Rozdział 29

55 13 0
                                    

Rose

Frank zostawił w kuchni dokumenty z pracy. Większość na temat swojego ojca, co było dla mnie zaskoczeniem. Wydawało mi się, że chce się trzymać od niego z daleka, wszystkimi możliwymi sposobami. Nawet, jeśli mówiliśmy tylko o samych papierach.

- Rosie, zostaniesz z Kotem? - poprosił mnie Clive, wchodząc do kuchni. - Nie chcę go zostawiać samego, żeby nie uciekł.

- Jasne, zostanę. - pokiwałam głową. - Impreza jest dopiero jutro.

Impreza. Dorwałam jedną fuchę. Nic nadzwyczajnego, zwykła potańcówka dla dzieciaków w stylu Króla Juliana z „Madagaskaru". Dlatego przygotowałam oryginalne i większość europejskich wersji językowych piosenek z soundtracku.

Jeśli chodzi o Clive'a i kota, któremu nadał dość pomysłowe imię „Kot", to on prawdę go pokochał. Frank kupił dla niego kuwetę, koci żwirek i wystarczająco kociego żarcia, żeby wystarczyło na cały miesiąc. Nikt z nas nie był pewien, czy do Clive'a dotarło, że oddamy kota, jeśli tylko na mieście pojawi się ogłoszenie o jego zaginięciu. Tym bardziej zaczęliśmy się niepokoić, bo rozstanie może okazać się o wiele, wiele trudniejsze. I ja i Frank wiedzieliśmy, że Clive ma umysł dziecka. Mógł wykonywać pracę opiekuna, ale jego mózg nadal był nieco zdziecinniały. Nie rozumiał wszystkiego, co do niego mówiliśmy, a większość rzeczy, które udawało mu się zrozumieć, tłumaczyliśmy mu wiele razy.

Po południu zebrałam wszystkie winyle, które mogłyby się przydać. Nie było tego dużo, bo nie wiedziałam, na jaki sprzęt mogę liczyć. Kot spał przez cały ten czas, rozciągnięty na czerwonej kanapie w dosyć dziwacznej pozycji.

- Zrobiłeś coś z tym? - zapytałam Clive'a, zanim wyszedł.

Wskazałam na pudełko z płytami i starymi penami na których trzymałam muzykę, aktualnie całe wybebeszone i pomieszane. Zabrałabym swojego laptopa, ale podstawówka, która mnie wynajęła nie chciała się na to zgodzić. Zapewnili sprzęt, na którym miałam pracować. W ciągu kilkunastu minut miałabym się z nim zapoznać. To nadal nie było to samo, co własny komputer.

- Nie. - pokręcił głową. - To musiał być Kot.


Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Podniosłam głowę, widząc Franka, który wchodzi do mieszkania i niedbale zrzuca buty przy drzwiach. Wyglądał na zmęczonego.

- Hej, co jest? - zapytałam, kiedy się nie uśmiechnął, ale mnie pocałował, jak zawsze, kiedy się ze mną witał. - Nie podoba mi się ta mina.

- Znalazłem to na słupie z ogłoszeniami ulicę dalej. Clive'owi się to nie spodoba. - wyjaśnił, wręczając mi kartkę w obwolucie na dokumenty złożoną na pół.

Rozłożyłam ją i od razu zobaczyłam kolorowe zdjęcie Kota, który jak się okazało, wabi się Spark. Właściciele są gotowi wyznaczyć nagrodę.

- Pomyślałem o czymś. - powiedział powoli, zagryzając dolną wargę. - Może nie dzwońmy do nich od razu? Poczekajmy, aż mu się znudzi.

Uniosłam głowę z zaskoczeniem. Nie spodziewałam się takiej propozycji z jego strony.

- A jeśli mu się nie znudzi? - uniosłam brwi. - On naprawdę się zafiksował na punkcie tego kota. Wychodzi z nim raz dziennie, ale nie pozwala mu się oddalać. Kupił sobie książkę o opiece nad zwierzętami domowymi i pilnuje wszystkich najmniejszych szczegółów. Może po prostu zadzwońmy do nich od razu, poprośmy, żeby przyszli po tego kota, kiedy Clive będzie w domu i wtedy nie będzie miał wyjścia.

- I mam to zrobić za jego plecami? - wzruszył ramionami.

- Nie, najpierw mu powiedz i dopiero zadzwoń. - powiedziałam, spokojnie, wiedząc, że Frank i tak nie ma zamiaru mnie przekrzykiwać. - Im szybciej zaczniemy go z tym oswajać, tym lepiej. Minął dopiero tydzień, a to stary kot.

- Umawialiśmy się, że jeśli znajdą się jego właściciele, od razu go oddajemy. - mówił dalej, wyjątkowo stanowczo. - Ale może warto zaczekać?

- Frank, nie wydaje mi się, że on słuchał... - zaczęłam, ale Frank od razu mi urwał.

- W tym rzecz, że nie słuchał. - powiedział stanowczo. - Znam go i wiem jaki jest. Od tego trzeba go zacząć odzwyczajać.

- Dlatego trzeba z nim jak najszybciej pogadać. - wpadłam mu w słowo.


Czułam się, jakbyśmy byli rodzicami Clive'a. Staliśmy naprzeciwko niego, kiedy on siedział na kanapie, patrząc na nas jak smutny szczeniaczek.

- Ale ja nie chcę się z nim rozstawać... - wyszlochał, po raz kolejny powtarzając to samo. Już od ponad godziny.

- Wiemy, ale on naprawdę musi wracać do właścicieli. - oznajmił łagodnie Frank. Byłam pod wrażeniem, jak dobrze panował nad emocjami.

- Nie dzwońcie, proszę... - powiedział cicho. - Będę się nim opiekował, obiecuję.

Usłyszałam, jak Frank wzdycha z irytacją, ale nie obróciłam się w jego stronę, żeby na niego spojrzeć. Clive będzie cierpiał, dobrze o tym wiedziałam. Tylko nie miałam pojęcia, jak długo.

- Wiemy, ale... - urwałam, na sekundę wstrzymując oddech. - Jest rodzina, która bardzo go kocha.

- Miła rodzina? - zapytał, podnosząc spojrzenie.

- Bardzo miła. - pokiwałam głową. - Oddamy ich kota?

Clive na chwilę się zawahał. Oparłam się o stolik i popatrzyłam na Franka, który wpatrywał się wyczekująco na Clive'a. Może i działał mu tym na nerwy, ale nadal był jego przyjacielem. Chciał się nim opiekować i na swój pokręcony sposób go szanował.

- Clive, dość z tym. - wydyszał w końcu, z trudem powstrzymując się od krzyku. - Po prostu do nich zadzwońmy i miejmy to za sobą. To tylko kot. Wróci do swojej rodziny i będziemy mieli to z głowy. Prędzej, czy później o nim zapomnisz.

W końcu Clive się wyprostował. Nie miałam pojęcia, czy doświadczenie z Frankiem nauczyło go, kiedy dać za wygraną, czy po prostu nie chciał go zbyt zdenerwować, dopóki nie było jeszcze za późno. Albo uznał, że to nie jest tego warte.

- Dobrze, zadzwońmy do nich. - powiedział po dłuższej chwili. - Zadzwońmy do nich, ale...

Oj, nie dobrze. Zawsze po „ale" jest coś co całej reszcie zwykle by się nie spodobało.

- Clive, nie ma „ale". - wysapał Frank, zdejmując marynarkę. - Musimy do nich zadzwonić i już.

- Chciałem tylko, żeby ich poprosić, żeby Kot został u nas tylko trochę dłużej. - pisnął z najbardziej niewinną miną, na jaką go było stać.

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz