4. Królewna

1K 99 5
                                    

Bardzo Was proszę - piszcie, czy Wam się podoba, albo co powinnam zmienić. Zostawiajcie gwiazdki!
To mi da motywację i chęci do dalszego pisania.

Nie wiem kiedy znalazłam się w samochodzie. Miałam na sobie to, co przedtem. Obok leżał mój plecak.

Porwali mnie.

W aucie siedział jeszcze tylko kierowca. Siedziałam z tyłu, więc nie wiedział, że się obudziłam. Cicho się podniosłam i obmyślałam plan, jak go obezwładnić.

- Na prawdę chcesz zaatakować kierowcę jadącego auta, w którym w gruncie rzeczy siedzisz? - zapytał mnie spokojnie. - Nierozważny krok.

- Gdzie ja jestem?

- W samochodzie, nie widzisz?  - próbował żartować, jednak nie byłam w nastroju do śmiechu.

- Kim ty jesteś?  Co chcecie ze mną zrobić?

- Spokojnie, nie dzieje się z tobą nic złego...

- Taa, właśnie widzę. Więc dlaczego mnie porwaliście?

- Bo sama byś z nami nie poszła.

- Wiadomo, ale...

- Koniec pytań - nakazał mi się zamknąć.

Znów zapadłam w sen.

***

Cały czas siedziałam w tym głupim samochodzie. Nawet nie wiem, jak długo. Szybko wyciągnęłam telefon z plecaka. Pech - bateria się rozładowała.

- Obudziłaś się, królewno? - zapytał inny, nieznajomy mężczyzna, siedzący na fotelu obok kierowcy.

Nie odpowiedziałam, tylko popatrzyłam wyzywająco.

- Masz charakterek, co? - zwrócił się do kierowcy, bruneta - Widziałeś, co ma w torbie?

- Taa, whisky i fajki - zaśmiał się towarzysz.

- Za chwilę będziemy.

***

Z trudem otworzyłam oczy. Byłam już na prawdę przerażona. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ale już nie  samochodzie,  tylko w pokoju na łóżku. Wyszłam spod pościeli i obejrzałam się dookoła. Puchaty, beżowy dywan okrywał panele. Ściany ciemno czerwone. Na komodzie był mój plecak. Sprawdzam - nic nie zgineło. Wciągam na nogi glany, które leżały obok łóżka. Spojrzałam za okno. Byłam na przedmieściach jakiegoś miasta. Na pewno nie Miami. Raczej coś bardziej na północy.

Nacisnęłam klamkę i o dziwo, drzwi były otwarte. Wymknęłam się na korytarz.

***

- I oto jest śpiąca królewna!

Zawróciłam. Wybiegłam z powrotem na korytarz, szukając wyjścia z tego koszmaru. Nagle na drodze stanęła mi kobieta. Nie dałam rady zahamować i wpadłam prosto na nią. Upadła na podłogę zaskoczona, a ja zaczęłam siłować się z klamką.

- Hej! Uspokój się! Nic ci nie zrobimy - zapewniała mnie.

Nie dam się tym potworom! Zdzieliłam jej z glana w brzuch. 

Po paru sekundach byłam już na ulicy biegnąc przed siebie i wołając o pomoc.

***

- Jesteśmy niezadowoleni z twojego zachowania Celly.

Wściekłam się, tylko Michael mnie tak nazywa.

- Zamknij się, sukinsynie! Chcę wrócić do domu! - ale moje wrzaski nie pomagały. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć.

Nagle do tego pokoju weszła dziewczyna. Trochę ode mnie starsza,  miała najwyżej 20 lat.

- Dzięki Patrick, ja już się nią zajmę.

Zostałyśmy same. Jeszcze bardziej przytuliłam się do ściany. Siedziałam na ziemi, w kącie i kurczowo przyciskałam do siebie plecak - jedyną rzecz, która mi została.

- Wiesz, dlaczego tu jesteś?

Pokręciłam głową. 

- Nie powiedzieli ci? - zrobiła wielkie oczy. Westchnęła i dodała - Cecily, kochanie. My wiemy, że nie jesteś całkiem normalna. Zastanawiaś się kiedyś nad tym?

O co jej chodzi?

Spojrzałam jej prosto w oczy, ale się nie odezwałam. Nie ułatwię jej zadania.

- Nie bój się, my jesteśmy tacy sami jak ty.

- Nie prawda - na moje słowa z jej dłoni wystrzelił płomień ognia, który zaraz zgasnął.

- Nie wierzysz? - wyciągnęła z kieszeni dżinsów zwitek kartek. Chyba gazety. Zaczęła czytać nagłówek:

- Kompletne zniszczenie klubu w Miami. Sprawca nieznany.

Jej wzrok powrócił na mnie. Uśmiechnęła się ciepło.

- A to?

CzarownicaWhere stories live. Discover now