Rozdział XVII cz.II

77 12 28
                                    

Następnego ranka Alois nie przeoczył, kiedy pokojówki zajęły swoje miejsce na stołówce. Za sprawą Greenie, która się z nim przywitała, także one sobie o nim przypomniały. Z pogodnie błyszczącymi oczami patrzył jak ponaglana przez Ciotkę – kierowniczkę pokojówek – podbiegła do niej. Nawet cieszył się, że nie dostało się jej za długi język. Choć gdyby w niektórych momentach była nieco mniej rozmowna, na pewno to by też nie zaszkodziło.

Alois nie miał zamiaru spóźnieniem dawać Fulke znaku, że jakieś prace go przerastały. Odstąpił od śniadania przed wszystkimi z jego izby i opuścił stołówkę odprowadzany kilkoma nieprzychylnymi spojrzeniami. Po drodze przez centrum zamku poprawiał ubiór oraz przetłuszczone włosy. Nie bezzasadnie patrzono na niego jak na barbarzyńcę. Krzywiąc się na błyszczące od łoju dłonie, postanowił tym razem „wpaść do studzienki".

Nie tracił czujności, gdy przemknął w cieniu na patio skryte pod szklanym dachem, a potem przemknął do wschodniego skrzydła. Nawet jeśli szlachetnie urodzeni domownicy wiedli raczej nocny tryb życia, nic nie stało na przeszkodzie, aby wczesnym rankiem urządzić sobie polowanie. Poza hrabią Beliarem, w dalszym ciągu nieobecnym, w zamku urzędowało niemal półtora tuzina Ezdeńczyków błękitnej krwi – wystarczająco wielu, aby unikanie ich nie było łatwe. Na dodatek nadal zjeżdżali się, widocznie zmęczeni i z dzikością w oczach.

Kiedy Alois dochodził do szklarni, nie słyszał gwaru. Ledwie kilka istot krzątało się, korzystając z wolnej chwili przed pracą. Nadal panował półmrok. Świt kreślił wyraźną łunę nad szczytami górskiego pasma, na którym rozciągał się zamek. Było jednak dość jasno, aby to Alois wychodził z mroku, podchodząc do przedsionka szklarni. Albo się w nim skryć, kiedy spostrzegł dwie postacie prowadzące nieprzyjemną rozmowę.

Alois poznał Fulke jeszcze nim się odezwała. Charakterystycznie chrząkała ilekroć powściągała złośliwość. Ledwie Kershaw na dobre ulokował się za kolumną już kilkakrotnie wydobyła z siebie ten przygłuszony dźwięk. Jej postać ginęła natomiast za stosunkowo postawniejszą, męską sylwetką. Przygarbiony zmienny powoli wypowiadał każde słowo, jakby przyspieszenie uniemożliwiło ogrodniczce pojęcie ich znaczenia.

– Tak też kiedy się pojawi, do kogo mam go skierować? Do panienki czy panicza? – spytała Fulke przez zęby. Cichy warkot wyraźnie rozszedł się po kościach skrytego Aloisa.

Mężczyzna prosił Boga, aby jednak nie zauważono go w tej pozie. Słusznie zresztą, można było uznać go podsłuchiwacza, ale również przerwanie tej rozmowy nie wydawało się stosowniejszym wyjściem.

– Panicza – odparł zmienny. – I to czym prędzej.

– Dobrze, agrypinie Darionie. Tylko tu przyjdzie, a powiem mu, gdzie ma się udać – obiecała zmienna, wymijając rozmówcę ze spuszczoną głową.

W chwili, gdy Darion podążył za nią spojrzeniem, Alois poznał w nim zmiennego z wczorajszego zajścia. Chłodu przystającego bojówkarzom, a przynajmniej wojownikom, nie było sposób nie poznać. Tunika, błyszczące oczy oraz półdługie włosy związane na czubku głowy również wykluczały przeoczenie tej postaci.

Darion odszedł od Fulke bez słowa pożegnania, jakby miał coś pilniejszego do zrobienia. Ledwie dotykał stopami podłogi, mijając Aloisa. Parsknął tuż za plecami człowieka, jednoznacznie gasząc nadzieje, że nie zauważył go. Kiedy jednak Alois obejrzał się za nim, nic nie zdradzało, aby Ezdeńczyk mijał jakiegoś żałosnego dwunoga.

Mężczyzna opuścił wreszcie swoją kryjówkę na zdrętwiałych nogach, wkraczając do przedsionka szklarni. Skradał się, oczekując odpowiedniego momentu na danie znaku swojej obecności.

Fulke machała ogonem na boki. Kiedy układała drewniane wiadra i wiklinowe kosze, mamrotała niewybrednie o jej niedawnym gościu. Włosy jeżyły się za jej wydłużonymi uszami, kiedy w dalszym ciągu czegoś poszukiwała.

Seria Noruk: Syn PółnocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz