XV

338 46 2
                                    

-Wrócisz jutro do celi.- Tłumaczy mi Mike, gdy wracamy do izolatki.- Ten twój współlokator pewnie nie zaśnie całą noc, jak już mu zdradziłeś te wspaniałą nowinę.

Eren... dzieciak, którego nie mogę zrozumieć. Jedyny, którego nie umiem przejrzeć- chociaż w więzieniu raczej dawałem sobie radę z takimi, jak on. Jednak ten chłopak to inna kategoria i ciężko go wyjaśnić. Dziwny przypadek... na dodatek jak na złość uczepił się akurat mnie- a razem z nim, przyszły jego problemy. 

-Jeśli następnym razem przyjdzie, to ją odeśle.- Informuję mnie Mike, a ja doskonale wiem o kogo

Kobieta, która robi "badania"- nie mam pojęcia komu zapłaciła i ile, że pozwolono jej się ze mną widywać, ale musiało ją to sporo kosztować... jakiś tam zwykły projekcik na pewno nie dał jej przepustki do przyłażenia tutaj i spotykania się z jednym z najniebezpieczniejszych więźniów- kpina... jestem potulny jak baranek, a wszyscy mnie unikają z powodu mojej, jakże głośnej kariery w mediach... dziennikarze przecież nie mogli sobie odpuścić nagłośnienia tego- szkoda, że nikt nie próbował przedstawić prawdy i przyznać mi rację, że nie mam z tą zbrodnią nic wspólnego, a ktoś perfidnie mnie wrobił... lepiej znaleźć winnego, oczernić go i wkopać do pierdla. Typowo...

-Załatwisz to?- Pytam, gdy wracamy pustymi korytarzami do mojej izolatki. 

-Problem jest taki, że Papcio Erwin się zgodził na jej odwiedziny...- Mruczy Mike.- Ale mogę z nim pogadać. Może uda się przerwać wasze widzenia, albo je ograniczyć do minimum. 

Wątpię... jeśli Erwin coś sobie ujebał to już zdania nie zmieni i będę tkwił w tym gównie po uszy, starając się nie wybuchną ponownie przy tej kobiecie. 

-Nie posłucha.- Warczę, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że to nie wina Mike'a.

-Właśnie tego się boję...- Wzdycha, nie zważając na mój ton.

Za to właśnie go szanuje... znamy się tak długo, praktycznie od dnia kiedy tutaj trafiłem, a on dwa dni później dostał te posadę, że wie, jak wyglądają moje wybuchy i co jest ich powodem. Nawet ogarnia, że moje warczenie to nie próba ataku, tylko mój brak umiejętności dostosowania tonu do sytuacji, albo wyrażanie zdenerwowania. 

-Daj spokój.- Wzruszam ramionami, siląc się na obojętny ton.- Jakoś przeżyje... 

-Kolejne trzy lata.- Wzdycha.- Jesteś pewny?

-Jakie kurwa trzy lata?- Odwracam się do niego gwałtowanie. Zauważam ruch strażników, którzy pojawili się na korytarzu... są gotowi do interwencji. 

Na szczęście Mike, też ich zauważa i uspokaja gestem dłoni, że wszystko jest w porządku. 

-Ta laska pisze jakąś tam pracę na studia, czy chuj wie co tam jeszcze.- Tłumaczy mi.- Ma to robić przez cały okres ich trwania, czyli trzy lata... no chyba, że jakimś cudem skończy ją wcześniej.

Klnę pod nosem... jednak będzie trzeba to załatwić. 

Levi&Eren| Serce w klatceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz