Rose
Frank siedział na krześle przy stole z którego zazwyczaj jedliśmy. Podeszłam do niego, starając się spojrzeć mu w twarz, ale tak pochylił głowę, że było to bardzo trudne.
- Frank, co się stało? - zapytałam łagodnie.
- Znikają moi znajomi – odpowiedział, prawie szlochając. - Joseph powiedział coś takiego... że ludzie z targu obawiają się starej gwardii. Na początku pomyślałem o ochronie Quinn, ale teraz nie jestem tego taki pewny.
Zmarszczyłam brwi, kręcąc głową. Nigdy wcześniej nie zniknął nikt z niemagicznych podróżników w czasie. Przynajmniej nikt, kto nie miał niczego na sumieniu.
- Byli notowani? - zapytałam, a on uniósł głowę, spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
- Co masz na myśli? - zapytał drżącym, ale już spokojniejszym głosem.
- Kiedyś powiedziałeś, że Quinn wprowadziła skan DNA. - odpowiedziałam, patrząc mu w oczy. - Jeśli macie ich skany biometryczne, to...
- Rosie, nie. - pokręcił głową ze zrezygnowaniem. - Mówimy o sprzedawcach na Targu Podróżników w Czasie. Nawet nie znam ich nazwisk. Tylko imiona, albo pseudonimy, to bardzo skryci ludzie. Praktycznie nie wspominają o swoim życiu prywatnych. Tak naprawdę, gdybyś raz wybrała się na Targ, oni dowiedzieli by się o Tobie więcej, niż o nich wie ktokolwiek, znający ich całe życie.
Mówił, praktycznie nie zaczerpując tchu. Wyprostowałam się i stanęłam za jego krzesłem. Przytuliłam go do siebie i pocałowałam go w policzek. Odwzajemnił mój uścisk i położył mi dłoń na nadgarstku.
- Może po prostu się ukryli? - podrzuciłam, ale on tylko parsknął z kpiną i pokręcił głową. - No co? To racjonalny argument.
- Mam nadzieję. - powiedział z westchnieniem.
- Mamy dzisiaj kolację, pamiętasz? - zaczęłam. - Isaac ma doła, bo Jeff bierze udział w jakimś wyzwaniu offline i nawet nie może do niego zadzwonić, bo jego telefon nie żyje.
Poczułam, jak Frank pode mną sztywnieje. Odsunęłam się od niego, spoglądając mu w twarz.
- Co jest? - mruknęłam.
- Powiedziałaś, że telefon Jeffa nie żyje. - oznajmił bardzo powoli, jakby nadal przetwarzał jakieś informacje w swojej głowie. - To znaczy, że jest wyłączony.
- No tak... - kiwnęłam głową, nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza. Zmarszczyłam brwi, obserwując jak wstaje i wyciąga z neseseru brulion A4.
Otworzył go na stronach z miniaturową mapą Paryża wklejoną między strony. Kilka punktów było zaznaczone kolorami, ale on skupiał się na czymś innym.
- Co robisz? - zapytałam, zerkając mu przez ramię.
- Szukam martwych punktów. - wyjaśnił. - Oni naprawdę mogli się ukryć.
Lena słuchała teorii Franka, raz spoglądając na niego, raz na otwartą mapę leżącą na stole. Nie wydawało mi się, że wierzy w jego teorię, ale przynajmniej nie patrzyła na niego jak na wariata.
- To są martwe punkty. - ciągnął dalej, wskazując na zaznaczenia niebieskim flamastrem.. - Miejsca poza czasem. Jak pracownia Oscara, Targ podróżników w czasie, albo internat pierwszego wyboru. Tutaj jest strefa, od której każdy podróżnik w czasie kazał mi się trzymać z daleka. Myślę, że to właśnie gdzieś tutaj mogliby się ukryć.
- Frank, nawet jeśli masz rację, to jak się tam dostaniesz? - zapytała kiedy już skończył.
- Kiedyś byłem tutaj jako dziecko. - wskazał jedno z miejsc oddalonych od strefy Biura. - Ktoś mnie zauważył i wyprowadził za kołnierz. Nie wiem w jaki sposób, ale mój ojciec też się jakoś o tym dowiedział. Miałem karę przez najbliższy tydzień.
Przełknęłam ślinę. Wiedziałam co kryje się pod słowami „kara od ojca", ale Frank wydawał się zbyt przejęty, żeby rozpamiętywać krzywdy z dzieciństwa.
- Sądzisz, że to ma związek z modyfikacjami opasek zbiegłych ochroniarzy Quinn? - zapytała Lena, marszcząc brwi.
- Nie wiem, może... - wzruszył ramionami. - Muszę to jeszcze przemyśleć, bo chcę jeszcze sprawdzić kilka rzeczy.
- Co właściwie sądzisz o tamtej sprawie?
- Dla Quinn to było jedynie zabezpieczenie. - odpowiedział, kiedy wstałam z krzesła i wlałam gorącej wody do imbryka. - To jak bomba z opóźnionym zapłonem. Kiedy przestali jej być potrzebni, puściła ich wolno, ale nie powiedziała im, że tak naprawdę im nie ufa i niedługo zostaną unieszkodliwieni. Zaleciła im skakanie z jednego punku z czasie do następnego, co tylko pogarszało ich stan. Krok po kroku wyniszczali sobie umysł nawet o tym nie wiedząc.
Isaac postawił na stole dużą miskę z prażoną kukurydzą. Wydawało mi się, że poczuł ulgę, kiedy zgodziliśmy się do niego przyjechać i trochę z nim posiedzieć przed telewizorem nad miską chrupek i opakowaniem krakersów.
- Dzięki, że przyjechaliście. - powiedział, rzucając się na fotel. - Wiecie jak ciężko znoszę brak kontaktu z Jeffem.
- No, wiemy. - westchnął Nico, nie podnosząc głowy znad czasopisma, na które przed kilkoma minutami omal nie usiadł.
Zerknęłam z niepokojem na Franka, który nadal wyglądał na zdenerwowanego. Wyciągnęłam rękę i uścisnęłam jego dłoń. Była lodowata. Miałam nadzieję, że przyniesie mu to trochę otuchy, ale on wydawał się tego nawet nie zauważyć.
- Spróbuj trochę oczyścić głowę. - powiedziałam mu szeptem. - Nikomu nie pomożesz bez przerwy się zadręczając. Wiem, że się o nich martwisz, ale...
Urwałam, kiedy ktoś mocno walnął mnie w plecy. Obróciłam się i zobaczyłam Claudine, która chciała, żebym zrobiła jej trochę miejsca na kanapie.
- Nie rozumiem, co Ty tu właściwie robisz. - odezwała się Ines, zajmując miejsce naprzeciwko Henri'ego, który od razu podał jej słoiczek z solą. - Nawet nie lubisz Isaaca.
- Tak i to z wzajemnością. - pokiwał głową. - No, ale zapomniałem, że nadal kochasz się w Henrim.
- Za to Ines kocha się w jego dziewczynie, co jest jeszcze gorszym zboczeniem. - odpowiedziała uszczypliwie.
Spojrzeliśmy na nią szeroko otwartymi oczami. Frank szybko się przyzwyczaił do świadomości, że dziewczyna może kochać dziewczynę, ale jak widać, tylko on oswoił się z tym bez większego problemu.
CZYTASZ
Mamy czas || Znajdź mnie w Paryżu
Hayran KurguBezpośrednia, chociaż nie dokładna kontynuacja serialu „Znajdź mnie w Paryżu". Wersja wydarzeń, w której romans Ines i Franka nie miał miejsca, bo on... kochał już kogoś innego. Czarownicę czasu, która uratowała mu życie, kiedy jego zuchwałość omal...