17. Ogród

1K 88 8
                                    

Chciałam podziękować happyketchup za zrobienie niesamowitej okładki.

Jak Wam się podoba? :)

Nareszcie piątek. W końcu skończył się ten okropny tydzień pełen sprawdzianów i kartkówek. Moja głowa pęka od nadmiaru wiedzy i nie wiem, ile jeszcze dociągnę w tym stanie.

Wstałam z kanapy,  na której położyłam się zaraz po przyjściu ze szkoły. Spałam na niej już ponad godzinę, a musiałam się jeszcze przygotować do imprezy.

Kumpel Freddiego - Jack, organizuje "małe" przyjęcie w swojej posiadłości za miastem. Miało odbyć się w środę, ale przełożył je na piątek. I dobrze. Kto to wymyślił, żeby imprezę na ponad dwieście osób urządzać w środku tygodnia.

Dobrze, że Freddy uprzedził mnie, że nie zaproszano tam ludzi. Gospodarz jest wampirem, więc ludzie będą tam w tylko i wyłącznie w formie poczęstunku.

Dziwne mają zwyczaje, ale się nie wtrącam.

Jacques Saint Clair, albo po prostu Jack, jest dobrym przyjacielem mojego znajomego. Pochodzi z mocno nadzianej rodziny i spodziewam się hucznej imprezy.

***

Nabrałam sił dopiero po półgodzinnej kąpieli, gdzie wśród pachnących olejków mogłam się odprężyć.

Strój był już obmyślony - seksowna mała czarna i czerwone szpilki. Wyprostowałam długie blond włosy, które niestety nadają się tylko na obcięcie końcówek. Pomyślę o tym  w tygodniu.

Po skończeniu makijażu spojrzałam na siebie krytycznym wzrokiem. Szkoda, że nie jestem tak ładna, jakbym tego chciała. Moje czoło jest stanowczo za wysokie, a usta za małe. Jedynie podobają mi się oczy - duże i niebieskie. Figura również pozostawia wiele do życzenia.

***

Kiedy byłam w końcu gotowa, wymknęłam się cichutko na ulicę, gdzie czekał na mnie Freddy. Przytuliłam go na powitanie i odeszliśmy parę metrów.  Tam było zaparkowane jego auto.

***

Właśnie przybyliśmy na miejsce. Ogromna trzy - piętrowa budowla w stylu gotyckim zachwycała każdego. Posiadłość okrążał mur z dwoma otworami na bramy. Dookoła wybrukowanej ścieżki, prowadzącej do schodów ustawiono duże latarnie. Sam budynek zbudowny został z czarnej cegły i wyglądał bardzo staro. Z zewnątrz był doskonale oświetlony.

Natomiast w środku przeważał marmur i ciemne, dębowe drewno. Dookoła było bardzo ciemno i tylko ciemne światło dodawało nastroju. Na sofach siedziało pełno podejrzanych typów z młodymi dziewczynami - wampiry i ich ofiary. Skąpo ubrane kobiety roznosiły drinki, więc od razu po jeden sięgnęłam. Wiele par również tańczyło, pluskało się w jacuzzi, albo po prostu rozmawiało, w czym trochę przeszkadzała im głośna, mroczna muzyka, gatunku goth-rock.

***

- Heej, nareszcie jesteście! - Podszedł do nas jakiś chłopak, mocno już podpity, z dwoma panienkami przy swoich bokach. - Impreza już trwa od dawna!

- Jack, kazałeś być na dwudziestą - Freddy przewrócił oczami. - Poznaj Cecily.

- Umm, kogo ja tu widzę... - Niebezpiecznie przysunął się do mnie. Czuć było od niego miły zapach - jakby mieszankę tego, co lubię najbardziej. 

Szepnął mi prosto do ucha:

- Co taka przepiękna dziewczyna robi w moim domu? - Miał na prawdę zmysłowy głos. Już prawie czułam jego usta na mojej szyi.

Czym prędzej się odsunęłam. Chciałam dodać mu od siebie jakąś kąśliwą uwagę, lecz zazdrosny Freddy poczuł potrzebę ratowania mnie z rąk wroga.

- Jack - wycedził przez zęby. - Łapy przy sobie.

Nowy znajomy tylko zaśmiał się w odpowiedzi i znów zwrócił się do mnie. Koleżanki stojące obok niego dobierały mu się do ust, coraz bardziej zniecierpliwione, że nie zwraca na nie uwagi. Jack odepchnął je szybkim ruchem ręki, a te zrobiły minę, jakby miały się rozpłakać.

- Mam nadzieję, że jeszcze dziś poznamy się lepiej - wymruczał.

Nie odpowiedziałam, tylko pytająco uniosłam brew. Co za palant?

- Ach, prawie zapomniałem! Poznajcie się, to jest Kelly - wskazał na dziewczynę zawieszoną na jego prawym ramieniu, a później na tę po lewej. - A to Louise. Takie młode, a takie głupie...

Odszedł od nas, zanosząc się śmiechem.

Faktycznie, wyglądały na jakieś czternaście lat. Ubrane były jak typowe dziwki. Już z daleka wyczułam, że są ludzkie.

Na pewno nie wyjdą stąd żywe.

***

Myślałam, że pójdziemy choć przez chwilę potańczyć. Jednak mój towarzysz miał inne plany.

- Idziemy? - zapytał Freddy, gdy Jacka nie było już w zasięgu wzroku.

- Dokąd?

- Do ogrodu - uśmiechnął się zawadiacko.

***

Ogród Jacka był niewiarygodny. Jakby wyjęty z marzeń sennych. Do tego wszędzie porozwieszane były złote lampki, dodające niepowtarzalnego charakteru. Freddy szybko znalazł wolną ławkę, na której usiedliśmy. Poruszał się bardzo sprawnie, wśród korytarzy kwiatów, drzew i różnego rodzaju egzotycznych krzewów. Musiał wcześniej tutaj bywać.

Usiedliśmy obok siebie, na początku nic nie mówiąc. Jednak cisza nie była wymuszona. Po prostu napawaliśmy się cudowną atmosferą tego miejsca.

Freddy odezwał się:

- Muszę w końcu to zrobić.

Miał niepewną minę. Nie wiedział, jak zareaguję na to nietypowe wyznanie. Nie zdziwiło mnie to.

- Wiem - odpowiedziałam tylko.

Spojrzał na mnie zaskoczony. 

Mogłam przyjrzeć się jego twarzy. Wyglądał na prawdę źle - cera była pełna dziwnych - białych albo czerwonych plam, zwykle gęste i zdrowe włosy wisiały jak patyki, zęby były nienaturalnie żółte. Oczy patrzyły się na mnie, jak dwie, nieruchome czarne dziury.

Potrzebował tego.

Musiałam mu pomóc.

Nigdy nie wpadłam na to, że będę pomagała polować wampirowi...

- Cecily, to musi być dzisiaj. Ja już... Krew z torebki nie wystarcza...

Zaczęłam bardzo intensywnie myśleć. Szybko dopiłam drinka i rzuciłam:

- Zobaczę, co da się zrobić.

CzarownicaWhere stories live. Discover now