Rozdział 4

183 19 1
                                    

Frank

Wszedłem do mieszkania i natychmiast poczułem zapach spalonego papieru. Zmarszczyłem brwi i postawiłem torby z zakupami na szafce na buty i przeszedłem do niewielkiego salonu, gdzie zazwyczaj spędzałem większość czasu.

Uchyliłem usta z zaskoczenia, kiedy zauważyłem, że na okrągłym stoliku tuż obok mojego telefonu leżała koperta z moim imieniem z nadpalonym jednym rogiem. Zmarszczyłem brwi, podnosząc ją na wysokość oczu. Rozpoznałem pośpieszne pismo Rose i uśmiechnąłem się, otwierając kopertę i wyjmując złożoną kartkę papieru.

Usiadłem na jednym ze zdobionych krzeseł, rozkładając papier. Natychmiast zobaczyłem jej pętelkowe pismo, trochę gubiące linie przy prawej krawędzi strony. Śpieszyła się.

Frank!

Próbowałam się do Ciebie dodzwonić, ale nic z tego. Pewnie znowu zapomniałeś komórki z domu, ale tym razem sprawa jest jedną z tych naglących, więc muszę się śpieszyć.

Mistrz zabiera mnie na załatanie dziury. Opowiadałam Ci o tym. Pierwsi Przedwieczni za bardzo zabawili się w bogów i dokonali zbyt wielu znaczących zmian w historii, przez co Wszechświat się trochę rozszczepił. Trudno je od razu wszystkie odnaleźć, więc wysyłają ekipy ratunkowe, zawsze jak któraś da o sobie znać. Tym razem Mistrz zaproponował mnie. No i chce, żebym złapała trochę praktyki w uzdrawianiu, żeby stopniowo wzmacniać moje zdolności. Teorię mam już za sobą, więc teraz muszę się co jakiś czas skupiać na turnee po szpitalu, gdzie Mistrz ma znajomych lekarzy. Nie martw się. Wszystko będzie w porządku.

Wszystko ogarnęłam. Isaac obiecał pomagać Ci z gotowaniem, a Lena będzie wpadać żeby sprawdzić, czy nie masz dużego bałaganu i pilnować, żebyś o siebie dbał. Poza tym w szafce z kubkami masz zapas gumy balonowej, którą sprzedają tylko cztery sklepy w całym Los Angeles i żaden w Paryżu.

Sprawdziłam prognozę pogody. Swoim, niezawodnym sposobem. Ubieraj się ciepło, idzie zima. Ta Twoja pelerynka to za mało, a w tym tygodniu zrobi się naprawdę chłodno. Poprosiłam Nico, żeby pomógł Ci kupić odpowiedni płaszcz. Wiem, jak bardzo nie lubisz chodzić po odzieżowych.

Do zobaczenia w przyszły czwartek. Może w piątek.

Kocham.

Rose.

PS: Używam tego zaklęcia po raz pierwszy. Mam nadzieję, że nie spali się za bardzo.

Skończyłem, odkładając kartkę na stolik. Uśmiechnąłem się, wdychając zapach miętowego szamponu do włosów, którym był przesiąknięty papier. Kilka dni to nie tak dużo. Skupię się na pracy, chociaż pewnie i tak będę się rozpraszał co wieczór. Zawsze, kiedy powinniśmy się widzieć, bo Rose niemal codziennie o tej samej porze zjawiała się tu, w mieszkaniu.

Następnego dnia, kiedy tylko zjawiłem się w Biurze, Lena natychmiast zaciągnęła mnie do swojego gabinetu i wyciągnęła do mnie rozłożoną dłoń.

- Daj mi swój telefon. - zażądała ostrym tonem. - Czemu nie mówiłeś, że w ogóle jakiś masz?

- Po co Ci mój telefon? - zmarszczyłem brwi, ale jednak podałem jej komórkę, którą zwykle trzymałem w wewnętrznej kieszeni marynarki, o ile w ogóle nie zapominałem jej zabrać z domu.

- Wpiszę Ci nasze numery i spiszę sobie Twój. - oznajmiła, odblokowując ekran. - Rosie twierdzi, że możesz mieć pewne problemy z dbaniem o samego siebie, więc jeśli będziesz czegoś od nas potrzebował, po prostu dzwoń, albo pisz. Zjawimy się u Ciebie.

Mówiła bardzo szybko, przez co ja stałem jak kołek nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie dzieje. Dlaczego Rose zaangażowała w to moich przyjaciół?

- Czemu to robisz? - wypaliłem bez zastanowienia.

- Kto sprowadza dla Ines najwybitniejszych naukowców, żeby mogła rozwijać swoją pasję do nauki? - zapytała, nie przerywając zabawy moim telefonem.

- No ja... - wzruszyłem ramionami. - A co to ma...

- Nie wierzę, że masz tu tylko numer do Rose... I jakiegoś Davida... - wymamrotała, kręcąc głową, ale natychmiast wróciła do poprzedniego tonu. - A kto pomaga mi z ogarnianiem grafiku, kiedy muszę więcej trenować? I kto znosi Isaaca, za każdym razem, kiedy Jeff nie ma dla niego czasu?

David, to starszy brat Rose, tak przy okazji. Lekarz.

- Ja, ale przecież to jest...

- Normalne? - przerwała mi z życzliwym uśmiechem. - Przemyślałam to sobie. Kiedy my potrzebujemy przy czymś pomocy, Ty zjawiasz się niemal natychmiast. Ale Ty... Ty nigdy nas o nic nie prosisz. Odkąd przejęliśmy Biuro nie przyszedłeś do żadnego z nas w żadnej osobistej sprawie.

- Nieprawda, przyszedłem do Ciebie, kiedy chciałem żebyście poznali Rose. - zaprzeczyłem.

- Fakt, ale nie to miałam na myśli. - zaśmiała się cicho i wróciła do wpisywania numerów w mój telefon, chociaż nie zorientowałem się, kiedy to przerwała.

- Na prawdę mam co jeść! - zaprotestowałem, kiedy Nico zaprowadził mnie do supermarketu. - Wczoraj robiłem zakupy, starczy tego na co najmniej trzy dni. Poza tym miałeś mi tylko pomóc z ciepłym płaszczem. Zawsze mogę wziąć jeden z tych, które zostały po dawnych agentach...

- Wszystkie są na Ciebie za duże. Sprawdzałem. - oznajmił. - Rose mówiła, że lubisz ser topiony z ziołami. Weźmiemy ten z dłuższym terminem przydatności.

Pokręciłem głową, wywracając oczami. Staliśmy przy lodówkach. Pozwoliłem sobie oprzeć się o jedną z półek z chrupkim pieczywem.

- Mam w zamrażalniku trzy opakowania z chlebem tostowym, jeśli to ma jakieś znaczenie. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

- Ma. Oczywiście, że ma. - pokiwał głową. - Samymi tostami nie żyje człowiek.

- Herbatę też mam. - jęknąłem, wlokąc się za nim do następnej alejki. - Dwa duże opakowania English Breakfast, rumianek, miętę, koper włoski i szałwię. Dlaczego to robisz?

- Bo Twoja narzeczona jest bardzo miła i nas o to prosiła. - oznajmił, podnosząc z półki jedno z puszek z zieloną herbatą. - Poza tym mówi, że masz duży problem z proszeniem o pomoc. A ja i Lena uważamy, że to prawda.

Przemilczałem to, darując sobie uwagę, że mam całkiem spory zapas zielonej herbaty, bo prawie w ogóle jej nie piję. Nie miałem ochoty z nim dyskutować. Ani w ogóle z żadnym z nich, bo Rosie po prostu poprosiła ich o robienie tego, co zwykle robi dla mnie ona przez cały tydzień.



Po raz pierwszy piszę an na telefonie... No... trochę dziwne uczucie. Szczerze, wolę to robić na laptopie. Dodam, że siedzenie w jadącym samochodzie nie pomaga. Nie wiem jak z promkami. Zrobiłam nowe obrazki. Jeszce nie wiem który puszczę....
Jeśli tu jesteś... błagam, odezwij się, żebym wiedziała, że to co piszę, kogoś interesuje.
Pozdrawiam!

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz