Rozdział 34

44 13 2
                                    

Frank

Razem z Leną ustaliliśmy, że raz w tygodniu będziemy spędzać południe jak na brata i siostrę przystało. Przynajmniej jak brat i siostra, którzy przez większość życia o sobie nie wiedzieli.

Choreograf drużyny baletowej Teatru Opery Paryskiej pozwalał na tylko jedno ciastko w tygodniu. Lena uznała, że warto je wykorzystać właśnie na naszym popołudniu, bo Henri i tak nie przepada za słodyczami.

- Myślę, że powinniśmy przegadać, co mamy zrobić z Henrim... - wypaliła, łapiąc mnie pod ramię.

Nie zareagowałem. Ostatnio robiła to bardzo często. Uwieszała się na moim ramieniu, jakby oszczędzała siły na jakieś szaleństwa.

- Nie rozumiem... - pokręciłem głową, marszcząc brwi.

- To znaczy... co ja mam z nim zrobić. - wywróciła oczami, jakby sama sobie wyrzucała, że nie wyraża się wystarczająco precyzyjnie. - No bo Ty masz mieszkanie, niedługo żenisz się z Rose, a my nadal mieszkamy kątem u Oskara.

Westchnąłem, w końcu rozumiejąc co ma na myśli. W trakcie tych naszych popołudniowych spacerków wszystkie tematy były dozwolone. Dlatego nie rozmawialiśmy o pracy, ale po raz pierwszy Lena zaczęła gadać o Henri'm.

Zazwyczaj opowiadała o swojej... o naszej mamie. Mimo, że minęły już dwa miesiące odkąd dowiedzieliśmy się, że jesteśmy bliźniętami, nadal nie mogłem się przyzwyczaić, że na świecie jest jednostka, która funkcjonuje jako „moja mama". Lena jakby to rozumiała w swój pokręcony sposób. Nie nazywała księżniczki Alexandry „moją mamą", ani nawet „naszą mamą". Mówiła po prostu „mama", wiedząc, że sam resztę sobie dopowiem.

- Henri nie myśli w kategoriach urzędowych. - powiedziałem, kiedy się do mnie przytuliła z cichym jęknięciem. - Nie widzi świata poza Tobą. Dla niego świat bez Ciebie nie istnieje.

- Tak Ci powiedział? - uniosła brwi.

- Nie powiedział. - pokręciłem głową. - Ale to widać na pierwszy rzut oka.

Pociągnęła mnie w stronę pasmanterii, kiedy już przypomniała sobie, dlaczego byliśmy na tej ulicy. Jednym ze zwyczajów Czarowników czasu było wzajemne wykonanie dla przyszłego współmałżonka nakrycia głowy. Welon dla panny młodej i kapelusz dla pana młodego. Widziałem już biały cylinder, właściwie taki sam jaki noszę na co dzień. Zanim wyszła do Sanktuarium, po raz kolejny... nie dodała jeszcze dekoracji. Nawet nie wiem, czy je kupiła.

- To czego szukamy? - zapytała Lena, przyglądając się półce z kolorowymi tasiemkami, które sprzedawano całymi szpulami bez dzielenia ma metry.

- Złote kwiaty i zielone pióra. - powiedziałem, szukając spojrzeniem kolorów, które mnie interesowały. - Na sukni są róże, stokrotki i lilie.

- Widziałeś sukienkę? - zachichotała. - To przynosi pecha!

- Nie, nie widziałem sukienki. - zaśmiałem się, podnosząc miniaturkę barwionego pawiego pióra na wysokość oczu. - Wiem, tylko jakie są zwyczaje.

- Te kolory coś oznaczają? - zapytała, podając mi opakowanie małych kwiatów z koronki z błyszczącymi krawędziami. - Może być to?

- Za mało złota. - pokręciłem głową. - Złoto symbolizuje przestrzeń, bo jest nierozerwana. Zieleń to czas, bo to najtrwalszy twór natury. Wszechobecny.

- Brzmi filozoficznie. - skomentowała.


Lena wbiła widelec w największą bezę, jaka tylko była w cukierni. Warunek jednego ciastka na tydzień nic nie mówił o jego wielkości. Gdyby Pinky akurat miał teraz zmianę, już kilka godzin temu czekałby na nią torcik Pavlova podwójnego rozmiaru, jak to było tydzień temu.

- Co Ty masz z tą szarlotką? - pisnęła po chwili. - Zawsze zamawiasz szarlotkę, ale nigdy tą samą. Dlaczego? Myślałam, że próbowałeś już wszystkiego.

- Nie w przypadku jedzenia. - zaprzeczyłem. - Zwykle to Pinky chodził po restauracjach i cukierniach. Próbował nowych smaków, ja jadłem co popadnie, wolałem skupić się na planie, który obmyśliłem. Ledwo nauczyłem się robić tosty i smażyć naleśniki.

Zmarszczyłem brwi, opierając się o krzesło, chwilowo zapominając o swojej szarlotce. Tego widoku z pewnością się nie spodziewałem. Max Alvares... Co robił w Paryżu?

Stał jak gdyby nigdy nic, pakując do plastikowej torby dwa przeźroczyste pudełka z ciastem. Z tej odległości nie widziałem jakiego.

- Max tu jest. - powiedziałem szybko, zanim zdołałem się powstrzymać. - Za Tobą. Nie, nie odwracaj się.

Odwróciła się. Pokręciłem głową, wbijając spojrzenie we własny widelec. Miała się nie odwracać. Nawet nie próbowałem jej powstrzymywać, kiedy wstała i pobiegła w jego stronę.

Po dłuższej chwili przyprowadziła go do naszego stolika. Max spojrzał na mnie z zaskoczeniem, a po chwili jego wyraz twarzy dał mi do zrozumienia, że coś sobie uświadomił.

- Ty jesteś Frank, chłopak Thei. - oznajmił głośno, wyciągając do mnie rękę. - Pamiętam Cię.

- Były chłopak. - poprawiłem, wstając i przyjmując jego dłoń. - Nie widziałem jej od dwóch lat.

Byłem zaskoczony, że nie poczułem niczego na jej wspomnienie, jakby już bezpowrotnie zniknęła z mojego życia.

- Wiec teraz spotykasz się z Leną? - zapytał, kiedy on i Lena usiedli przy stoliku niemal w tej samej sekundzie. - Nie uważasz, że to trochę...

- Tak, spotykamy się. - przerwała mu, kiwając głową z beznamiętnym wyrazem twarzy. - Jak brat i siostra.

- Bo jesteśmy bratem i siostrą. - przytaknąłem.

Zareagował na tę informację dokładnie tak, jak Ines, kiedy jej o tym powiedzieliśmy. Najpierw zaniemówił, a potem podskoczył jak oparzony, ale nie wstał z krzesła.

- Żartujecie? - uniósł brwi.

- Nie. - Lena pokręciła głową. - Szczera prawda, tylko wiemy o tym zaledwie od dwóch miesięcy. No i musimy jeszcze dzisiaj skoczyć do salonu sukien ślubnych.

Powiedziała to tak lekko, że nawet nie miałam ochoty, żeby protestować.

- Wychodzisz za mąż? - zamrugał, nagle blednąc. - Za Henri'ego? Nie uważasz, że jesteś na to zdecydowanie za młoda?

Lena spiorunowała go spojrzeniem tak karcącym, że z trudem zachowałem kamienną twarz, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.

- Za młoda? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Martwię się, że zrobię się za stara. Co może się jeszcze wydarzyć, bo Henri'emu jakoś się specjalnie nie śpieszy do ożenku.

- Kupujemy ten welon dla Rosie. - wtrąciłem, nie chcąc, żeby Lena wybuchła taką samą złością jak jeszcze godzinę temu. - Mojej narzeczonej. 


Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz