Tym razem Spiderman ustawił budzik, dzięki czemu udało mu się nie spóźnić na lekcje. Jeszcze zanim skierował się do klasy, odwiedził gabinet dyrektora, tak jak polecił mu Stephen.
W ramach kary miał przez następny tydzień zostawać godzinę po lekcjach i sprzątać salę, co nie było aż taką złą opcją w porównaniu do wydalenia z placówki.W drodze powrotnej ze szkoły postanowił udać się na dach, gdzie ostatnio spotykał Deadpool'a. Ciekaw był, czy i tym razem się zjawi.
Kręcił się tam przez chwilę, ale po mężczyźnie nie było śladu. Gdy chciał schodzić na ziemię, pajęczy zmysł dał mu znać, że ktoś czai się za jego plecami, a był to dobrze znany mu towarzysz.- Witaj Spidey, myślałem już, że coś Ci się stało - przywitał go Wade.
- Cześć... Bez przesady, co mogłoby mi się stać?
- No nie wiem... Mogłeś spaść z dziesiątego piętra albo zostać przejechanym przez ciężarówkę...
- Em, masz dość makabryczne pomysły, ale jak widzisz, jestem cały.
- To wspaniale - oznajmił najemnik, siadając na krawędzi dachu.
- Czy ty się o mnie martwiłeś? - zaśmiał się Peter. To było przecież niedorzeczne.
- Niee. No może trochę. Dziwiło mnie, że nie było cię nigdzie w mieście.
- Miałem inne sprawy na głowie - nastolatek przysiadł się do Deadpool'a.
***
*16 lat wcześniej*Z przystanku autobusowego miał jeszcze kawałek drogi do przejścia zanim znajdzie się w domu. Cały czas myślał o tym, że wreszcie zobaczy Mary, a niebawem również ich dziecko. W jego życiu szykowały się ogromne zmiany, co oprócz podnicenia, powodowało także stres. Co jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli nagle dostanie wezwanie i będzie zmuszony wyjechać? Nie mógł w tym momencie zrezygnować z pracy... Jednak uznał, że nie ma sensu martwić się na zapas. Liczył, że teraz, gdy będę mieli dla siebie dużo czasu, wszystko jakoś samo się poukłada.
Kiedy Wade był już niedaleko domu, usłyszał dźwięk syren, a chwilę później dostrzegł stojące na podjeździe ambulans i wóz straży pożarnej. Rzucił wszystko co miał przy sobie na ziemię i pobiegł w stronę palącego się budynku.
- Mary! - krzyknął zupełnie oszołomiony, nie widząc nigdzie kobiety.
Chciał wbiec do domu, ale strażak chwycił go za ramię i nie pozwalał się mu wyrwać.
- Proszę się uspokoić, nie może Pan tam wejść!
Do Wilson'a jednak nic nie docierało. Obraz przed oczami mu się rozmazywał, przez rozwiewany wokół popiół, a na twarzy czuł gorąc płomieni, jednak to, ani duszący dym nie powstrzymywało go przed dalszymi próbami dostania się do budynku.
Nagle z płonących zgliszczy wyłoniły się dwie postaci, niosące na noszach kobietę. Deadpool wyrwał się mężczyźnie i pobiegł do nieprzytomnej ukochanej.
- Mary! - wrzasnął, łamiącym się głosem.
W momencie gdy przenoszono poszkodowaną do karetki, podszedł do niego jeden z ratowników.
- Pan jest partnerem? - zapytał, widząc przerażonego żołnierza.
- T-tak - wydusił.
-Może Pan z nami jechać, ale proszę nie przeszkadzać, bo przysięgam, że wysadzimy Pana na środku drogi - oznajmił chłodno.
Wade tylko skinął głową w odpowiedzi. Nie miał pojęcia co się wokół niego działo. Kręciło mu się w głowie, a ręce trzęsły niekontrolowanie. Dlaczego to musiało się dziać?
- Halo, wieziemy ciężarną z pożaru. Przygotujcie salę - powiedział do słuchawki jeden z ratowników.
***
Deadpool czekał pod salą, do której zabrano Mary. Przechodzący w pośpiechu lekarze nie chcieli udzielić mu żadnych informacji, więc zrezygnował z dalszych prób i starał się nie przeszkadzać.
Usiadł na krześle pod ścianą i schował twarz w dłoniach. Starał się uspokoić. Przecież wszystko będzie dobrze, prawda? Musiało być.Po ponad dwóch godzinach z sali wyszedł doktor, ściągając z twarzy maseczkę.
- Pan Wade Wilson? - zapytał, spoglądając na mężczyznę w mundurze.
- Tak - odpowiedział zachrypniętym głosem, podchodząc do pracownika szpitala.
- Ma Pan zdrowego syna, gratuluję, wszystko z nim w porządku, teraz zajmują się nim pielęgniarki - oznajmił i ciężko westchnął - Niestety matki nie udało się uratować, przykro mi. Zmarła w wyniku poparzeń...
Mężczyzna oparł się plecami o ścianę za sobą, bo czuł, że za chwilę straci równowagę. Nie potrafił uwierzyć w to, co usłyszał. Chciał przeklinać wszystkich wokół, za to, co się stało, ale nie był w stanie, czuł się bezsilny.
- Może Pan pójść teraz się z nią pożegnać - kontynuował spokojnie lekarz - Później proszę przyjść do mojego gabinetu, to będzie numer trzynaście, będziemy musieli uzupełnić dokumentację, wtedy położna zaprowadzi Pana do dziecka i wystko wyjaśni. Potrzebuje Pan teraz czegoś? Wody?
- N-nie - odpowiedział, wciąż nie patrząc na twarz rozmówcy.
Lekarz ruszył w swoją stronę, a Wade ostrożnie wszedł do sali, gdzie znajdowały się pielęgniarki i ciało zmarłej.
Podszedł do łóżka i upadł na kolana. Chwycił jej chłodną dłoń i oparł na niej głowę.
- P-przepraszam - wydukał przez łzy.
Nie wiedział ile czasu spędził w tej pozycji, ale w końcu podeszła do niego pielęgniarka, która kładąc rękę na jego ramieniu, poinformowała, że muszą już zabrać kobietę z sali.
Wilson posłuchał i wstał z ziemi.- Żegnaj Mary - szepnął, odgarniając kosmyk włosów z poranionej twarzy ukochanej, której miał już nigdy nie zobaczyć.
***
*obecnie*Spiderman i najemnik rozmawiali dłuższy czas, do póki chłopak nie zdał sobie sprawy, że jest już naprawdę późno. Nie miał ochoty teraz nigdzie iść, ale wiedział, że ostatnio trochę za bardzo nabroił, więc wolał nie ryzykować nadużyciem cierpliwości Stephen'a.
- Muszę się już zbierać - oznajmił nastolatek, podnosząc się z ziemi.
- W porządku - Deadpool wstał i otrzepał strój z pyłu - Do zobaczenia.
- Pool - zatrzymał go Peter.
- Tak?
- Czemu to robisz?
- To znaczy?
- Dlaczego tu ze mną siedzisz i rozmawiasz? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale jestem zwykłym dzieciakiem, a ty pewnie masz lepsze rzeczy do roboty.
- A może nie mam? Zresztą zwykłe dzieciaki raczej nie strzelają pajęczyną z rąk i nie chodzą po ścianach. O ile mi wiadomo... - zaśmiał się mężczyzna.
Parker uśmiechnął się pod maską i zniknął między budynkami, rzucając na odchodne krótkie "do zobaczenia".
Najemnik stał jeszcze chwilę na dachu, wpatrując się w niebo. Była pełnia, a noc nadzwyczaj jasna i ciepła. Miał do załatwienia jeszcze kilka spraw w okolicy. Ostatnio przez pajączka zaczął zaniedbywać swoją pracę, a to oznaczało tworzenie sobie nawych wrogów. Tych miał już zdecydowanie zbyt wielu, więc stwierdził, że należy nadrobić zaległości.
977 słów.
Wiecie, tu tak żeby zbyt żywi wszyscy bohaterowie nie byli, to należało kogoś uśmiercić :) A że akurat pierwsza w kolejce była matka Peter'a... Zdarza się. Wiem, jestem okropnym człowiekiem 😂 W każdym mam nadzieję, że rozdział przypadł do gustu. Do następnego 😊
CZYTASZ
Studium moralności [Spiderman I Iron Man I Deadpool]
Fanfiction"- Jeżeli jego ostatnim słowem było "przepraszam", to nie mógł być dobrym człowiekiem. - A ja twierdzę inaczej. - W takim razie jesteś niezwykle naiwny. " Peter dorastał wśród Avengers i uważał ich za swój autorytet, a każde zdanie wypowiedziane p...