Rozdział III

206 25 84
                                    

Aptekarz przyjechał do Aloisa z samego rana, jak to czynił od dwóch lat. Griffin, przykładając słuchawkę stetoskopu do ciała staruszki, nasłuchiwał jej oddechu. Nie nakładał kitla, pozostając w biało-czarnej koszuli.

– Pani Tereso! Pani nas wszystkich przeżyje! – skwitował Riff, kończąc badanie. Siwowłosa zaśmiała się na to pogodnie.

Alois nie wiedział, czy to przyjaciel zaczarował jego matkę, czy też może zawdzięczał to swojemu usposobieniu, ale pacjentka zachowywała się zupełnie inaczej. Nikt by nie uwierzył, że ta kobieta zdolna była uprzykrzać życie synowi, jak to robiła na co dzień. Zawsze gdy przychodził lekarz, młodniała o dwadzieścia lat i ubierała się perfekcyjnie. Później zaś porównywała swojego syna do Griffina, skwapliwie dzieląc się z tym pierwszym przemyśleniami.

– Proszę pani, potrzebuję pomocy – zaczął Riff, zwracając się do modrookiej kobiety, gdy skończył już badania kontrolne. Staruszka z uwagą przysłuchiwała się, co ma do powiedzenia mężczyzna z wąsikiem. – Muszę dokonać kontroli leków z zagranicy, zanim opłacę ich transport do Kariorum – tłumaczył cierpliwie. – Potrzebuję Aloisa do pomocy, rozumie pani?

Matka Kershawa zmarszczyła wypłowiałe brwi, po czym spytała ostrożnie:

– A do czego jest on panu potrzebny?

Nie łatwo było ją zwieść, gdy ta już oprzytomniała. Alois liczył jednak, że Griffinowi uda się kobietę przekonać do rzekomej potrzeby wyjazdu w sprawie pracy. Wiadomo było, że w innych okolicznościach nie puściłaby syna, a później umilała mu życie przez długi czas, utyskując, jaka to ona nie jest biedna, zniedołężniała, opuszczona, a on wyrodny.

– Do weryfikacji zamówienia – odparł mag, po chwili wyjaśniając w prostszych słowach. – Czy leki się zgadzają. Jest w tym nawet lepszy ode mnie! – przyznał szczerze, irytując tym samym Aloisa.

– Taki zdolny, a pracuje u pana... – mruknęła sceptycznie.

Maska życzliwości spadła z twarzy staruszki. Prędko uśmiechnęła się do lekarza, który z sukcesem udawał, że mu to umknęło. Obaj mężczyźni obecni w pomieszczeniu byli świadomi jej dwulicowości, a to czasami służyło ich interesom. Chociażby w tamtej chwili, gdy próbowali przekonać kobietę, że Alois wyjeżdżał na następne dwa tygodnie w celach służbowych, co jednak mijało się z prawdą.

– Wiesz, Riff, to w końcu nie takie trudne – powiedział lekko uśmiechnięty Alois, łapiąc go za ramię i odciągając na bok.

Odsunęli się nieco od pacjentki, lecz ona nie spuszczała z nich wzroku.

– Ale jak sobie to wyobrażasz? – spytał nieco ostrzej aptekarza, który zaczął pakować część instrumentów do swojej torby. – Miałbym ją zostawić samą?

– Poradzę sobie, Aloisie – zawołała staruszka, poprawiając granatową garsonkę. Mężczyźni jednomyślnie się odwrócili. – Może wzrok mi szwankuje, ale nadrabiam to ponadprzeciętnym słuchem – dodała kokieteryjnie.

Griffin zaśmiał się radośnie ku uciesze kobiety. Drugi mężczyzna spiorunował go wzrokiem.

– Matko... – zaczął pojednawczym tonem, jakby miał zamiar przypomnieć jej o wszystkich schorzeniach. Staruszka spojrzała zdecydowanie, nie pozwalając mu dojść do słowa.

– To twoja praca, prawda?

– Tak, ale nie będzie mnie, co najmniej dwa tygodnie... – tłumaczył Alois, zerkając na lekarza, który zaczął nagle podziwiać lampę.

Kobieta założyła ręce na piersi, ostentacyjnie wstając, by jeszcze bardziej podkreślić swoje słowa.

– Już przestań gadać. A jak ci się tak śpieszy do domu, to szybciej ogarnij się z zadaniem. Może dostaniesz jakąś premię za fatygę... – zasugerowała, spoglądając na Riffa znacząco.

Seria Noruk: Syn PółnocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz