21. Sukienka

530 64 11
                                    

Wiele nie powiem, ale powoli zbliżamy się do końca...


Najedzona czekałam wśród tych wszystkich pudeł w salonie na Allegrę. Miała mi dużo do wyjaśnienia. Całą prawdę o mojej rodzinie. Na razie wiem tylko tyle, że żyje jeszcze siostra mojej mamy - Anne, którą poznałam w Nowym Yorku. Mama zmarła na raka, a tata ożenił się drugi raz. A dziadkowie? Nie mam pojęcia.

***

- Historia, którą ci opowiem nie dotyczy tylko twojej rodziny. Dotyczy nas wszystkich, każdego czarownika i czarownicy.

Okryłam się szczelniej cienkim kocem. Zrobiło się dziwnie...

- Tak więc, nikt nie wie, dlaczego jedni ludzie nie mają mocy, a inni, czyli czarownicy ją posiadają. Wiadomo jednak, że moc to maleńka zmiana w DNA. U każdego jest inna i to od niej zależy, czy potrafimy więcej czy mniej. Żeby urodził się czarownik, jeden rodzic musi mieć ten gen. Zrozumiałaś?

- Tak - odparłam wesoło, bo mój mózg jeszcze nadążał.

- Istnieją jeszcze wampiry, o których już dobrze wiesz... - Zgromiła mnie wzrokiem. - Zmiennokształtni, wilkołaki i elfy. Oraz oczywiście ludzie. Każda rasa ma swoich przywódców. Ludzie podzielili się przed wiekami na państwa i nie mają jednego władcy. Czarownice mają króla, jednego, zawsze z tej samej rodziny.

- Maynard?

- No! - wykrzyknęła zadowolona, że jednak coś w mojej głowie jest. - A król nazywa się?

- Ehmm...

- CHRISTIAN CARLOS MAYNARD! - Załamała ręce.

***

- No dobrze. Możemy rozmawiać dalej.

Po kilku minutach opowieści Allegry o jakże ważnych wiadomościach o moich własnych przodkach i władcach, musiała na chwilę przerwać. Widocznie wyniesienie śmieci, bo (uwaga!) jutro mają po nie przyjechać jest jeszcze ważniejsze. A ja nie narzekam.

- Na czym skończyłyśmy?

- Na... rodzinie królewskiej?

- Tak. Więc oprócz Maynardów są jeszcze cztery rodziny - Bennett, czyli twoja, Fontaine, Devin i Saylor - mówiąc to, wciągnęła na swoje kolana jedną z książek. - Tutaj wszystko jest opisane. Proszę - pokazała mi spis treści. Od trzynastego stulecia do dziś.

Chwyciłam szybko księgę i zaczęłam kartkować jej strony. Kiedy dotarłam do tej z napisem "Bennett", zrobiło mi się przez moment słabo. To takie dziwne czytać o swoich przodkach! Zaraz jednak mi przeszło i pochłonęłam się w lekturze o założycielach mojego rodu.

***

- Allegro? - krzyknęłam do znajdującej się w kuchni kobiety. - Możesz tu przyjść?

- O co chodzi? - opiekunka weszła do salonu, mieszając gorący napój w kubku.

- Nie rozumiem jednego. Dlaczego te rodziny są takie ważne? Przecież tutaj pisze, że jej członkowie nie mieli wcale większych mocy od innych czarowników, nie pochodzących z żadnej z rodzin.

- A po co ludziom arystokracja? - zapytała. - Po co szlachta?

- Ale wszyscy ludzie są rów...

- No tak, ale zawsze jest to przekonanie, że jest się kimś więcej, tylko dlatego, że ma się tego i tego rodzica. A poza tym każda z rodzin zawsze pomagała królowi w rządach.

Nagle usłyszałyśmy zamykające się drzwi.

- To pewnie Jonathan wrócił. Masz jeszcze jakieś pytania, bo muszę zabrać się za obiad.

CzarownicaWhere stories live. Discover now