VI

464 66 17
                                    

-Ile dostałeś?!- Zrywam się z łóżka, prawie uderzając głową o materac nade mną.

-Dwadzieścia pięć.- Wzrusza ramionami, przyprawiając mnie o chęć mordu.- Ty chyba też, prawda?

Ja nie wierzę... teraz żałuje, że zostałem ateistą wierzącym w samego siebie. Mógłbym pomodlić się do Boga i prosić go o to, żeby był to jakiś głupi żart- ale nie. Musiałem się uprzeć, że nie będę chodził na religię. Musiałem olać wszystkie pierdolety związane z wiarą... teraz nie mam kogo obwiniać za swój chujowy los.

-Kpisz sobie?- Warczę.- Za co niby siedzisz, młody?

-Powiem ci, jeśli ty również mi to zdradzisz.- Zbliża się do mnie powoli. Po chwili już klęczy przede mną, a nasze twarze są na tym samym poziomie.- Nie uznaje odpowiedzi „za niewinność".

Co za dzieciak...mam ochotę dać mu kopa w twarz. Idealna wysokość, jest blisko i w zasięgu nogi- powinienem bez problemu rozkwasić mu nos.

-Dobra.- Prycham, bo jednak ciekawość jest silniejsza od zdrowego rozsądku.

-Zabiłem.- Uśmiecha się, zaczynając opowiadać dalej. - Gościa, który chciał skrzywdzić moją siostrę. Nożem. W serce. Nie byłem świadomy moich czynów, dlatego tak mało latek mi dali.

Zaczynam się zastanawiać, czy on naprawdę jest zdrowy na rozumie... ten jego śmiech. Głupie teksty. Ruchy, które dotychczas brałem za tiki nerwowe. Może jest psychopatą i któregoś dnia już się nie obudzę, bo dostanę od niego kosę w żebra?

-Nie jestem pierdolnięty.- Krzywi się, jakby czytał mi w myślach.- To była obrona konieczna.

Powoli kiwam głową.

Nie jestem przekonany do jego zapewnień... żaden jebnięty nie przyznałby się otwarcie, że ma coś z garem. Wręcz zaprzeczałaby...

-Teraz ty.- Kładzie dłoń na moim ramieniu, a ja o dziwo jej nie strącam. Pozwalam mu się dotknąć.- Dlaczego tu siedzisz?

Wzdycham... w głowie mam plątaninę myśli. Czy powiedzieć prawdę, czy dalej udawać idiotę? W końcu ten dzieciak i tak wie wszystko z gazet i neta...

-Za niewinność.

-To nie jest fair!- Burzy się Eren, kiedy ogarnia, że nic więcej mu nie zdradzę.- Mówiłem, że nie uznaje takiej odpowiedzi.

-To już twój problem.- Warczę, odpychając go.

Jego dłoń nagle zaczęła mi ciążyć. Nie mogłem już znieść jego dotyku, który palił jak żywy ogień... nigdy nie lubiłem kontaktu z drugim człowiekiem. Był dla mnie niczym brud na ulubionym kubku, którego nie da się zedrzeć.

-Jesteś bucem.- Mruczy bachor, udając nadąsanego.

Kładę się na pryczy, plecami do tego głąba i zamykam oczy. Koniec rozmowy, przynajmniej na te chwilę...

Rzucam tylko przez ramię:

-W tym pierdlu, nietykalnym bucem...

***

Na kolacje nie było hamburgera z podwójnymi frytkami- ku niezadowoleniu mojego nowego współlokatora. Była za to papka, niepokojąco przypominająca czyjeś rzygi...

-Jak tak dalej pójdzie, to zdechniemy z głodu.- Patrzę, jak Eren dłubie w swojej porcji papki, jakby chciał dokopać się do normalnego jedzenia.

Oczywiście nie odpuszczał mnie na krok... był wszędzie, niczym cień przyczepiony moich pleców.

A cienia pozbyć się nie da...

-Coś ci nie pasuje osadzony?- Rozpoznaje głos Mike'a, który jak zwykle przechadza się między stolikami.

-Nie, wszystko w porządku.- Odpowiadam za chłopaka.

Nie chce by ten debil podpadł Mike'owi... za dużo informacji uzyskuje od niego, dlatego nie mogę pozwolić sobie na ich stratę.

-Nic nie jest w porządku.- Mruczy Eren.

Kopie go pod stołem, dając mu znak by się zamknął i siedział chicho... Mike przy więźniach się zmienia, i nie jest dobrym kolegą klawiszem, który wszystko wie- jeśli go wkurzysz to może nawet ci przestawić nos, mając w dupie co się później stanie.

-Słucham?- Mike nachyla się w jego stronę, a ja już mam przed oczami, jak ten młody nerwus wali go tacką w ryj.

-On się źle czuje, nic więcej.- Wstaje i robię gest, którego nigdy bym się nie spodziewał po sobie. Kładę dłoń na ramieniu Erena, lekko je ściskając.

-Jasne Ackerman.- Mruczy strażnik.- W takim razie zabierz kolegę do lekarki i niech mu coś przepisze.

-Oczywiście.- Biorę swoją tackę i ciągnę młodego narwańca w stronę wyjścia.

-Nie spierdolisz mi dobrych stosunków z klawiszem.- Warczę, rzucając tackę z nieruszonym jedzeniem na pokaźny stos.

-Myśli, że jest jebanym Bogiem!- Po raz pierwszy widzę wkurwionego Erena.

I nie podoba mi się ten widok...

-Kurwa, tutaj każdy uważa się za Boga.- Szepczę ostro.- Zaciśnij zęby i się z tym pogódź.

Popycham go w stronę wyjścia, chcąc jak najszybciej opuścić stołówkę. Czuję na sobie spojrzenie Mike'a i wiem, że jeśli nie ulotnimy się dość szybko, to wybuchnie jakaś afera.

-Ej Jeager!- Odwracam się ku wysokiemu mężczyźnie o końskiej mordzie, który uśmiecha się kpiąco.- Uważaj!

Patrzę, jak facet wykonuje charakterystyczny gest podcinania gardła, po czym śmieje się razem z kumplami jak jakiś psychopata- pierdolone gangi w więzieniach.

-Kto...

-To nic ważnego.- Tym razem to on mnie ciągnie w stronę wyjścia.- Idziemy do tej lekarki?

Levi&Eren| Serce w klatceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz