5. Ciotka

1.1K 81 4
                                    

Noc spędziłam w tym strasznym pokoju. Nadal nie wiem, o co im chodzi. Ale niestety - wiedzą, że nie jestem człowiekiem.

To taka moja tajemnica. Odziedziczyłam to po mamie. To "coś" to dar. Zmiana w DNA, dzięki której powinnam umieć czarować. Powinnam.

Pamiętam, jak byłam mała, moja mama robiła piękne rzeczy. Z jej palców wystrzeliwały iskry. Potrafiła topić lód, a po dotknięciu dłonią na ziemię, wyrastały kwiaty.

Teraz się domyślam, że potrafiła także inne, gorsze rzeczy.

Mnie się to nigdy nie przytrafiło. Jestem jak człowiek - bez mocy.

No, czasami tylko, gdy się mocno zdenerwuję - wybuchają budynki. Ale co tam.

***

- Kochanie, obudź się - usłyszałam głos, dobiegający z korytarza i pukanie.

Drzwi się otworzyły i do pokoju weszły trzy osoby - dziewczyna, która pokazała mi artykuł; ta, którą kopnęłam i mężczyzna - kierowca, który mnie tutaj przywiózł.

- Musisz nas wysłuchać - powiedziała pierwsza. - Nazywam się Adrianne, to jest Jane, a on to Patrick.

- Zrozum, że to wszystko jest dla twojego dobra.

- Nie zrobimy ci krzywdy.

A ja znowu nie wiedziałam, co mam robić. Zaczęłam płakać. Łzy zgromadziły się w moich oczach, po czym głośno upadały na panele. Czułam wstręt do samej siebie, że okazałam słabość.

Jestem słaba.

- Jesteśmy tacy, jak ty. Również jesteśmy czarownikami - Patrick popatrzył na Jane - no oprócz niej. Ona jest zmienną.

Jane uśmiechnęła się do mnie.

- To nic nie da, ona jest zbyt przerażona - westchnęła. - Patrick, pokaż jej.

W tym momencie przyłożył mi dłoń do czoła i odpłynęłam.

***

Oni myślą, że im uwierzę. Nie wiem jak, ale ten cały Patrick pokazał mi coś w myślach! Jak telepata! Świry...

***

- Cecily? To na prawdę ty?

Do mojego pokoju (nazywam go "moim", bo spędziłam tutaj dobre kilka godzin) weszła piękna kobieta.

Na oko trzydziestolatka. Cudowne, blond włosy wiły się dookoła jej trójkątnej twarzy. Bardzo mi kogoś przypominała. Kogoś, kogo nie widziałam bardzo długo.

Już wiem - moją mamę.

- Kim ty do cholery jesteś? - spytałam. - Mam dość tajemnic.

- Wiem, wiem. Przepraszam - usiadła na brzegu łóżka. - Chcę ci coś powiedzieć. Pewnie mnie nie poznajesz?

Pokręciłam głową.

- Wszyscy w tym domu znali twoją matkę - zaczęła swoją opowieść. - Ale ja chyba najlepiej. W każdym razie najdłużej. Nazywam się Anne, a twoja mama... Ona jest... była moją siostrą.

Wpadłam w osłupienie.

- Ty jesteś moją ciotką? - nie mogłam w to uwierzyć.

Moi rodzice rozwiedli się, jak byłam malutka. Ojciec ożenił się jeszcze raz - z Margs. Potem zmarł. Raczej go nie pamiętam. Mama odeszła w dniu moich 11 urodzin. Miała raka.

Zamieszkałam z tą wiecznie pijaną suką i moje życie zamieniło się w piekło. Przynajmniej na początku. Jak dorosłam, nauczyłam się jej oddawać.

- Tak. Ale nie widziałam jej 16 lat. Zostawiła mnie, kiedy poznała twojego ojca. Pokłóciłyśmy się. Nie wiedziałam, że istniejesz. Dopiero nie dawno dowiedzieliśmy się że po śmierci osierociła córkę - wyrzucała z siebie jednym tchem, chcąc ukryć poczucie winy.

Znowu poczułam znajome łaskotanie w gardle i szczypanie w oczach. Więcej się nie rozbeczę! Nie jestem ofiarą!

- Wyjdź! - krzyknęłam na zaskoczoną kobietę. - Nie chcę was znać, chcę wrócić do domu! Do Miami! Do Michaela!

Dlaczego go przy mnie nie ma?

***

Świat jest dziwny. Siedzę w tym domu już tydzień.

Tydzień bez Michaela.

Powoli zaczynam tracić rozum.

Porywacze powiedzieli, że to Nowy York.

Tutaj się urodziłam.

***

W końcu udało mi się dorwać telefon.

- Mikey? Michael to ty? - szeptałam do słuchawki, żeby nikt mnie nie usłyszał.

- Cecily?! O Boże, to ty żyjesz? Czemu się nie odzywasz? - po jego głosie, wyczułam że jest zły.

Zły? Wściekły!

Się nie dziwię - byłam z nim umówiona i nie przyszłam. Ślad po mnie zaginął na tydzień. Będę miała opierdziel.

- Proszę, wysłuchaj mnie...

- Coś ci się stało? Ktoś ci coś zrobił? Gdzie jesteś?

- Chyba w Nowym Yorku - oznajmiłam, a on głośno wyrzucił powietrze z płuc.

- W tym ośrodku? Stara coś wspominała, ale...

- Nie... Znaczy tak, w tym ośrodku - skłamałam. - Zakazują nam się kontaktować.

Usłyszałam kroki.

- Muszę kończyć. Żegnaj.

Od kiedy ze mnie taka sztywniara? Żegnaj? Na pewno pomyśli, że coś jest nie tak.

CzarownicaWhere stories live. Discover now