XI

430 63 25
                                    

Wysyła na mnie strażnika, by mnie pilnował... gdyby nie odjebał to bym nie musiał przejmować się wielkoludem, który praktycznie śledzi każdy mój krok.

-Ile przeciętnie trwa odsiadka w izolatce?- Pytam, drobnego blondyna, który siedzi obok i czyta książkę.

-Zależy co zrobiłeś.- Odpowiada, nie podnosząc wzroku znad tekstu.

No i zajebiście... Jean dyszy mi w kark, a Ackerman'a jak nie było, tak nie ma. Super kurwa.

-Armin, nie?- Szturcham blondyna.- Za co siedzisz?

Blondyn wzdycha i odkłada książkę. Wygląda jakoś tak niewinnie- pewnie chłopaki wykorzystują jego wygląd- nawet nie chce myśleć do jakich celów.

-Za przekręty finansowe.- Mruczy.

Przekręty finansowe... zajebisty gość. Ciekawe co zrobił? Jak to zrobił? Pewnie mi nie powie...

-Zajebiście.- Uśmiecham się lekko, wystukując rytm palcami.

-Nie musisz się denerwować.- Wzrusza ramionami, przyglądając się mojej dłoni.- Szybko go wypuszczą. Nigdy nie sprawiał kłopotów.

Skąd on kurwa może wiedzieć takie rzeczy?

Ackerman się popisał- stracił kontrole. Trafił do ciemnej dupy i zostawił mnie na lodzie... ze strażnikiem na karku. Jak mam teraz zająć się swoim sprawami?

-Jasne...

***

Uderzam pięścią w ścianę.

Jak mogłem tak zjebać akcje? Gdybym nadal udawał, że nic nie wiem, był obojętny, to laska by zrezygnowała z dalszego ciągnięcia tematu... w końcu zauważyłaby, że nic ze mnie nie wyciągnie.

Głupia pinda...

-Ackerman.- Głos Mike wyrywa mnie z ogólnego wkurwienia.

-Dawaj.- Zbliżam się do klapy w drzwiach, która się lekko uchyla.

-Gadał dzisiaj z Arminem.- Mówi, a mnie od razu bierze na zwrócenie ostatniego posiłku, który już wyglądał na zwrócony.

Cholera... Armin zawsze pierdoli te swoje farmazony o przekrętach finansowych, ale nigdy nie powie, że zabił swojego szefa by zająć jego miejsce.

-On jest chory.- Warczę.

-Blondynka od kilku miesięcy się uspokoił, ale i tak mamy go na oku. Gdyby coś się działo, od razu wchodzimy.- Mike mówi ciszej, niż ostatnio.

Tym razem przynieśli kolejnego typa do izolatki obok. Nie chciałbym by usłyszał, że strażnik gada z więźniem o tym co się dzieje w więzieniu.

-Jean mu chyba groził.- Kontynuuje Mike.

-Jak to chyba? Co ty pierdolisz Mike?- Pytam, nachylając się w stronę drzwi.- Przecież w twoim słowniku nie ma chyba.

-Nie słyszałem o czym gadali.- Przyznaje się.- Ale nie wyglądało to na rozmowę o pogodzie.

Zajebiście.

-Dzięki Mike.- Mówię, wracając na swoją twardą pryczę.

-Trzy dni.- Rzuca odchodząc.- Tyle wytrzymaj...

Levi&Eren| Serce w klatceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz