdy tylko ich zobaczył, podniósł się i wyszedł im na przeciw.

- Dzień dobry - mruknął najemnik, starając się by zabrzmiało to możliwie uprzejmie.

- Dobry, Steve Rogers.

- Wade Wilson - mężczyźni podali sobie dłonie.

- To co, sprawa zakończona jak na razie?

- Myślę, że tak. Można zadzwonić do Fury'ego i przywieźć mu wszystko - odpowiedział Iron Man.

Do pomieszczenia wszedł również wcześniej niezauważony Spiderman, który widząc gościa powiedział "dzień dobry" i skierował się do kuchni, nie chcąc przeszkadzać. Wade spojrzał za chłopcem przelotnie i pożegnał się z Avengers'ami. To był koniec jego udziału w tej sprawie.

***

- Tato, kto to był? - zapytał Peter gdy najemnik wyszedł.

- Nie twój interes żeby to wiedzieć. Nie powinieneś być dzisiaj w szkole?

Chłopak westchnął ciężko i wrócił do swojego pokoju. Był jednak pewien, że skądś kojarzył nazwisko tego człowieka, tylko skąd? Nie mógł sobie teraz przypomnieć.

***

Wieczorem wybrał się na patrol po okolicy. Noc była spokojna jak na Nowy Jork, tak naprawdę tego dnia jedynie ściągnął kota z drzewa. Futrzak odwdzięczył mu się drapiąc go po rękach i robiąc tym samym dziury w stroju. Parker jednak nie przejął się tym faktem, zresztą jak można było gniewać się na takie urocze stworzenie?

Gdy przejrzał już każdy skrawek Manhattanu, wszedł na jeden z dachów niedaleko bazy Avengers. Właściwie liczył, że być może spotka dziś Deadpool'a, bo dawno się nie widzieli. Choć może mężczyzna miał go dość? Może się obraził? Albo znudził? Nie byłoby to dziwne, ale mimo wszystko myśl ta wydawała się okropnie smutna.

Peter prawie zasypiał na dachu, w chwili gdy pajęczy zmysł dał o sobie znać. Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał za siebie. Uśmiechnął się pod maską, ponieważ osobą, która zakłócała jego spokój był człowiek w czarno-czerwonym stroju.

- Hej, Spidey - pomachał mu, zblizając się.

- Hej, nie sądziłem, że dziś tu przyjdziesz.

- No cóż, jak widać jestem - mężczyzna usiadł na skraju budynku, wydając z siebie cierpiętniczy odgłos gdy uderzył się w bok pokryty siniakami.

- Coś się stało? - zapytał nieco zaniepokojony Peter.

- Nic, nic. Poobijałem się trochę... Jak leci? Dzisiaj nie wyglądasz na tak zdołowanego jak zwykle.

- Jest w porządku. Całkiem.

- Dlaczego byłeś ostatnio taki przybity?

Chłopak spojrzał na Deadpool'a, który wpatrywał się w swoje zwisające nad ulicą stopy. Zastanawiał się czy odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony nie chciał się spoufalać zbyt mocno z kimś, kogo zupełnie nie znał, a z drugiej... Nikt nie interesował się nim na codzień. Zwłaszcza Stark. To chyba sprawiało mu największą przykrość. Kiedyś, gdy był młodszy, Tony spędzał z nim dużo czasu, nie pił alkoholu i ogólnie był weselszy. Peter zdawał sobie sprawę, że Iron Man'a dręczą obecnie problemy i bezsenność, ale wciąż bardzo za nim tęsknił, za tym dawnym nim. Za nimi...

- Hmm? - Wade przypomniał się z pytaniem gdy zauważył, że Parker się zamyślił. Martwił się o niego na swój sposób i bardzo chciał dowiedzieć się co go dręczy, chciał pomóc jak umiał. Jednak dla niego był kimś zupełnie obcym...

- Trochę... Trochę ostatnio nazbierało się różnych problemów - mruknął bardziej do siebie Peter - Zwyczajnie jestem tym zmęczony...

Deadpool musiał powstrzymać się, by nie uronić łzy. Przykro było mu widzieć tego zagubionego dzieciaka. Samego w wielkim świecie. Chciał go pocieszyć, ale jak? Nie mógł przecież wymagać od niego, by mu zaufał, więc po prostu oboje siedieli w porozumiewawczej ciszy.

Spiderman podciągnął kolana do siebie i oparł na nich głowę. Wpatrywał się w kolorowe światła migających bilboardów. Robiło się chłodno, słońce dawno już zaszło, a niebo przykryły delikatne chmury, zasłaniając księżyc i gwiazdy.
Przysunął się bliżej zagadkowego towarzysza i oparł niepewnie głowę na jego ramieniu, jednak gdy ten nie zareagował w żaden sposób, Peter pozwolił sobie zamknąć oczy i przysnąć. Był okropnie zmęczony, a równomierny oddech i ciepło ciała najemnika działały uspokajająco. Paradoksalnie czuł się bezpieczny - na dachu, mając pod sobą kilkudziesięciometrową przepaść, w środku nocy i towarzystwie tego nieznajomego, zamaskowanego człowieka. Jednak czy nie byli do siebie zaskakująco podobni?

***

*16 lat wcześniej*

Wade siedział w mieszkaniu, trzymając na rękach śpiące dziecko. Patrzył na nie, nie mogąc pozbyć się dręczącej myśli o rychłym wyjeździe. Jeżeli nie stawi się na służbie, straci pracę i oboje skończą na ulicy, ale co miał zrobić? Z kim zostawić dziecko?

Nie był w stanie zaakceptować śmierci ukochanej, wciąż nie rozumiał co się wtedy stało? Co poszło nie tak? Wszystko działo się tak szybko... Tak niespodziewanie...

Dlaczego był tak głupi, by z kimkolwiek się związać? A może to wcale nie było jego dziecko?
Teraz nie miało to już znaczenia, a czas mijał nieubłaganie, wcale nie lecząc ran i nie rozwiązując problemów...

1000 słów.
Co sądzicie? Macie już jakieś pomysły, jak może zakończyć się ta historia?
Proszę też nie przyzwyczajać się do luksusów xd częstotliwość publikacji raczej nie wzrośnie szczególnie, to tylko krótkotrwały przypływ weny twórczej 😂
Bye~

Studium moralności [Spiderman I Iron Man I Deadpool] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz