XIII

396 57 6
                                        

Jest mały problem... a raczej duży, bo koniomordy do mikrusów na pewno nie należy. 

Wyczuwam jak się na mnie szykuje. Nie muszę nawet się do niego odwracać by wiedzieć, że próbuje wzrokiem mnie zapierdolić... kiedy to ja się nabawiłem takiego wroga, to ja nie wiem- a nie. Wiem doskonale. Nie żałuje... tamta akcja była prze zajebista i jeśli ktokolwiek napisze o mnie książkę- musi uwiecznić ją w osobnym rozdziale. Inaczej nie wybaczę. 

-Masz wroga.- Zauważa, jak zawsze bystry, Armin. 

Nawet nie wiem, jakim chujem nagle zacząłem z nim spędzać czas... może to spowodowane tym ogólnym strachem, jaki wzbudza. Wszyscy trzymają się na odległość, tylko dlatego, że gość jest popierdolony- i niech taki będzie! Mi to wisi... no chyba, że nagle będzie chciał mnie zapierdolić, ale wątpię. Ten dziwny strażnik od razu uratowałby mi tyłek.

-Za co on w ogóle polazł do tej izolatki?- Pytam blondynki.

-Rzucił się na gościa.- Szybko wyjaśnia, zawsze wszystkowiedzący Arminek. 

Super... co drugi frajer się na kogoś rzuca. To więzienie! Akurat mojego współlokatora musieli udupić? Co za idioci...

***

W więzieniu jest ten problem, że można dzwonić, ale na podsłuchu... i to jest dramat- bo nie umiem zachowywać się w pełni swobodnie, gdy w głowie mam obraz jakiegoś grubasa, który wpieprzając chipsy, słucha mojej rozmowy i się napierdala z mojego kija w dupie. Koszmar większości więźniów...

-Nie jest źle?- Słyszę głos starszego brata w słuchawce.

Jakim cudem tak się różnimy? Rozumiem- inne matki... ale jakoś wątpię by moja matka miała tendencje do ryzyka, a jego była oazą spokoju i dlatego los nas tak pokarał- mnie raczej, bo mój braciszek siedzi pewnie teraz w swojej zajebistej robocie i popija te swoje obrzydliwe koktajle z jarmużem.

-Jestem w jebanym więzieniu, Zake.- Cedzę przez zęby, siląc się na swobodny ton.- Czuje się jak na wakacjach dla VIP-ów!

-Cieszę się, że humor ci dopisuje.- Mogę przysiąść, że właśnie się uśmiecha do swojego zielonego gówna w kubku.- Czyli nie jest z tobą najgorzej. 

-Jest super.- Mruczę.- Nawet starych kolegów spotkałem. Nic tylko się cieszyć...

Zake wszystko wie... to w sumie on dawał kasę na prawnika i rozprawy, czasem jakaś kaucja- w zamian miałem mu wszystko mówić. Prawda za ratowanie dupy... w sumie uczciwa transakcja. Nie mogłem narzekać- nawet ta jego perfekcyjna żonka, która czasami patrzyła na mnie spod byka, gdy o drugiej w nocy zgarniała mnie z jakiejś meliny, nie była taka zła. Można się było przyzwyczaić.

-Rozmawiałem z twoim prawnikiem.- Mówi powoli Zake.

-Ty jesteś moim prawnikiem, idioto.- Warczę, bo wiem co zaraz usłyszę... zaraz wleci jedna z tych jego opowieści, jak to pół nocy ogarniał moją sprawę i biedny oka nie zmrużył. Tak się o mnie martwi, że zaniedbuje żonę i dom... pewnie znowu się pokłócili dlatego otworzył moje papiery i zaczął w nich grzebać.- Jeśli zaczynasz gadać do siebie, to może jakiś psychiatra? Może ci jakoś doradzi.

-Nie jesteś zabawny w tym momencie.- Warczy, a mnie aż wykrzywia.- Spróbujemy jeszcze raz prosić o rozpatrzenie sprawy.

-Ostatnie trzy razy nie wystarczyły?- Pytam, bo wiem co znowu z tego wyniknie... wielkie nic. 

-Warto spróbować.- Mówi.- Ufasz mi?

Trochę... chociaż czasami mam wrażenie, że robi to dla mnie tylko dlatego, że w jego profesji chujowo mieć brata kryminalistę- drugim powodem jest ojciec, który szybko nas opuścił i w przeciwieństwie do mnie, Zake spędził z nim trochę czasu i nie został sam na tym pięknym świecie. 

-Tak.- Szepczę w końcu.- Ufam. Rób co uważasz za słuszne...

-Cieszę się, że to mówisz.- Wzdycha.- Daj mi trochę czasu i znowu będziesz chodził...

Nie słuchałem go... wychyliłem się lekko za ścianki, która miała dawać uczucie prywatności rozmawiającemu- na pewno poprawiało to jakość rozmowy, w szczególności, że wszystko było nagrywane i odsłuchiwane- i nagle go zobaczyłem. Szedł powoli za strażnikiem, coś do niego gadając- to dobrze znany mi jełop... 

-Wiesz co? Muszę kończyć, bo następni się dobijają.- Przerywam bratu.- Do usłyszenia. 

-Eren...- Zake próbował coś dodać, by mnie zatrzymać, ale ja już odwiesiłem słuchawkę i ruszyłem ku współlokatorowi.

Nie wyglądał najgorzej- może w końcu udało mu się wyspać w tej izolatce! Normalnie Levi potrafił spać tylko trzy, cztery godziny- z tego co zauważyłem... a nawet snem bym tego nie nazwał. Raczej czuwaniem i myśleniem, jak rozjebać cały świat.

-W końcu wyszedłeś.- Uśmiecham się lekko zastępując im drogę.

-Nie teraz, Jeager.- Warczy strażnik, chwytając mnie na łokieć.- Ma widzenie. 

Znowu? Coś często ma te widzenia- zastanawiam się z kim on tak się spotyka... 

-Levi?- Pytam, patrząc mu w oczy.

Nie odwraca wzroku, wpatruje się we mnie- nie odzywa się. Kiwa tylko głową, jakby chciał potwierdzić, że udało mu się wyjść, albo w geście powitania- trudno zrozumieć tego człowieka.

-Jutro.- Szepcze, gdy mnie mija, a ja uśmiecham się szerzej.

Coś czuje, że jutro będzie piękny dzień...

Levi&Eren| Serce w klatceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz