Nie wierzę, że to robię.
Nie wierzę, że tu jestem.
Nie wierzę, że się na to zgodziłam.
Jak mogłam być tak głupia?
Jest poniedziałek, 5 listopada. 8 rano, dokładnie 8.10.
Zgadnijcie, co robię?
Siedzę w szkole!
***
- Moi drodzy, zaczynamy lekcję! Peter, odwróć się w moją stronę, bardzo cię proszę - pani Collins, nauczycielka matematyki, stała ma środku klasy. Robiła wrażenie dość zadowolonej z życia. I tak też wyglądała. Rude włosy związała w wysokiego koka, dość mocny makijaż umiejętnie przykrywał zmarszczki. Musiała być już koło 40.
- Zanim jednak otworzycie książki, pragnę przedstawić wam nową uczennicę waszej klasy. Podejdź tu Cecily.
Z niechęcią wstałam ze swojego miejsca - wygodnej ławki przy oknie w ostatnim rzędzie. Po chwili stałam już koło niej, ubrana w brzydki mundurek - obowiązkowy strój XXIII Liceum w Londynie.
Nie odpowiada mi za bardzo ta sytuacja.
- Cecily przeprowadziła się do nas z Miami. Chcesz coś jeszcze o sobie powiedzieć?
Pokręciłam głową.
- No dobrze, więc usiądź. Zapiszcie temat lekcji...
***
I tak się zaczęło. Dotrwałam jakimś cudem do 11, do przerwy na lunch. Siedziałam przy stoliku z Jonnym, Cheyenne i paroma ich znajomymi. Sama szkoła nie była taka zła - nauczyciele dość mili. Niestety tylko na początku. Potem się do mnie zrażą.
Jak wszyscy.
***
- Cecily, może wybierzemy się jutro gdzieś?
- Hmm, co? Nie usłyszałam.
- Pytałem, czy nie pójdziesz ze mną do kina?! - Jonathan zrobił urażoną minę. - Dlaczego mnie nie słuchasz?
- Bo jesteś taaaki nudny - na potwierdzenie moich słów ziewnęłam szeroko, zakrywając usta wierzchem dłoni.
Roześmiał się.
Coraz lepiej nam się układa. Rozumie moje żarty, nie naciska, kiedy nie mam ochoty na rozmowę. Jest idealny.
- A więc?
- Co "więc"?
- PÓJDZIEMY?
- Okej.
Zapowiada się ciekawy wieczór.
***
- Mam nadzieję, że film ci się podobał - powiedział Jonathan.
- Mogę nie odpowiedzieć? - roześmiałam się.
Film był koszmarny. Nie jestem jednak tak głupia, by mu to powiedzieć.
- A co teraz? - zapytał, ciągnąc mnie na chodnik po wyjściu z budynku. - Pizza? Lody? Kawa?
Napiłabym się piwa.
A, no tak.
Zapomniałam.
- Pizza może być - odparłam.
***
UDAŁO SIĘ.
Moje pierwsze ważne zaklęcie.
Co prawda, nie jest ono niczym nadzwyczajnym, ale...
ZMIENIŁAM KOLOR MOICH TRAMPEK.
Z granatowego na czarny.
Jestem z siebie taka dumna.
***
- Chey, śpisz już? - zapukałam cicho do drzwi współlokatorki tak, żeby nikogo oprócz niej nie obudzić.
Jest środek nocy - druga nad ranem - a ja nadal nie mogę spać.
- Cecily? To ty?
- Tak. Mogę wejść?
- Jasne, wchodź.
Uchyliłam drzwi i zaglądnęłam do pomieszczenia. Cheyenne siedziała na swoim łóżku i tarła ze zmęczenia oczy. Jej pokój wyglądał IDEALNIE. Wszystko wyukładane i posprzątane. Zero jakichkolwiek śmieci na podłodze czy biurku. Jak ona to robi?
- Co się stało? - zapytała ziewając.
- Mam do ciebie prośbę.
Rzuciłam na biurko moją "księgę zaklęć". Muszę się w końcu dowiedzieć czegoś więcej o niej i o moim nowym świecie. Wydaje mi się, że jeszcze wiele nieodkrytych tajemnic przede mną.
Cheyenne zaświeciły się oczy.
- Skąd ją masz? - szepnęła i nim się obejrzałam stała przy mnie. - Mogę pooglądać?
- Jasne.
Otworzyła księgę na pierwszej stronie i przyjrzała się widniejącym na niej nazwiskom.
- To podobno moje przodkinie.
- Wiem.
Skąd może to wiedzieć?
Spojrzałam na nią pytająco.
- W każdej czarodziejskiej rodzinie jest taki zwyczaj dziedziczenia księgi zaklęć.
- Nie uważasz, że to dziwne, że każde imię zaczyna się na C?
Uśmiechnęła się z politowaniem.
- Ty naprawdę mało wiesz.
***
Cheyenne powoli kartkowała dzieło, siedząc na dywanie. Brązowe włosy wpadały jej w oczy, ale nic sobie z tego nie robiła. Była zbyt zajęta przeglądając moją księgę i czytając zaklęcia. W końcu westchnęła, spojrzała na mnie i powiedziała:
- Więc, co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Ty też masz taką księgę?
Roześmiała się.
- Ja?! Oczywiście, że nie. Nie pochodzę z magicznej rodziny.
- To skąd znasz tyle zaklęć?
- Allegra ma dość pokaźny zbiór.
- A ile jest takich rodzin?
- Niewiele, a dokładnie to 5.
- Tylko 5?!
- Królewska rodzina Maynard. Dwie o trochę słabszej mocy - Bennett i Fontaine. I dwie najbardziej zwyczajne. Oni nie mają jakichś nadzwyczajnych mocy - Devin i Saylor.
- Zaraz, królewska rodzina? Czy to nie aby przesada?
- Nie wiesz nawet, jak nasz świat różni się od ludzkiego.
Nie uspokoiła mnie tym zdaniem.
***
Wróciłam już do pokoju, bo okropnie chciało mi się spać. Gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, od razu zapadłam w sen. Ostatnią rzeczą, o której pomyślałam było zaklęcie, powodujące natychmiastowe zdjęcie ubrań z wybranej osoby. Niesamowite...
YOU ARE READING
Czarownica
FantasyOkładkę wykonała happyketchup :D Szesnastoletnia Cecily mieszka w Miami. Nie można powiedzieć, że jest grzeczną dziewczynką. Ma grupkę ekscentrycznych znajomych, z którymi wiele przeżyła. Prowadzi w miarę normalne, ludzkie życie, pomijając wrzeszczą...