Rozdział 45

30 9 0
                                    

Rose

Usiadłam na ławce przed wejściem do klubu i wyciągnęłam z kieszeni swój dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi widząc numer Jeffa.

- Halo? - odezwałam się po przeciągnięciu palcem ikonki z zieloną słuchawką.

- Rose? Na szczęście nie pomyliłem numerów. - usłyszałam jego westchnienie ulgi. - Za tydzień jest pierwszy maja!

Oznajmił mi o tym, jakby właśnie dokonał jakiegoś przełomowego odkrycia. Zmarszczyłam brwi i wzięłam głęboki oddech.

- Tak, wiem o tym. - pokiwałam głową, chociaż nie mógł tego zobaczyć. - Wiem, jak działa kalendarz. Nawet jeden posiadam.

- Oj, wiesz co mam na myśli. - jęknął. - L ma urodziny. Razem z Henrim, Nico i Frankiem. Chciałem im coś zorganizować... pomyślałem, że może z Twoją pomocą udałoby się coś ogarnąć.

- Okej... - przytaknęłam, sięgając po roczną rozkładówkę, na której zapisywałam swoje zmiany. - W tym roku pierwszy maja wypada w sobotę. Mam dzień wolny, jeśli poprosimy Lenę, żeby...

- Nie! - przerwał mi, tak głośno krzycząc, że obejrzał się za mną jakiś facet przechodzący obok. - Ani słowa Lenie. Ani pozostałej trójce. To ma być przyjęcie-niespodzianka, a biorąc pod uwagę, że ich ostatnie urodziny były...

- Nie najlepsze? - podsunęłam, chociaż wiedziałam, że to gruby eufemizm.

- Delikatnie powiedziane... - przytaknął. Usłyszałam w tle jakiś łomot i brzdęk dwóch szklanych naczyń, ale on chyba się tym nie przejmował. - Zamierzam przylecieć i zrobić z tym coś epickiego!

Uśmiechnęłam się, odrzucając myśl o przerobieniu jednej z treningowych kryjówek biura w jednonocną dyskotekę.

- Myślałeś o miejscu, gdzie moglibyśmy to urządzić? - zapytałam, zdając sobie sprawę, że ja pomysłów nie mam żadnych. W tym roku jest deszczowo, więc dobre by było zamknięte pomieszczenie.

- No jasne! - zawołał uradowany. Zawsze mówił tak głośno? - Dawna miejscówka The Block jest idealna. Moglibyśmy tam...

- Odpada. - przerwałam mu, wstając z ławki i zakładając torbę na ramię, kiedy zauważyłam nadjeżdżający autobus. - Teraz tam urzęduje jedna grupa taneczna. Max ostatnio tam zaglądał. Chciał chyba zebrać kilka osób, żeby ich tam uczyć.

- Niech to. - wycedził. - Jeszcze pomyślę, Ty też pomyśl.

- Jasne. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem, kiedy autobus zatrzymał się w zatoczce. - Muszę kończyć, na razie.


Weszłam do mieszkania, czując zapach spalonego papieru. Wytrzeszczyłam oczy, rzucając swoje rzeczy na podłogę i biegnąc za swądem.

Zastałam Franka nad jednym z taboretów, na którym postawił jeden z dużych garnków, z którego teraz się dymiło.

- Co Ty wyprawiasz? - wrzasnęłam.

- Wiesz że pracuję nad odnalezieniem zbiegłych podróżników w czasie? - zapytał, wrzucając do garnka dwie tekturowe karty.

- Tak, wiem. Ale to nie tłumaczy dlaczego urządziłeś sobie ognisko na kuchennym stołku! - odkrzyknęłam. - Zalej to wodą, czy coś, zanim zajmą się zasłony i spalisz całe mieszkanie!

- Nie spalę! - machnął ręką. - Dobrze to przemyślałem. Kilkoro dawnych ludzi Quinn przedostało się do siedziby Biura. Nie byli tacy dobrzy jak tamci, ale postanowili dalej pozostać w ruchu. Podrobili identyfikatory, żeby wykraść nowe opaski z magazynu dopóki jeszcze nie postradali zmysłów. Lena kazała mi je bezpowrotnie zniszczyć.

- Lepiej gdzieś ukryć. - wpadłam mu w słowo. - Jeśli zdobędą ten garnek i odpowiednio użyją opaski, mogą...

- Cii! - uciszył mnie z rozdrażnieniem. - Wiem co robię, a oni nie znają takiej magii czasu, jak Ty. Wiem, że mogłabyś to zrobić bez problemu, ale oni nie. To bardzo dobry plan.

- Niemagiczny podróżnicy w czasie nie mogą cofać czasu przedmiotów, fakt. - pokiwałam głową, przysiadając na skraju stolika. - Ale wiesz, że gdybyśmy mieli tu alarm przeciwpożarowy, wszystko byłoby mokre?

Frank spiorunował mnie spojrzeniem i podszedł bliżej. Siedząc na stole znajdowałam się wyżej od niego, więc musiał wspiąć się na palcach, żeby mnie pocałować.

- Z dobrych wieści, Lena pogodziła się z Ines. - powiedział, kiedy wstałam i otworzyłam okno. Na stole nie było już żadnych kartonów, więc Frank chyba spalił już wszystko.

- W końcu. - westchnęłam. - Skąd ta zmiana?

- Ines ma dziewczynę. - oznajmił, wlewając wodę z dużego dzbana, żeby ugasić pozostałości po tym co palił. - Jeszcze nie wiemy kim jest, ale Isaac uważa, że jest bardzo miła.


Cierpliwie czekałam, aż Frank skończy swoją pracę. Nie wiem co go napadło, żeby brać się za te dokumenty tak późno wieczorem. Z tego co wiedziałam, to nie było bardzo pilne, ale po ostatnich zawirowaniach nie chciał sobie robić zaległości.

- Nie jesteś głodny? - zapytałam, nie mogąc znieść tej ciszy.

- Nie, wszystko gra. - pokręcił głową. - Niedługo kończę i coś Ci zrobię. Clive'a nie ma, więc mamy całe mieszkanie dla siebie.

Uśmiechnęłam się, przestając protestować. Jeśli nie ma zamiaru zmieniać planów na ostatnią chwilę, niedługo przestanę się nudzić.

Przekreśliłam kolejny wers piosenki wydrukowanej na jasnobrązowej kartce papieru. Po raz pierwszy robiłam plan remixowania, co brzmiało kuriozalnie. Mój szef uważa, że to dobra metoda, zamiast sprawdzać które momenty jak brzmią na gorąco, polecił mi zaznaczenie fragmentów wartych podkreślenia na kartce, a dopiero potem nałożenie aranżacji na ścieżkę dźwiękową. Tak, jak dla mnie to nie miało żadnego sensu. Przyznaję, zdarzało mi się robić notatki, jak tylko wpadłam na jakiś ciekawy bit, ale później i tak wszystko brzmiało inaczej niż na początku to sobie wymyśliłam.

- Skończyłem. - oznajmił, składając teczkę. - Teraz jestem już cały Twój... 

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz