-Długo coś rozmawialiście.- Zauważa jeden ze strażników, którzy odprowadzają mnie z pokoju spotkań na spacerniak, gdzie więźniowie chodzą niczym kury.
Spoglądam na niego- to ten z tych dziwniejszych. „Niuchacz", bo tak na niego woła całe wiezienie, ma bodajże na imię Mike. Jest całkiem spoko, przynajmniej w stosunku do mnie.
Pierwsza zasada strażnika: „nie spoufalać się z więźniami. Wszystkich traktować na równi". Dlatego doceniam, że jest dla mnie normalny, nie wyolbrzymia tego, za co niby siedzę. Nie trzęsie portkami, próbując pokazać jaki to on jest nieustraszony.
Czasem mam wrażenie, że on nie wierzy w moją winę...
-Była dociekliwa.- Mruczę, odwracając się ku drugiemu strażnikowi.
Kobieta. Bodajże Nanaba- przez więźniów pieszczotliwie nazywana „kurczakiem". Nie miałem z nią jeszcze przyjemności... przeważnie działa w bloku C, a nie moim- A.
-Każda baba taka jest.- Mike uśmiecha się widząc karcące spojrzenie strażniczki.- Levi, a na ciebie to czeka jakaś dziewczyna?
Tak- będzie czekać dwadzieścia pięć lat... akurat wrócę, jak nie będzie mogła już mieć dzieciaka. Ja będę zadowolony, a ona będzie mi do końca życia wypominać, że jej najlepsze chwile w życiu zaprzepaściłem pobytem w pierdlu.
Całe szczęście nie został mi nikt, kto czekałby na koniec mojej odsiadki...
-Nie.- Odpowiadam lakonicznie, chcąc uniknąć tej rozmowy.
Mike jest spoko. Nie kara bez powodu, można z nim pogadać- to raczej on nawija, a ja słucham- ale ma jedną wadę. Lubi wiedzieć wszystko...
-Facet?- Pyta, a ja kręcę głową.
Nie miałem okazji mieć drugiej połówki... ledwo co szkołę skończyłem, a tutaj już problemy i jazda do więzienia.
-Inni nie mogą się o tym dowiedzieć.- Nachyla się w moją stronę, kiedy „kurczak" odchodzi na swój blok, a my zostajemy sami.- Jeszcze komuś coś strzeli do łba i każe ci klękać.
-Prędzej to oni klękną przede mną.- Warczę.- Ale nie po to, by ciągnąć.
Mike śmieje się. Najwidoczniej moja deklaracja go rozbawiła.
-Był tu taki jeden.- Zaczyna, odblokowując kolejne drzwi na korytarzu.- Też mówił, że prędzej zdechnie, niż będzie chłopakom pały ciągnąć. Znaleźliśmy go miesiąc później powieszonego w celi. Szkoda chłopa, całkiem sympatyczny. Nie sprawiał problemów.
Wzdycham... niektórym więźniom brakuje bliskości, a ponieważ nie ma tu kobiet- muszą zadowolić się tym co mają pod ręką.
-Czemu mi to mówisz?- Pytam, bo podejrzewam, że nie chodzi tylko o miłą pogawędkę.
-Jesteś chłopaczkiem z ładną twarzyczką, chłopaki się tobą nie interesują, bo się boją.- Pochyla się w moją stronę, ściszając głos.- Ale to nie potrwa długo, jeśli tylko zauważą, że jesteś samotnikiem. Nawet jedna alfa, nie pokona stada bet...
***
Gdy tylko wypuszczają mnie na spacerniak, od razu wszyscy się odsuwają by zrobić mi miejsce.
Powolnym krokiem podchodzę do wschodniego ogrodzenia- moje ulubione miejsce. Przy odrobinie szczęścia otwierają tu bramę, by mógł wjechać autobus z nowymi więźniami. Nie dość, że mogę przez chwile zobaczyć normalny świat- kawałek drogi i bujne drzewa w oddali- to jeszcze mam szanse obczaić nowych więźniów.
Tym razem szczęście mnie nie opuszcza.
Wielka brama otwiera się na oścież, a ja znowu przyglądam się z utęsknieniem wielkim drzewom w oddali i zniszczonej drodze, po której jeszcze niedawno wiózł mnie ten sam autobus, który właśnie parkuje pod blokiem.
Znowu nowi więźniowie... ktoś mówił o zapełnieniu bloku przez osadzonych z innego więzienia. Strażnicy nie mogli sobie poradzić z buntem, który wywołali i musiała wkroczyć policja.
Po całej akcji rozkazano połowę osadzonych przenieś do innych ośrodków...
Przyglądam się młodym chłopakom, którzy patrzą z przerażeniem w oczach na budynki.
Może to jednak świeżarki, a nie osadzeni z innych więzień... ci drudzy nie byliby tak przerażeni, jak oni.
Ostatni z autobusu wychodzi wysoki chłopak o brązowych włosach- nie śpieszy się, dlatego zostaje popchnięty przez jednego ze strażników.
Ledwo odzyskuje uwagę, ale uśmiecha się lekko, jakby właśnie usłyszał jakiś żart.
On jedyny wygląda na wyluzowanego. Jakby pobyt w więzieniu go nie przerażał.
-Koniec spaceru!- Słyszę krzyk Mike'a, który w końcu wrócił z całą swoją bandą strażników, by zebrać kury do stodoły.
Idę za tłumem, powoli i bez pośpiechu- nigdzie mi się nie śpieszy. Mam przecież dwadzieścia pięć lat do odsiedzenia.
Zerkam ostatni raz przez ramię na nowych osadzonych, wypatrując tego najodważniejszego. On również patrzy w moją stronę i gdy tylko nasze spojrzenia się krzyżują, uśmiecha się lekko, jak do starego przyjaciela...
CZYTASZ
Levi&Eren| Serce w klatce
FanfictionSiedzi za niewinność, mimo to wszyscy go unikają. Oprócz jednego chłopaka...