-Od jutra będziesz miał współlokatora.- Informuje mnie Mike, gdy tylko wyprowadza mnie z celi.
Szkoda... od początku odsiadki byłem sam i już jakoś przywykłem, że nie dają mi nikogo do celi.
-Kogo?- Pytam, chociaż wiem, że mi nie odpowie.
-Nie mam pojęcia.- Mruczy, zawiedziony, że nie może mi udzielić tej informacji.
Tak naprawdę, podejrzewam, że jest wkurzony, że człowiek, który zawsze wie wszystko, tym razem poległ.
-Na pewno nie będzie to cycata blondyna.- Śmieje się, próbując rozładować napięcie.
Pomimo idiotyzmu, jaki dostrzegam w tym żarcie, uśmiecham się lekko... „niuchacz" jest spoko i jako jedyny nie boi się mieć ze mną kontaktu. Dlatego warto mieć z nim dobre relacje.
-Wczoraj przyjechali nowi?- Pytam.
Wiem, że Mike ma dobrego kumpla, który przyjmuje zawsze świeżynki. Często o tym gadają i nie raz słyszałem, jak śmieją się z przerażenia młodych, gdy każą im się rozebrać.
-Ano.- Mike uśmiecha się, bo w końcu poruszono temat o którym wie wszystko.- Wszyscy siedzą z jakieś drobne kradzieże, ale jest jeden interesujący. Prawie pobił się ze strażnikiem i już wczoraj miał rozmowę z papciem Erwinem.
Papcio Erwin, to nasz dyrektor. „Czuwa" nad nami i próbuje zrobić wszystko, by żyło nam się jak najlepiej... osobiście miałem przyjemność go poznać w pierwszy dzień, kiedy to zrobił mi kazanie o dobrym sprawowaniu i trzymaniu pięści przy sobie.
Później dostałem zaszczyt, jakim była rozmowa z lekarką: Hanji Zoe, nazywana przeze mnie „okularnicą". Miała sprawdzić czy aby na pewno ze mną wszystko w porządku.
To była najbardziej zryta rozmowa jaką miałem okazje prowadzić- a powodem może być osobowość lekarki... walnięta jest i dziwie się, że ktoś ją przyjął na lekarza więziennego.
-Który blok?- Kolejne pytanie, które ma mi pomóc wszystko ogarnąć.
Jeśli ten agresor trafi na nasz blok, będę wiedział, że mam się trzymać z daleka- a jeśli będzie mnie prowokował, to muszę gnojka ustawić.
-Nie mam pojęcia...
***
Spacerniak, jak zawsze był wypełniony po brzegi. Praktycznie wszyscy więźniowie stali w grupach i rozmawiali przyciszonymi głosami, paru próbowało zachować formę na więziennej siłowni, a jeszcze inni grali w kosza.
Jak zwykle usadowiłem się przy wschodnim płocie.
Tutaj rzadko, kto się zapuszczał. Mogłem pobyć sam i pomyśleć o wszystkim.
Przemyśleć parę spraw...
-Hej.- Podnoszę znudzony wzrok na chłopaka, który stoi przede mną.
Rozpoznaje w nim bruneta z wczorajszego dnia.
-Czego?- Warczę.
Nie zamierzam się spoufalać- ale przyznaje, że chłopak musi być szalony. Jeszcze nikt z więźniów nie odezwał się do mnie. Nie próbował nawet nawiązywać kontaktu.
-Znam cię.- Mówi, uśmiechając się.- Levi Ackerman, brutal jakich mało.
Prycham.
Chłopak wyglada, jakby ledwo co dorósł. Może mieć góra dwudziestkę na karku- dzieciak.
-Zjeżdżaj.- Powoli odwracam się plecami do chłopaka, który nadal się uśmiecha.
-Ej czekaj.- Czuje jak jego dłoń dotyka mojego ramienia.- Po prostu przyszedłem się przywitać. Od jutra będziemy się znosić częściej i pomyślałem, że warto nawiązać kontakt.
Odpycham jego dłoń.
Chłopak jest walnięty. Nikt nie może mnie dotykać... nikt nawet nie próbuje tego robić, a gdy niechcący oberwę nawet łokciem na spacerniaku od kogoś, to zaraz spierdala bojąc się konsekwencji.
-Nie myśl.- Mówię, chcąc odejść od tego chłopaka.- Słabo ci to wychodzi...
Czuje, że właśnie przyczepił się do mnie jeden wielki problem... i możliwe, że tak łatwo się go nie pozbędę.
-Levi!- Słyszę, jak chłopak woła jeszcze za mną, kiedy oddałam się do wyjścia ze spacerniaka.- Widzimy się jutro!

CZYTASZ
Levi&Eren| Serce w klatce
FanficSiedzi za niewinność, mimo to wszyscy go unikają. Oprócz jednego chłopaka...