Rozdział dziesiąty

14 2 0
                                    

"Uwierz, że możesz, a już będziesz w połowie drogi" 

Theodore Roosevelt

Z pomocą Julka skończyłam pisać wypracowanie w ciągu trzech godzin. Gdybym pisała je sama, to na pewno zajęłoby mi to o wiele więcej czasu; był bardzo mądry i bystry, przede wszystkim. Zaskoczył mnie lekko z tą bioinżynierią. Byłam pewna, że dałby sobie radę na tym kierunku, ale ja jednak widziałam go na jakiś studiach artystycznych. Kto go nie znał, nie wiedział, że Julek ma duszę poety; pisze wiersze, piosenki, czasem pobrzdąka coś na gitarze. Byłam trochę zawiedziona jego wyborem, ale to nie moja sprawa. Najważniejsze żeby on był szczęśliwy w życiu, a skoro tym się właśnie zainteresował, to powinnam wspierać go w tym wyborze. W końcu od czego są przyjaciele. Bałam się trochę, że zapragnie i dla mnie szukać jakiegoś kierunku na uczelni. Przecież doskonale wiedział, że ja nie wybieram się na żadne studia. Wybieram się do dolin piekła, bo wątpię, że przyjmą mnie na górze z takim rachunkiem sumienia. A jednak oczywistym było, że będzie mnie przekonywał, że nie warto, że nie mogę. Zastanawiałam się nad tym kiedy leżał w szpitalu. Że może nie powinnam, że może on potrzebuje właśnie mojego towarzystwa. Ale mnie wygonił. Dwukrotnie.

Julek nie poruszył ze mną tematu z Sylwestra. Ja też nie i nie zamierzałam, bo wiedziałam, że to co planuję, jest jedynym słusznym wyjściem. Nie chciałam być dla nikogo ciężarem. Oczywiście, że nie chciałam też skrzywdzić swojego przyjaciela... ale co innego mogłam zrobić? Nie zamierzałam już cierpieć, a im dłużej byłam na świecie, słuchałam innych ludzi, tym bardziej chciałam zniknąć. Pragnęłam stać się niewidzialną. Raz na zawsze.

Miałam dość lekceważenia mnie przez babcię, udawania, że nic złego się nie dzieje; tak się nie dało żyć. Przecież my nawet nie rozmawiałyśmy o tym cholernym płocie. Jak to wyglądało z jej perspektywy? Wychodzi do pracy, w ogrodzeniu dziura na wylot. Wraca, wszystko jest w porządku. Aha, no tak, przyszła dobra wróżka i naprawiła.

Nie prosiłam o wiele jako dziecko; chciałam tylko trochę miłości i akceptacji, tak jak każdy. Niestety nigdy nie dostałam tego ze strony rodziny. Momentami nawet zastanawiałam się, czy to moja wina. Nie wiedziałam co mogę zrobić, żeby babcia chociaż trochę mnie polubiła; nawet nie pokochała, tylko po prostu zaakceptowała. Jednak już kiedy poszłam do gimnazjum dotarło do mnie, że to się nigdy nie wydarzy. Ja naprawdę nie pchałam się na ten świat. Nie zasłużyłam na takie życie; pełnie upokorzenia i nienawiści ze strony innych ludzi. Dlatego chciałam zniknąć. Żeby dłużej nie psuć im krajobrazu.

Na stole w kuchni znalazłam kartkę z usprawiedliwieniem dzisiejszego dnia , co oznaczało, że ktoś ze szkoły już kontaktował się z babcią i poinformował ją o mojej ucieczce. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia; wiedziałam że i tak nie dostanę za to nagany. A babcia nawet nie raczyła ze mną o tym porozmawiać. Nie interesowało jej to, co robię lub czego nie robię w szkole, jak z resztą i poza nią. Miała na to, jednym słowem, wywalone. Czasami dziwiłam się, kiedy Julek narzekał na nadopiekuńczość swojej mamy. Ja oddałabym wszystko, żeby babcia choć przez jeden dzień zachowywała się względem mnie w ten sposób.

Szybko zrobiłam sobie kolację i popędziłam na górę do pokoju. Sprawdziłam czy mam odrobione wszystkie lekcje, spakowałam książki i ułożyłam się wygodnie na łóżku, z laptopem na kolanach. Odpaliłam na YouTube mój ulubiony kanał z Karoliną Anną i włączyłam najnowszą sprawę kryminalną. Uwielbiałam jej kontent, a filmy były naprawdę ciekawe, porządnie zrobione i dodawane z niezwykłą systematycznością. Już miałam odpalić najnowszy film, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na messengerze. Nie byłam zdziwiona, kiedy dymek czatu ukazał mi roześmianą twarz Julka.

Jutro zajdzie słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz