Stark wraz z Rogersem otrzymali polecenie, by jeszcze tego samego dnia wyruszyć do Afganistanu. Fury przydzielił im oddział służb specjalnych oraz kilku żołnierzy, którzy byli tam już kilka razy podczas misji pokojowych, dzięki czemu zdążyli zawrzeć pewne znajomości.
Rogers i część ekipy słuchała wywodu o nowego rodzaju broni, która znajdowała się na pokładzie wojskowego samolotu, a Tony miał czas na dodanie się przemyśleniom. Cały czas zadręczał go niepokojący stan Petera. Wiedział już, że to najwyższy czas by wziął się za siebie, ale nie było to jedyne z czego zdał sobie sprawę. Rano, gdy żegnał się z chłopcem, zauważył w nim pewną zmianę, jakby pierwszy raz od dawna naprawdę mu się przyjrzał. Nastolatek wyglądał na zmęczonego, schudł i nie uśmiechał się. Stark nie potrafił sobie nawet przypomnieć kiedy ostatni raz widział go naprawdę szczęśliwego... Poczuł dotkliwie ukłucie w sercu gdy pozwolił tej myśli zakorzenić się w swojej świadomości. Obiecał sobie, że po powrocie musi coś z tym zrobić, tylko co? Czy już nie próbował? A może wcale nie był właściwym człowiekiem do wychowania Spidermana? Zaczynał podważać słuszność każdej decyzji, którą podjął przez ostatnie kilkanaście lat, gdy samolot wylądował i wczyscy zaczęli zbierać bagaże.- Tony, co ty wyrabiasz? Wysiadamy!
***
Peter wybrał się do szkoły, choć tym razem nie miał ochoty nawet pajączkować, więc dotarcie tam zajęło mu trzy razy dłużej niż zwykle. Wyjazd Iron Mana był czymś z czego poniekąd się cieszył, lubił zresztą zostawać z Doktorem Strange'm. Jednak nie raz tęsknił za ich wspólnie spędzonym czasem. Nie potrafił już rozmawiać ze Stark'iem, miał wrażenie, że stali się dla siebie obcymi ludźmi...
Dodatkowo cały czas napotykał tego zamaskowanego człowieka... Jego towarzystwo sprawiało, że czuł się bezpiecznie, mógł naprawdę odpocząć i nie myśleć przez chwilę o Avengers oraz szkole. Jednak czy nie było to dziwne? Jaki interes mógł mieć w tym Deadpool? Przecież Peter nawet nie rozmawiał z nim zbyt wiele, raczej siedzieli w milczeniu wpatrzeni w panoramę nocnego miasta. Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć znosić jego ponury nastrój? W dodatku czasami odnosił wrażenie, że najemnik naprawdę się nim przejmuje... Ale to chyba była tylko głupia nadzieja spowodowana desperackim pragnieniem bycia zrozumianym.***
Lekcje mijały powoli, wszystko wokół jakby zachęcało do zerwania się wcześniej, ale Peter naprawdę chciał się poprawić. Postanowił, że do powrotu opiekuna nie zrobi nic głupiego. Dlatego też ignorował zaczepki uczniów i starał się nie zasypiać na ławce.
Gdy wreszcie zadzwonił ostatni dzwonek, od razu wybiegł z klasy, nie żegnając się z nikim. Założył strój, który miał od rana w plecaku i popędził na Brooklyn Bridge.
Długo wpatrywał się w wodę pod stopami, zastanawiając się co może robić obecnie Deadpool. Zazwyczaj spotykał go wieczorem lub nocą, w zupełnie innej części miasta, więc nie liczył obecnie na jego towarzystwo. Jednak gdy już miał się zbierać, dostrzegł w oddali czerwony strój.- Hej Spidey! - Deadpool przywitał go wesoło, podciągając się na metalowej konstrukcji, by usiąść obok.
- Co ty tu robisz?
- Siedzę i rozkoszuję się widokiem. I moim taco, które przed chwilą zjadłem.
- Myślałem, że mieszkasz w Queens - stwierdził podejrzliwie chłopak.
- Mam zlecenia w całym mieście, zresztą przez większość czasu i tak mi się nudzi - mężczyzna wzruszył ramionami.
- Zlecenia? - Peter przypomniał sobie, że w gruncie rzeczy niewiele wiedział o tym człowieku, rozmowa o nim zawsze schodziła na inny temat. Czy miał coś do ukrycia? Zapewne, w końcu nosił maskę raczej nie bez powodu.
- No wiesz, muszę coś zrobić to tu, to tam...
- Nie powiedziałeś nigdy po co ci ten strój. W gruncie rzeczy nic o tobie nie wiem - stwierdził z wyrzutem chłopak.
- Może i lepiej... Moja praca zresztą wymaga anonimowości.
Spiderman spojrzał na niego z ukosa i skrzyżował ręce na piersi.
- To lepiej się nią zajmij zamiast mnie śledzić - Peter zirytowany wstał na nogi i odwrócił w stronę jezdni - Zaczynam się zastanawiać jaki masz w tym interes.
- Idziesz już?
- Powinienem wracać - mruknął pod nosem i z pomocą pajęczyny dostał się na Manhattan.
Najemnik przez chwilę myślał, żeby pójść za nim, ale doszedł do wniosku, że Peter może nie chcieć go już widzieć. Był na siebie zły, nie chciał przecież odtrącać chłopca, ale jak miał się przyznać do tego co robił? Przecież on by go za to znienawidził... Uderzył z wściekłością w metalową konstrukcję. Dlaczego tak bardzo musiało mu zależeć? Minęło przecież tyle lat...
<Ty to zawsze coś zjebiesz>
- Zamknij się już, co?
***
Spiderman wrócił do domu w jeszcze gorszym humorze niż opuścił go rano. Co Deadpool przed nim ukrywał? Miał ochotę zapytać kogoś z Avengers czy może o nim nie słyszeli, ale coś go powstrzymywało. Nie chciał żeby Stark dowiedział się o ich znajomości. Skoro nie mógł znieść jego szkolnych kolegów, to wolał nie wiedzieć co pomyślałby o tym. Chociaż czy nie miałby racji? Może warto byłoby posłuchać czasem głosu rozsądku?
- Hej, Pete - zagaił go Doktor - Daj mi następnym razem znać jak gdzieś idziesz, bo Tony się o ciebie dopytuje.
- Kiedy wraca?
- Wiem tyle co i ty. Muszą znaleźć odpowiednich ludzi, a to może trochę zająć.
Chłopak tylko westchnął w odpowiedzi.
- Zaparzę herbatę... Albo kakao, chodź do kuchni. Coś ciepłego dobrze ci zrobi - Strange uśmiechnął się do niego i zachęcił gestem ręki.
Nastolatek podreptał za nim niechętnie. Był zmęczony, wściekły i smutny zarazem. Miał wrażenie jakby tracił grunt pod nogami, ostatnio nawet nie poznawał siebie. Miał wrażenie, że to on jest przyczyną problemów Iron Mana i że cały czas go zawodzi. Gdy tylko o tym myślał, łzy napływały mu do oczu. Szybko jednak je ocierał, nie mógł pozwolić sobie na taką słabość, przecież był bohaterem. Chyba...
- Stephen... - zaczął Peter gdy byli już w kuchni. Siedział oparty na barku i wpatrywał się w kubek z gorącą cieczą.
- Tak?
- Czy Tony jest na mnie zły?
- Nie, dlaczego by miał?
- Nie ważne... Idę spać. Dzięki za kakao - mruknął i skierował się do pokoju.
W całej bazie było już ciemno, Avengersi rozeszli się do sypialni, jedynie Strange jeszcze został w kuchni z herbatą.
Spiderman siedział na parapecie otwartego okna, pozwalając rozwiewać swoje włosy nocnemu wiatru. Niebo pokrywały nieliczne gwiazdy, a neony bilboardów oświetlały ulice. Nowy Jork jeszcze nie poszedł spać, to miasto żyło wiecznie. Gdzieś w oddali słychać było syreny wozów policyjnych i karetek.
Peter naciągnął na twarz maskę i wyruszył na nocny patrol.Co gdyby webshootery kiedyś nie zadziałały? - pomyślał.
1022 słowa.
Nic. Nie. Mówcie.
Prędzej diabeł się przeżegna niż ja zacznę wstawiać rozdziały regularnie xd
CZYTASZ
Studium moralności [Spiderman I Iron Man I Deadpool]
Fanfic"- Jeżeli jego ostatnim słowem było "przepraszam", to nie mógł być dobrym człowiekiem. - A ja twierdzę inaczej. - W takim razie jesteś niezwykle naiwny. " Peter dorastał wśród Avengers i uważał ich za swój autorytet, a każde zdanie wypowiedziane p...