Rozdział 16

108 14 0
                                    

Frank

Rose pomogła mi pozbierać swoje rzeczy. Wychodziłem ze szpitala, szczęśliwy, że nie muszę tu już przebywać. Jednak jest i dobra strona mojego pobytu w tym niezwykle nudnym i przygnębiającym miejscu. Zbliżyłem się do Leny.

Informacja, że jest moją przyrodnią siostrą bliźniaczką uruchomiła nowe możliwości do sprawdzania kolejnych punktów z dawnej znajomości mojego taty i jej... przepraszam, NASZEJ mamy. Tak naprawdę Alex okazała się bardzo miła, szczególnie, że lekarze (z Davidem na czele) uparli się, żeby trochę jeszcze mnie tu potrzymać, mimo że równie dobrze mogłem leżeć w domu.

Niemal dzień w dzień Alex przynosiła mi domowy obiad, prawie tak dobry jak kolacje, które robi dla mnie Rose.

- Jak się czujesz? - zapytała, wytrącając mnie z zamyślenia.

- W porządku. - odpowiedziałem cicho, zarzucając sobie lekką torbę z ciuchami na ramię. - Moglibyśmy jeszcze zajść do Jeffa? Chciałbym mu oddać bluzę.

- A on trzy razy Ci powiedział, że ta bluza jest Twoja. - rzuciła, zabierając cięższy pakunek. - Wczoraj kupiłam mu nową. Z myślą o Tobie robimy spóźniony świąteczny obiad. Dostaniesz całą trylogię „Władcy Pierścieni" na DVD, w tym pierwszą część w wersji reżyserskiej. Książki już przeczytałeś.

- Podobał mi się kawałek ze smokiem... - zacząłem, ale ona szybko pokręciła głową.

- To było w Hobbicie. - poprawiła, cicho się śmiejąc.

- W tej cienkiej książeczce, którą nazwałaś prologiem? - zmarszczyłem brwi. - Hmm...

- Tak, dokładnie w tej. - Rose zaśmiała się, kręcąc głową. Lubiłem, kiedy taka była. Radosna.

Kiedyś zapytałem ją, dlaczego przeważnie zostawia swojego towarzysza w Sanktuarium, gdzie czas płynie inaczej niż u nas, ale nawet dla jego mieszkańców zdaje się stawać w miejscu. Jej odpowiedź była krótka i prosta. Powiedziała, że chce, żeby ten zwierzak pożył dłużej niż każdy przeciętny kot. To takie... podobne do niej, chociaż nie mam pojęcia, czemu teraz o tym myślę.

- A Wy gdzie się wybieracie? - usłyszeliśmy za plecami głos pielęgniarki przełożonej.

Zauważyłem, jak Rose zagryza dolną wargę, nieskutecznie próbując ukryć uśmiech. Obróciłem się i zobaczyłem siostrę Annie, która maszerowała w naszą stronę prowadząc wózek inwalidzki. Rosie pokręciła głową i westchnęła.

- Uprzedzałam, że to się nie uda. - zaśmiała się, już przestając się powstrzymywać.

- Wsiadaj, no już! - zażądała siostra Annie, wskazując głową na wózek.

Westchnąłem, ale posłusznie dałem się posadzić na wózku. Przez całą drogę do taksówki wysłuchiwaliśmy uskarżania, że szpital ma swoje procedury i co nam przyszło do głowy, żeby w ogóle próbować to obchodzić.

- Talon na taksówkę. - powiedziała do Rosie, wręczając jej niewielki kartonik, kiedy już wsiadłem do samochodu. - Przypilnuj go, żeby coś jeszcze zjadł. Często, ale małe porcje. Coś lekkiego. Pamiętasz?

- Tak. Oczywiście, że pamiętam. - usłyszałem jej stłumiony głos.


Położyłem klucze na szafce i z pomocą Rosie zdjąłem płaszcz. Dobrze było się znowu znaleźć w swoim mieszkaniu. Nie to, żeby budynek Davida był zły. Przeciwnie, jego klimat był bardzo sprzyjający, jednak Paryż to nie był.

- Zaraz dołączę. - powiedziała cicho Rosie, stawiając karton z moimi rzeczami, których używałem przez kilka dniu spędzonych w Los Angeles.

Uśmiechnąłem się i pochyliłem się nad nią, żeby ją pocałować. Odwzajemniła i odwróciła się do mnie, kiedy jeszcze wyszła na klatkę schodową. Ściągnąłem buty i wszedłem w głąb mieszkania.

Stanąłem jak wryty. Przy okrągłym stoliku siedział Pinky. Miał na sobie pikowaną kurtkę i wysokie zimowe buty, suche i czyste, co nie miało żadnego sensu. Nie zmienił się ani trochę. Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie mogłem z siebie wydobyć żadnego dźwięku.

No jasne, nadal miał klucze, a ja nawet nie zmieniłem zamków. Lena też je miała. Na wszelki wypadek. Są chyba cztery dodatkowe kopie kluczy...

- Cześć, Lena mnie odnalazła. - oznajmił, wstając z krzesła. - Pomyślała, że powinienem się z Tobą zobaczyć. Wydaje mi się, że...

Urwał, kiedy w kilku długich krokach podszedłem do niego i przyciągnąłem go do siebie, wtulając pół twarzy w jego kurtkę. On, na początku lekko zaskoczony, zesztywniał, ale w końcu odwzajemnił mój uścisk.

- Łał, kiedyś nie byłeś taki wylewny. - wykrztusił z siebie, kiedy go puściłem. - Zmieniłeś się.

Wziąłem głęboki oddech i przyjrzałem mu się wyraźniej.

- Jak Lena Cię znalazła? - zapytałem, kiedy w końcu odzyskałem głos.

- Nie wiem, ale jakoś jej się to udało. - wzruszył ramionami. - Teraz, kiedy jest szefową Biura, to nie było dla niej nic trudnego.

- Gdzie się podziewałeś? - spojrzałem mu w twarz.

- Po tym, jak zrezygnowałem, przygarnęła mnie jedna szefowa kuchni. - wyjaśnił, kiedy usiedliśmy naprzeciwko siebie. - Nauczyła podstaw w ciągu roku i załatwiła pracę w cukierni.

- W paryskiej cukierni? - uniosłem brwi.

- Nie. - pokręcił głową, uśmiechając się niepewnie. - W Nicei. Wiedziałem, że tam nikt nie będzie mnie szukał. Z resztą... Złapałem ją przy przeprowadzce. Dała mi życie. Nową tożsamość i start.

Uśmiechnąłem się i powoli wciągnąłem nosem powietrze. Nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego. Dosłownie. Nigdy.

- Nie żałujesz? - zapytałem krótko.

- Nie. - westchnął. - Nigdy nie pożałuję. Teraz uczę się wypiekać najlepsze makaroniki. W Nicei też je robią, chociaż na świecie więcej mówi się o tych paryskich. Chociaż, jeśli mam być szczery... Chętniej posłuchałbym o Tobie. Lena powiedziała mi tylko tyle, że byłeś w szpitalu, że jest Twoją siostrą... I że jesteś zaręczony. Jak dawno?

Spuściłem spojrzenie swoje splecione dłonie. Nigdy wcześniej nikomu o tym nie wspominałem. Lena była pierwsza. Dopiero później, po wizycie Rosie w Biurze, środowisko podróżników w czasie zaczęło plotkować na jej temat.

- Od zaręczyn minęło ponad półtora roku. Chociaż jeśli mam być szczery, to znamy się ponad dwa lata. - odpowiedziałem, nie chcąc go okłamywać.

- Dwa lata... - przełknął ślinę. - Nawet słowem się nie zdradziłeś...




A/N: Dobra, ten rozdział jest tylko po jednym czytaniu, może później edytuję tekst i coś poprawię. Na razie powoli chce mi się pisać, ale tego nie robię, bo... mam zbyt mało czasu na raz i po prostu trudno mi cokolwiek napisać, kiedy muszę co chwilę wstawać i na nowo się zbierać. No, ale może dzisiaj coś się uda... 

No dobra, na dzisiaj to tyle. Trzymajcie się! Cześć!

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz