Gdy najemnik siedział w szatni, czekając na swoją kolej, miał czas na przemyślenia. Właściwie po dłuższej chwili stwierdził, że może taka odskocznia dobrze mu zrobi. Przecież musiał w końcu zacząć normalnie żyć. "Normalnie".
W końcu usłyszał swój pseudonim wypowiadany na sali. Wyszedł, dopingowany przez rozwrzeszczany tłum. Nie zwracał uwagi na wyzwiska czy piski radości. Opinia widowni była mu obojętna, bo i zresztą co wnosiła? Od dawna nie walczył i nie miał zamiaru wracać do tego na dłuższą metę. Zyskał opinię nieśmiertelnego, czemu jakoś nigdy nie zaprzeczył i stało się to już swego rodzaju miejską legendą. Stało się tak przez głośny niegdyś wypadek, a właściwie zamach. Deadpool cały czas przeklinał, że nie zginął tamtego dnia. Wszystkim wyszłoby to na dobre, a on przecież zasłużył na śmierć.
Tak czy inaczej miał nadzieję, że jego przeciwnik wykupił sobie dobre ubezpieczenie, bo mógł wrócić dziś do domu nieco połamany.Broń była rzecz jasna zabroniona, a on i Silva, który właśnie wyszedł na ring, występowali w klubowych spodenkach. Wydarzenie, było znane, a wstęp słono płatny. Scott dbał nawet o ochronę, co niektórym było mocno nie w smak.
Muzyka grała głośno, zagłuszając właściwie wszystkie dobiegające z zewnątrz dźwięki; choć i tak było lepiej niż choćby godzinę wcześniej, gdy Wade dopiero wszedł do lokalu.Oboje zaprezentowali się przed widownią i wkrótce stanęli w odpowiednich pozycjach. Najemnik miał wrażenie, że obraz zamazuje mu się przed oczami, a kończyny ma ciężkie niczym kamienie.
Wtedy padł pierwszy cios ze strony Silva'y, wymierzony wprost w jego szczękę. Ból i adrenalina zdawały się ocucić Wilson'a, który zaczął robić zwinne uniki i wyprowadzać precyzyjne uderzenia. Kiedy przeszli do parteru, jeszcze kilkadziesiąt sekund było niepewnych i każdy ruch zmieniał zupełnie rozłożenie szans. Ostatecznie to Silva odklepał i został ogłoszony przegranym.
Tłum ryknął, po części z zadowoleniem, po części ze złością, a Wade zszedł z ringu z pomocą Scott'a, który obserwował wszystko spod klatki.- No i co, było się sprzeciwiać?! Wygrałeś jak zawsze! Dobra robota! - mężczyzna poklepał Wilsona po plecach, na co ten wyraźnie się skrzywił - Jak się czujesz?! - czarnoskóry cały czas musiał przekrzykiwać tłum.
- Beznadziejnie, zaraz odlecę - mruknął do ucha rozmówcy, bo nie miał już siły ani ochoty krzyczeć.
Najemnikowi kręciło się w głowie od migających świateł, zaduchu i hałasu, a w dodatku kilka razy oberwał w głowę i czuł posmak krwii w ustach. Scott zaprowadził go do szatni, gdzie ktoś już pomagał doprowadzić się do porządku Silva'ie.
Deadpool usiadł na podłodze i oparł o zimne, metalowe szafki. Właściciel baru mówił coś do niego, ale on już nie słuchał i tylko machnął zmęczony dłonią na znak, by ten się wreszcie uciszył.***
Peter zastanawiał się kim był ten dziwnie wyglądający mężczyzna, który rozmawiał dzisiaj ze Stark'iem. Zwykle nie miewali żadnych gości poza Fury'm, więc była to zupełna i niespodziewana nowość.
Milioner był widocznie zadowolony, że ekspres znów działał i mógł pić pełnoprawną kawę. Tak naprawdę był w stanie sam go naprawić już kilka dni temu, ale z nikomu nieznanej przyczyny wolał cierpiętniczo pić rozpuszczalny, kawopodobny napój. W końcu Stephen wziął sprawy w swoje ręce, widząc udręczonego Tony'ego, codziennie patrzącego na maszynę przy śniadaniu.
Do kuchni, gdzie znajdowali się obecnie wszyscy poza Thor'em i Hulk'iem, którzy zresztą bardzo okazyjnie bywali w bazie na Manhattanie, wszedł Rogers. Nie zdążył jeszcze przebrać się po maratonie wokół pobliskiego parku, gdy zatrzymał go Stark.
- Steve! Słuchaj, mam już pewne wieści.
- Zaraz, daj mi się przebrać - odpowiedział Kapitan wskazując na mokrą koszulkę.
CZYTASZ
Studium moralności [Spiderman I Iron Man I Deadpool]
Fanfiction"- Jeżeli jego ostatnim słowem było "przepraszam", to nie mógł być dobrym człowiekiem. - A ja twierdzę inaczej. - W takim razie jesteś niezwykle naiwny. " Peter dorastał wśród Avengers i uważał ich za swój autorytet, a każde zdanie wypowiedziane p...