Rozdział 38

42 10 1
                                    

Frank

Wszedłem do mieszkania i zamknąłem drzwi od środka. Nie zaskoczyło mnie, że było otwarte, bo odkąd Rosie sprowadziła się do mnie na dobre, otwierała zanim wróciłem z pracy. Przyznaję, to było wygodne. Oszczędzało mi minutę, czy dwie. Zależy.

Po wejściu do pokoju zobaczyłem Rose, która stała do mnie odwrócona plecami. Nie zareagowała, chociaż musiała mnie usłyszeć. Albo nie usłyszała.

Podskoczyła, kiedy położyłem jej dłoń na ramieniu. Wolną ręką wyciągnęła sobie słuchawkę z ucha i pocałowała mnie w usta, szeroko się uśmiechając.

- Hej, jak było w pracy? - zapytała, odkładając plik winylowych płyt na bok.

- No, dzisiaj atrakcji nie brakowało. - westchnąłem, nadal nie rozumiejąc co właściwie miało miejsce godzinę temu.

- Aż tak źle? - zmarszczyła brwi. - Nie dostałam żadnego powiadomienia od Kleo.

- Nie, to nie o to chodzi. - pokręciłem głową. - Ines była u Leny.

Rosie spojrzała na mnie spode łba i uniosła brwi. Racja, Ines często wpadała do Leny do Biura i nie było w tym nic dziwnego.

- Pokłóciły się, dużo krzyczały. - ciągnąłem dalej. - Nie wiem o co chodzi, ale...

- Frank, przyjaciele się czasami kłócą. - przerwała mi, a ja usiadłem na krześle przy stole. - Jak się pokłóciły, to się pogodzą. Jak zawsze.

- Ale... - zacząłem niepewnie. - Ines wyglądała, jakby już miała nie wrócić do Biura.

Rose westchnęła i odłożyła douszne słuchawki na cienkich przewodach obok laptopa.

- Zadzwonię do niej, zaraz przyjdę. - powiedziała krótko i pocałowała mnie w policzek. - Obiad już jest prawie gotowy. Bardzo jesteś głodny?

- Średnio. - odparłem i pozwoliłem jej wyjść do pokoju obok. Rzadko kryła się przede mną z rozmowami telefonicznymi, a tutaj chodziło o Ines, która nadal była bardziej moją znajomą niż jej, ale skoro wyszła z kuchni, żeby z nią pogadać, to musiało chodzić o jakąś jej tajemnicę.


Ines siedziała naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. Obiad przygotowany przez Rose już prawie znikną z talerzy. W ciągu ostatniej pół godziny opowiadała nam o swojej kłótni z Leną, której temat był ostatnim, czego bym się spodziewał.

- Powiedziałaś Lenie, że się w niej zakochałaś? - zapytałem po dłuższym milczeniu. - To znaczy, że jesteś lesbijką?

- Nie. - Ines pokręciła głową, uśmiechając się do mnie pobłażliwe. - Jestem biseksualna, to znaczy, że umawiam się i z chłopakami i z dziewczynami. Wiem, że to może być dla Ciebie dziwne, bo spędziłeś dzieciństwo w poprzednim stuleciu, ale zapewniam, że nie opętał mnie szatan, czy co się jeszcze wtedy mówiło o homoseksualistach...

Potrząsnąłem głową. Nadal mi trochę szumiało, dzisiejszy dzień był wystarczająco dziwny, żebym nie mógł tak po prostu przejść obok niego obojętnie.

- No, ale Lena... - wmarszczyłem czoło, odchylając się na krześle. - Jak ona na to w ogóle zareagowała? Wiem tylko tyle, że była wściekła, bo słyszałem krzyki.

- Wściekła to mało powiedziane... - wymamrotała, wybałuszając oczy w pustkę. - Poczuła się oszukana. Najpierw jej nie mówiłam, bo Henri, kiedy z nim zerwała, patrzyła na Maxa, potem znowu Henri... A teraz...

Właśnie, dlaczego powiedziała jej właśnie teraz?

- Teraz postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Nie mogę przez cały czas być jej przyjaciółką, jednocześnie ją okłamując. - wyszlochała. Łza spłynęła jej po policzku. - Musiałam jej to powiedzieć. A jeśli to wszystko przekreśli...

- Nie mów tak. - powiedziała kładąc jej dłoń na nadgarstku. - Daj jej trochę ochłonąć. Pozwól jej to wszystko przemyśleć, oswoić się z tą wiedzą.

Z zaskoczeniem spojrzałem to na jedną, to na drugą. Zaskoczyła mnie zmiana w mowie ciała, tak zaskakująco drastyczna. Sądziłem, że Ines nie lubi Rose, chociaż nie miałem pojęcia jaki był tego konkretny powód.


- Nie rusza Cię to? - zmarszczyłem brwi, kiedy Rose wróciła do pakowania swoich rzeczy do pracy.

To będzie jej pierwsza noc. Pierwsza noc w klubie, dzisiaj impreza retro. Lata osiemdziesiąte, bardziej disco, niż techno...

- Nie. - pokręciła głową. - Ani trochę.

- No, ale... - zacząłem, ale ona uciszyła mnie dłonią.

- Na prawdę nie ma w tym nic dziwnego. - powiedziała głośno i powoli. - Wyobraź sobie, że szefowa Davida ma żonę.

- Żonę? - powtórzyłem. - Kobieta.

- Tak, kobieta ma żonę. - wrzasnęła, zamykając suwak błyskawiczny dużej torby. - Na prawdę muszę już wychodzić, a Ty masz jedną noc, żeby przywyknąć do faktu, że na świecie istnieją homoseksualne związki. Pa.

Pochyliła się nade mną i pocałowała w policzek. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, wstałem z krzesła i położyłem brulion z roboczymi notatkami na niewielkiej kuchennej macie.

Miałem absolutną pustkę w głowie. Po raz pierwszy aż taką głęboką.


Wstałem o trzeciej, żeby zabrać z kuchni coś do picia. Musiałem zachowywać się cicho, bo ostatnio Clive miał bardzo lekki sen. Prawie przewróciłem się o torbę z laptopem Rosie, której wczoraj wieczorem na pewno tu nie było.

- Frank? - odezwała się Rose cichym, zaspanym głosem. - To Ty?

- Hej, co tu robisz? - wyszeptałem, zaświecając niewielkie światło ścienne.

Zobaczyłem jak siada na kanapie i przeciera oczy. Miała na sobie ubranie w którym wyszła z domu do pracy. Jej pierwsza nocna zmiana. Chociaż... nocne kluby mają tylko wieczorne zmiany, z tego co wiedziałem, rzadko ktoś pracował w takich miejscach od rana.

- Dlaczego nie przyszłaś do sypialni? - zapytałem, podchodząc do lodówki.

- Nie chciałam Cię budzić. - jęknęła, przeciągając się leniwie.

- Chodź spać. - wyszeptałem. - Przebierz się w piżamę i idź do łóżka. Już nie ma szans, żebyś mnie obudziła, bo i tak nie śpię.

Parsknęła śmiechem, kręcąc głową i wstała z kanapy, odrzucając koc.  

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz