Rose
Umówiłam się z Jeffem pod pustym magazynem, kiedy skończę pracę. Frankowi wmówiłam, że muszę dłużej zostać w klubie, a potem mam zmianę w szpitalu. Tak naprawdę mam zacząć tę robotę dopiero w przyszłym tygodniu, ale takie małe kłamstewko w imię udanej niespodzianki jest do wybaczenia.
- Muszę przyznać, że jest tu całkiem nieźle. - pochwalił Jeff, kiedy już mnie przywitał. - To miejsce ma potencjał. Musimy jeszcze wynająć ludzi, żeby rozwiesili dekoracje.
- Nie musimy. - pokręciłam głową, wyjmując z torby swój notatnik. - Znalazłam kilka zaklęć, które pozwolą mi to załatwić to w pięć minut.
- A czy to rozsądne, żeby używać magii, żeby udekorować stary magazyn, żeby zrobić przyjęcie urodzinowe dla swojego męża i trójki przyjaciół? - zapytał sztucznie dociekliwym tonem.
- To dozwolone, sprawdzałam dwa razy. - odparłam otwierając notatnik i kartkując strony w poszukiwaniu skróconej wersji planu przyjęcia.
Jeff spojrzał mi przez ramię i wyciągnął rękę, marszcząc brwi. Zaczekałam chwilę, dając mu czas, żeby rozczytał mój charakter pisma.
- Muszę przyznać, że wszystko obmyśliłaś. - pokiwał głową. - A ja Ci byłem po co?
- Jeff, trzy czwarte tego to Twoje pomysły, ja tylko to wszystko uporządkowałam. - zauważyłam. Zwinęłam zeszyt, chowając go pod pachę, żeby mieć wolne obie dłonie.
- A gdzie zaklęcia na rozwieszenie dekoracji? - zapytał, jakby nagle sobie o tym przypomniał.
- Już prawie się ich nauczyłam. - zapewniłam go, podchodząc do kilku kartonów, które wczoraj ukradkiem tu przyniosłam. - Mam już wszystkie ulubione rzeczy Franka i Nico. Obiecałeś zająć się tym, co lubią Lena i Henri.
Spojrzałam na Jeffa, który wybałuszył oczy ze zdziwienia, jakby nie miał pojęcia o czym mówię. Otworzyłam szeroko usta, dając mu do zrozumienia jak bardzo jestem oburzona.
- Zapomniałeś? - pisnęłam. - Jeff, miałeś do zrobienia tylko to.
Przez chwilę patrzył na mnie skruszony, ale potem wybuchnął śmiechem. Pokręciłam głową, chcąc żeby się uspokoił.
- Nabrałem Cię! - zawołał uradowany. - Ale miałaś minę! Oczywiście, że się wywiązałem. Lena to moja przyjaciółka, nie zawiódł bym jej. Spokojnie, zaproszenia też już rozesłałem.
Zorganizowaliśmy wszystko z najmniejszymi szczegółami. Jedyną wadą było wykończenie mojego notatnika, który nie dość, że został zapisany co do strony, to jeszcze Jeff tak nim szarpał, że skończył okropnie wymięty.
- Rosie, to Ty? - wrzasnął Clive.
Jego głos dobiegał z kuchni. Nie spodziewałam się, że będzie teraz w domu. Odstawiłam torbę na szafkę z butami i przeszłam do największego pomieszczenia w mieszkaniu. Kuchnia, jadalnia i miniaturowy salon w jednym.
- Co tu robisz? - zmarszczyłam brwi.
- Mieszkam. - wzruszył ramionami. - Pomyślałem, że skoro wróciłem wcześniej od Was, zrobię dla Was coś do jedzenia. Franka jeszcze nie ma, ale obiecał mi że niedługo wróci. Dzwoniłem do niego jakieś pół godziny temu.
- Myślałam, że boisz się zostawać sam w mieszkaniu. - zauważyłam. Poza tym nie miałam tego na myśli. Chodziło mi o to, że bardzo wcześnie wróciłeś.
- No tak, ale to dlatego, że dali mi dzisiaj pół dnia wolnego, ale w sobotę mam przyjść na noc, bo państwo West chcą pojechać na jakąś ważną imprezę.
- W porządku. - przytaknęłam. - A o której masz u nich być?
- Jakoś przed siódmą wieczorem. - odpowiedział, wyjmując bułeczkę z papierowej torby.
W porządku, tylko musimy zacząć imprezę godzinę wcześniej, żeby Clive posiedział tam trochę dłużej niż godzinę.
- Wiem, że są urodziny Franka, ale pomyślałem, że dam mu prezent z samego rana. - powiedział, otwierając opakowanie z masłem. - Co roku robię dla niego specjalne śniadanie.
- Specjalne śniadanie? - uniosłam brwi.
- Tak, robię to co normalnie Frank zjadłby na obiad, dodając jeszcze kilka jego ulubionych przypraw. Wiesz, że uwielbia mieszankę cynamonu i ostrej papryczki?
Nie, on jej nienawidzi. Może powinnam mu o tym powiedzieć?
Frank pochylił się nad jednym z raportów, które pisał dla Leny. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam mu przez ramię. Oparłam się o niego i pocałowałam go w policzek.
- Myślałam, że wszystkie raporty piszesz na bieżąco. - zauważyłam.
- To prawda, dlatego to piszę właśnie teraz. - przytaknął, dając mi zajrzeć do dokumentów, które teraz tworzył. - Nie zdążyłem napisać sprawozdania z dzisiejszej misji, zanim Clive do mnie zadzwonił. A wiesz, że boi się zostawać w mieszkaniu sam.
- Już się nie boi. - pokręciłam głową. - Powiedział mi to dzisiaj.
Frank podniósł głowę i spojrzał na mnie przez ramię.
- Jesteś pewna? - zapytał. - A myślałem, że tylko nauka obsługi robota kuchennego go przeraża bardziej od samotności. Z resztą, myślałem, że ten sprzęt zostanie w Los Angeles.
- Też tak myślałam, ale David go nie używa, a Jorge ma dwie lewe ręce do gotowania. - oznajmiłam, okrążając jego krzesło i siadając obok. - I wiesz, że Clive jest przekonany, że lubisz kiedy miesza cynamon z ostrą papryczką?
- Powiedziałaś mu, że tego nie cierpię? - zapytał cicho, uważając, żeby Clive tego nie usłyszał.
- Nie. - pokręciłam głową. - Ty mu to powiesz.
- O nie. - zaprotestował, nagle poważniejąc. - To złamie mu serce.
- A co się dzieje z Tobą, kiedy jesz tak przyprawione mięso? - zmarszczyłam czoło, patrząc na niego spode łba. - Wymiotujesz ukradkiem.
- No właśnie, ukradkiem. - pokiwał głową. - A on nadal się nie zorientował, że choruję po jego specjalnych śniadaniach.
Westchnęłam, ciesząc się, że jest dokładnie takim człowiekiem. Muszę jeszcze ogarnąć kwestie prezentów. Co prawda poranny kompakt dla Franka to tylko pierwsza część, ale dla pozostałej trójki praktycznie nic nie mam. Przynajmniej Pinky się zobowiązał, że zrobi gigantyczny tort.
CZYTASZ
Mamy czas || Znajdź mnie w Paryżu
FanficBezpośrednia, chociaż nie dokładna kontynuacja serialu „Znajdź mnie w Paryżu". Wersja wydarzeń, w której romans Ines i Franka nie miał miejsca, bo on... kochał już kogoś innego. Czarownicę czasu, która uratowała mu życie, kiedy jego zuchwałość omal...