10.

656 49 23
                                    

Patrząc za okno w samolocie myślałam o wszystkim, co ostatnio się wydarzyło. Próbowałam poukładać sobie w głowie wydarzenia ostatnich kilku nocy. W słuchawkach leciała mi jakaś spokojna muzyczka, którą próbowałam zapamiętać, by odegrać ją na skrzypcach. Ot, projekt na zaliczenie.

Nim spostrzegłam, stewardessa prosiła już o zapięcie pasów, a samolot przygotowywał się do lądowania. Wzięłam ostatniego łyka herbaty, którą dostałam na pokładzie i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Zawsze stresowało mnie lądowanie samolotu, w sumie tak samo jak start. Czułam się niepewnie, niezbyt lubiłam latać. O ironio, wybrałam sobie miejsce na studia, gdzie najłatwiej dostać się można samolotem.

Przeczekałam, aż ludzie opuszczą samolot, by nie pchać się razem z nimi, chwyciłam plecak i skrzypce i ruszyłam do wyjścia. Od razu uderzyło mnie gorące powietrze, zupełnie inne niż w Anglii. Mimo wszystko nie dziwiło mnie to, w końcu był środek lipca.

Przy taśmach chwyciłam moją malutką walizkę i udałam się do głównej hali lotniska, a stamtąd od razu na parking. Zobaczyłam tam to, czego mi tak bardzo brakowało. Stasiek, oparty o swojego jeepa, ubrany w czarną koszulę z podwiniętymi rękawami i jeansowe spodnie. Podeszłam do niego, a ten od razu mnie objął, zapewniając mi chwilowe poczucie bezpieczeństwa. Pocałował mnie w czoło i w ciszy otworzył mi drzwi od samochodu.

Ruszył, co chwilę lekko odwracał wzrok w moją stronę, ale mimo tego nie odezwał się do mnie ani słowem. Jechaliśmy przez Warszawę, nad którą powoli zachodziło już słońce. Było po 20, miasto nabierało życia.
Zobaczyłam, jak skręca w przeciwną stronę od domu, ale w ogóle mnie to nie zdziwiło, wiecznie woził mnie po mieście.

- Cześć, tak w ogóle... - powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego, wyjmując telefon i słuchawki z kieszeni bluzy. Kiedy miałam wkładać słuchawkę do ucha, chłopak zatrzymał moją rękę i położył nasze dłonie na moim kolanie. Wyjechał poza Warszawę i skręcił w nieznaną mi uliczkę.

- Wysiadaj - wydał mi polecenie, kiedy zatrzymał się na jakimś leśnym parkingu. Wyszłam z samochodu, który od razu zamknął i schował kluczyki do kieszeni spodni. - No chodź - objął mnie ramieniem i skierował nas w stronę jakiegoś prześwitu.

Dookoła było pięknie, zachodzące słońce odbijało się w płynącej przez las rzeczce, a delikatny wiatr poruszał listki na drzewach. Dotarliśmy na szczyt jakiejś skarpy i zatrzymaliśmy się tam. Chwilę staliśmy obydwoje w bezruchu rozkoszując się panującym błogim spokojem, ale po chwili Stasiek wziął głęboki oddech i zaczął mówić.

- Lea, ja już tak nie mogę! - wyrzucił ręce w powietrze - Muszę ci coś wyznać...




~~~

Hihi :>

Lubicie tak zostawać w niepewności, ja wiem :>

Miłego wieczorku słoneczka peepoBlush 

Memory || ThorekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz