9. Park

1.1K 98 3
                                    

Bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki. :*

Chyba się na mnie obrazili. Gdy ich "Danny" leżał jeszcze na podłodze nieprzytomny, udało mi się uciec. Wyszłam z tego domu wariatów na ulicę. 

W tym miesiącu tak wiele się wydarzyło. Kilka tygodni wcześniej nie myślałam nawet, że będę musiała opuścić Miami. Tam czeka na mnie Michael i pewnie strasznie się martwi. A co z resztą? Czy ze Scottem już wszystko w porządku? A dziewczyny?

Na te pytania chyba nie uzyskam odpowiedzi.

Szłam powoli chodnikiem, rozglądając się dookoła. Byłam strasznie nie wyspana - wciąż nie mogłam się przestawić na nowy czas. Podziwiałam spokój tej części miasta. W Miami zawsze było duszno i parno - wszyscy chcieli schować się przed upałem. Tutaj jest całkiem inaczej. Nie widać biegających środkiem ulicy pół nagich nastolatków, zdziczałych starców z bronią, czy handlarzy narkotyków na każdym zakręcie. Tutaj... jest cisza. Można spokojnie pomyśleć.

Oczywiście nie za długo.

- Hej, Cecily! Proszę, zatrzymaj się - usłyszałam wołający mnie głos. Odwróciłam się i zobaczyłam jednego z moich "domowników".

- Czego chcesz? Nie ratujesz kolegi? - spytałam.

- Dan jest... Nie ważne. Nic mu nie będzie - machnął ręką. - A tak w ogóle to jestem Jonny.

Był tak radosny i uśmiechnięty, że aż nie mogłam tego nie wykorzystać.

- A więc Jonny... Czego chcesz?

- Chciałem tylko porozmawiać, poznać cię. Myślałem...

- To źle myślałeś. Zjeżdżaj.

Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Wiele przejść mi się nie udało, bo okazało się, że nie odpuści.

- Chodź, zaprowadzę cię w fajne miejsce - chwycił moją dłoń tak mocno, że nie mogłam jej wyciągnąć. Chcąc, nie chcąc poszłam za nim. A raczej pobiegłam.

***

- I co o tym sądzisz?

- Milusio. Przychodzisz tu na randki? - po co on mnie tu przywlókł?

Znajdowaliśmy się w przepięknym parku. Przeszliśmy kamienistą alejką dookoła stawu. Zaciągnął mnie na mostek, przebiegający przez środek jeziorka. Dopiero wtedy puścił moją rękę.

- Co my tu do cholery robimy?

Wyciągnął z kieszeni kromkę chleba i rzucił pluskającym się kaczkom.

- A co? Tylko tutaj można w spokoju pogadać.

- O czym ty chcesz ze mną gadać? Przecież w ogóle się nie znamy - oparłam się łokciami o barierkę i spojrzałam w głębinę. Pod taflą wody przyuważyłam złote rybki. Ktoś musi nieźle dbać o to miejsce. Trawniki przystrzyżone, liście pograbane, śmieci wyzbierane. To chyba prywatny park.

- Czemu po mnie przybiegłeś?

- Zrobiło mi się niedobrze, gdy Danowi wróciła przytomność - zaśmiał się. - Zaczął wrzeszczeć i piszczeć. Masakra. Chyba ma coś złamane.

- O matko...

- Nie martw się, Allegra już go pewnie uleczyła.

- Nie martwię się o niego.

- Przecież...

- Nie ważne. Zaraz, jaka Allegra?

- Pani Cory. Nasza opiekunka.

Boże, jak wrócę kazanie mam gwarantowane. Ona nie wygląda na osobę, która da mi spokój.

Musiałam zrobić zdegustowaną minę, bo Johathan próbował mi uświadomić, że ta cała Allegra to fajna babka.

Aha, jasne. Taka fajna jak ja.

***

Ten koleś coraz bardziej mnie zadziwia. Nie dość, że zaprowadził całkiem obcą dziewczynę do swojego ulubionego miejsca, to jeszcze wydaje się zadowolony.

Zadowolony z rozmowy ze mną. Że mnie poznał. Dotąd nie widziałam osoby, z wyjątkiem moich przyjaciół z Miami, która by ze mną dobrowolnie i z przyjemnością spędzała czas. Muszę przyznać, że to miłe uczucie.

***

- Ty też jesteś magiczny? - zapytałam z czystej ciekawości.

- Że ja!? - udał złość. - Niee, ja jestem normalny. Na tyle normalny, na ile może być zmienny.

- Zmienny? - pierwsze słyszę takie określenie.

Dotąd wiedziałam, że na świecie są ludzie, niemagiczni oczywiście, czarodzieje i dzikie wilkołaki.

Widocznie moja wiedza o nadprzyrodzonych stworzeniach była marna.

- Zmienny to ktoś taki, jak wilkołak, ale może się przemienić w każdym momencie. Kiedy tylko chce.

- I zmieniasz się w...

- W gruncie rzeczy, to we wszystko - nie był chyba zbyt szczęśliwy, że dzieli się tym z obcą osobą.

Przykro mi. Jestem wścibska.

- Każdy z was tak może?

- Nie każdy, jest nas coś koło 200 - odpowiedział.

- Czyli jesteś wyjątkowy?

- Na to wygląda.

Na twarzy miał nieznanego pochodzenia grymas i nie mam pojęcia, dlaczego zachowuje się tak dziwnie.

- Chodź, wracajmy. Już 7.

Zdążyłam tylko jeszcze raz spojrzeć na park. Po chwili byliśmy już na ulicy.

***

Wspólnie przeszliśmy przez furtkę mojego nowego "domu",  gdy poczułam na sobie wściekły wzrok. Poczułam się dziwnie - przeszedł mnie dreszcz.

- Nie denerwuj się, to tylko moja siostra. Widzisz? - wskazał palcem na okno. - Zagląda zza firanki.

Jonny wyglądał na rozbawionego moją postawą.

- To ty masz siostrę? 

Tak, wiem, głupie pytanie.

- Niestety. Lilly jest moją siostrą.

Lilly?

- Poznałaś ją już dziś. Może być na ciebie wściekła, bo kocha się w Danielu.

- Są parą? - dziwne. Nie siedzieli koło siebie.

- No co ty, nie pozwoliłbym na to.

Nie dowiedziałam się dlaczego, bo weszliśmy przez drzwi, gdzie czekała na nas ta cała Lilly.

Okazała się małolatą. Za to dość ładną małolatą. Kurde.

CzarownicaWhere stories live. Discover now